środa, 31 października 2012

Rozdział 1



Obudziłam się na głośny sygnał budzika. Zwlekłam się z łóżka, uważając, by czegoś nie zepsuć, bo z moim talentem… Zawsze cierpi wszystko wokół mnie, a mi nigdy nic nie jest. Wtedy zazwyczaj sprzątam, albo przepraszam, często z minimalnym tylko bólem nogi.
Przygotowałam sobie jeansowe spodnie z luźnym krokiem, niebieską bluzkę na krótki rękaw i siwą, zapinaną na zamek bluzę.

Chyba widać po mnie, że lubię słuchać rapu. Zdecydowanie różnie się od dziewczynek, u których wszystko jest ‘słit’ i różowe. Uwielbiam ubierać się tak, jak chcę, robić to, co chcę, kocham prowadzić dyskusje, porównywać poglądy innych ludzi. Nie uczę się wybitnie, ale nie jestem szaraczką.

Poszłam do łazienki, ustawiłam minutnik na dziesięć minut, tyle mi starcza. Weszłam pod prysznic, nałożyłam szampon na włosy. Myśląc o tym, co zdarzy się w najbliższym czasie. Razem z pianą spłukałam z głowy niepotrzebne myśli. Wyszłam z kabiny, ubrałam się, wysuszyłam moje średniej długości włosy. Chyba najpopularniejszym kolorem w Polsce jest średni blond. Pod tym względem się nie wyróżniam, może jedynie tym, że mam pomalowane na czarno końcówki; tak zwane ombre. Związałam je w jak wszystko u mnie luźny kok. Umiem się ubrać ładnie, ale wtedy nieswojo się czuję, nie mam pełnej swobody ruchu. Wyszorowałam zęby.

Wyszłam z łazienki, polazłam do kuchni zjeść śniadanie. Zwykłe płatki z mlekiem. Zawołałam brata, który miał mnie i Klo zawieźć na zbiórkę. Oczywiście moja kochana, ale bardzo leniwa przyjaciółka nie zdążyła wyjść nawet przed dom, bo przecież trzeba było pomalować paznokcie! Prawie się spóźniłyśmy.

Przybyłyśmy na ostatnią chwilę.
-Poproszę bilety - powiedział kierowca.
-Już daję – odpowiedziałam podając nasze zafundowane przez organizatorów kolonii karnety na dojazd.

Weszłyśmy do środka, usiadłyśmy prawie na samym końcu autobusu.
-Uwierzysz, że jedziemy na cały miesiąc do miasta jednego z najsławniejszych polskich siatkarskich klubów? – zapytała mnie Klo.
-Nie,  jeszcze czuję się jak w transie, weź mnie uszczypnij!

Moim ulubionym zawodnikiem SKRY Bełchatów jest zdecydowanie Michał Winiarski. To jego spojrzenie! Teraz myślę, że dobrym pomysłem było pójście na dodatkowy angielski. Będę mogła się przynajmniej dogadać z Alkiem, Dejanem, Konstantinem, Yosleyderem i Wytze. W końcu oni po Polsku jeszcze nie umieją…

Usadowiła się wygodnie w fotelu, włożyłam słuchawki w uszy, nastawiłam budzik na 10:30 i biorąc przykład z przyjaciółki poszłam spać, bo w końcu trzeba mieć siłę na wyrywanie chłopaków!
BEŁCHATÓW – UWAGA – PRZYBYWAM! 
***
 Pierwszy rozdział jest, chyba się będzie podobać. Opowiedziałam trochę o postaci ; )

wtorek, 30 października 2012

Prolog

-Ohh! To cudownie, że wyjeżdżasz na obóz! - powiedziała moja najlepsza przyjaciółka, Klaudia, kiedy oznajmiłam jej o moim wyjeździe na kolonie siatkarskie. Niestety nawet przez telefon słychać było, że nie jest zbyt radosna.
-Mam coś na pocieszenie! Ty też jedziesz!
-Co?! Ale jak to? Przecież tylko ty wysyłałaś zgłoszenie. Ja nie zdążyłam przez ten wyjazd do babci.
-Na wszelki wypadek napisałam za ciebie i wysłałam w jednej kopercie.
-Dobra, teraz mama mnie woła, musimy kończyć. Do zobaczenia jutro na zbiórce przy szkole o 5:35!
-Ale ja nie mam w co się ubrać!
-Poradzisz sobie, ja muszę się zbierać, bo trzeba spakować walizkę. Przygotuj się na cały miesiąc codziennej gry i oglądania dup chłopaków!

Głębokim westchnieniem skończyła rozmowę, a ja poszłam do kuchni poszukać mojej mamy. Chciała, żebym pomogła jej robić ciasto, którego kawałek wezmę jutro na drogę. Trochę przerażała mnie wizja dwunastogodzinnej podróży rozklekotanym autobusem, aż do Bełchatowa. Na początku miałyśmy jechać pociągiem, byłoby szybciej, ale oczywiście mój przewrażliwiony tata uparł się na autobus, bo bał się puścić mnie w tak daleką trasę z przesiadkami.

Kiedy skończyłyśmy piec ciasto powłócząc nogami ze zmęczenia poszłam spakować walizkę dość dużych rozmiarów. Pomyślałam, że nie dam rady jej za sobą taszczyć, ale trudno – jakoś sobie poradzę. Spakowałam stosunkowo mało ciuchów, bo nie jestem zbyt wymagająca, co do odzieży. Musiałam zmieścić jeszcze parę butów do gry, dwie do chodzenia po mieście i jedne zwykłe, tandetne trampki, w razie czego, jak powiedziała moja mama. Z kosmetyków wzięłam tylko tusz do rzęs i eyeliner. Więcej nie potrzebowałam, mimo, że moja cera do idealnych nie należała. Nienawidzę podkładów, fluidów i czegoś tam jeszcze, nawet nie znam ich nazw. Czemu? Podchodzisz, żeby się przywitać z jakąś dziewczyną, standardowo – buziak w policzek i nagle się okazuje, że pół jej tapety znalazło się na twojej twarzy. Obrzydliwość! Do kosmetyczki włożyłam antyperspirant, maszynkę do golenia, paczkę tamponów i dwa lakiery do paznokci. Do najmniejszej bocznej kieszonki wsadziłam plaster, bo w końcu zdarzyło mi się raz wybicie i musiałam mieć choć minimalną ochronę przed ponowieniem kontuzji.

W końcu czas pakowania minął, a ja padnięta rzuciłam się na łóżko. Ustawiłam budzik na godzinę 4:50, myśląc o tym, że rano obowiązkowo trzeba pójść pod prysznic, bo teraz nie miałam na to siły. Nawet nie przebrałam się w piżamę i po około pięciu minutach zasnęłam.

 Prolog skończony. Mam nadzieję, że zapowiada się dobrze i spodoba Wam się mój styl pisania. Pozdrawiam - Lili