środa, 26 grudnia 2012

Rozdział 25

Od razu wydała mi się znajoma. Spojrzała się w moją stronę, kiedy mierzyłam ją wzrokiem. Wystarczyło, że zobaczyłem jej oczy i już nie miałem wątpliwości, co do jej osoby. Pamiętałem ją. Była na pogrzebie mojego wuja. Razem z jakąś obcą kobietą. Mama nie chciała mi powiedzieć, kim one są.
- Część, my się skądś znamy, prawda? –podszedłem do niej i spytałem.
- Ciebie nie sposób nie znać – uśmiechnęła się. Ogniki w jej zielonych oczach zaigrały zabawnie.
- Mówię serio, pamiętam cię. Byłaś na pogrzebie mojego wuja. Na sto procent.
- Kiedy to było? – teraz już się nie uśmiechała. Zbladła, a te jej ogniki zniknęły z oczu.
- Jakieś cztery miesiące temu.
- Faktycznie, byłam.
- Kto to był dla ciebie?
- Ojciec – urwała, a później z bardzo smutnym wyrazem twarzy poszła na halę. Mógłbym przysiąc, że miała łzy w oczach. Ale się nie dziwię.
Tylko, skoro była jakąś tam moją kuzynką, czemu nie poznałem jej wcześniej? Przecież ten wujek był bratem taty, a my jeździliśmy do niego dość często, kiedy byłem młodszy. Coraz bardziej wzmagała się moja ciekawość. Wydawało mi się, że powinienem był ją wcześniej zauważyć. Miałem pamięć do twarzy. Weszliśmy z Kostkiem na halę i zaczęliśmy rozgrzewkę. Co chwilę rzucałem spojrzenia w jej kierunku. Chyba już jej przeszło. Uśmiech wrócił na jej twarz, a nawet z odległości widać było te jej wesołe ogniki.
 ***
Była godzina osiemnasta. Jakaś dziewczyna wpadła do mojego pokoju.
- Cześć, jestem Iga. Iga Chojniacka. A ty Lili, tak?
- Tak, witam – uśmiechnęłam się i podałam jej rękę na przywitanie. – Będziemy dzielić razem pokój?
- Tak. Wybrali mnie, bo jestem jedną z najmłodszych, a nie chcieli cię umieszczać z jakąś starszą – wyszczerzyła się.
- Już się bałam, że będę musiała ciągle sztywno chodzić i sprzątać – zrobiłam identyczną minę, co ona.
- Nie bój się, żadna z dziewczyn mi nie matkuje. Na samym początku ustaliłyśmy sobie, że zwracamy się do siebie po imieniu.
- Cieszę się. Które łóżko jest twoje? – popatrzyłam na oba identycznie zaścielone łóżka.
- Te po lewej. Ale jak chcesz, to możemy się zamienić – zaproponowała.
- Nie, dzięki, nie jestem wybredna – pokazałam rząd moich zębów.
- To rozpakowuj się, bo o 19:30 jest kolacja zapoznawcza.
- Następne pytanie, która szafa jest moja? – spytałam, cały czas się uśmiechając.
- Po prawej. A w łazience po tej samej stronie jest twoja półka.
- Dzięki! Ej, znasz dobrze tego Kacpra?
- Niezbyt. Dopiero w tym roku tu doszłam i to niedawno, nie zdążyłam zamienić z nim zbyt wielu słów – zaraz po tym dodała pełnym zrozumienia i trochę sarkastycznym tonem. – Już wiem, co się kręci.
Nie wyszło jej, dlatego chwilę po tym wybuchnęła śmiechem, a ja powtórzyłam jej czynność.

Kiedy wypakowałam wszystkie rzeczy z walizki, położyłam ją na szafie obok tej Igi. Pogadałyśmy jeszcze chwilę, a później ruszyłyśmy na stołówkę. Po drodze wysłałam sms-a Aleksowi, że dojechałam i właśnie mam kolację. Odesłał odpowiedź, zanim jeszcze doszłyśmy na miejsce. Kazał mi zaraz po kolacji wejść na skypa i pogadać. Zgodziłam się, czemu nie? Otworzyłyśmy drzwi jednym pchnięciem i podeszłyśmy do stolika. Każda po kolei mi się przedstawiła. Było idealnie. Moje największe marzenie się spełniło, znalazłam przyjaciół i zrozumienie. To jest cudowne.

Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Za każdym razem, kiedy spojrzałam na Kacpra, on patrzył w moją stronę. Mogłabym przysiąc, że odwracał wzrok z mojej osoby tylko wtedy, kiedy robił kanapkę. Brawo ja. Przecież byłam zajęta! Odetchnęłam z ulgą, kiedy kolacja się skończyła. Wróciłam do pokoju i odpaliłam laptopa. Najpierw facebook, nie chciało mi się tak od razu gadać z Aleksem. Miałam masę nowych zaproszeń z ukrytych kont siatkarzy i zwyczajnych kont dziewczyn. Powiadomień było jeszcze więcej, niż zaproszeń. Na szczęście większość była tylko wezwaniami do zagrania w te głupie gry. Z zaczepek zrezygnowałam już dawno, znudziły mi się. Odebrałam wiadomość od Janusza, który dziękował mi za współpracę i gratulował przejścia do reprezentacji. Pewnie tęsknią tam. Włączyłam skypa, po czym wybrałam profil Alka. Pogadaliśmy przez chwilę. Skrzętnie ukrywałam to, że poznałam Kacpra  i coś chyba zaiskrzyło. Nie chciałam zranić tego polskiego Serba. W końcu to był Skrzat! A może mu powiem…? Nie, jednak nie. Skończyliśmy rozmawiać. Do pokoju przyszła Iga.
- Cześć, z kim gadałaś?
- Z Aleksem tylko.
- Którym?
- Atanasijevićem. Ze Skry Bełchatów.
- To twój facet?
- W zasadzie tak, ale mam z tym problem.
- Opowiadaj – powiedziała. Mimo, że znałyśmy się kilka godzin czułam, że mogę jej zaufać.
- Myślałam, że go kocham. Na tamtym obozie byliśmy ze sobą. Ale, kiedy pierwszy raz zobaczyłam Kacpra, coś się we mnie zmieniło. Rozumiesz mnie?
- Doskonale. Zakochałaś się.
- Tak myślisz?
- A czemu nie?
- Do tej pory nigdy w życiu mi na nikim nie zależało.
- Może czas to zmienić?
- Może… Ale ja nie umiem tak po prostu zerwać z Aleksem. Zbyt dużo z nim przeszłam. Kiedyś ci opowiem, jak to było.
- Nikt nie powinien stawać na przeszkodzie osobom, które się naprawdę kochają.
- Ugh. Nie mogę się ogarnąć. Idziemy spać, co?  Jutro trzeba rano wstać.
- Dobra, w takim razie dobranoc.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie, po czym ona poszła do łazienki się wykąpać, co ja zrobiłam już wcześniej. Wychodząc zgasiła światło, co ja przyjęłam z ulgą. Zamknęłam oczy i po chwili zasnęłam.
***
Dodałam! Miałam dziś trochę czasu. Jak minęły święta? Mi nawet dobrze! Dziękuję za prawie 4800 wejść! Kocham was ♥
Pozdrawiam ; *

niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 24



Chłopak, na oko w moim wieku, siedział na ławce oparty nonszalancko o stolik. Był cholernie przystojny. Lekko zakrzywiony nos, wklęsłe policzki, oczy o kolorze brązowo pistacjowym. Opalony, lub, może po prostu takiej karnacji. Był blondynem, wyglądał, jakby był trochę wyższy ode mnie. Zauważyłam też, że miał dość szerokie barki i nogi, które gdzieniegdzie poznaczone były bliznami. Sprawiał wrażenie, jakby był na pograniczu dzieciństwa, ale miał już cechy dorosłego. Przez chwilę stałam w miejscu i patrzyłam na jeszcze dla mnie bezimiennego. Robiłam to jeszcze do chwili, w której przeniósł wzrok na mnie. Kiedy tylko spojrzał w moją stronę, ja, zawstydzona przeniosłam wzrok na trenera.
- Może mnie pan przedstawi?
- Ach tak, oczywiście – wymamrotał, po czym już donośnym głosem powiedział – To jest Liliana. Nasza nowa zawodniczka, prawdopodobnie szkolona będzie na rezerwową, ale nie wiadomo, zobaczymy, jak się spisze.
Wszyscy odpowiedzieli zgodnie coś w stylu ,,Cześć Liliana’’, ale ja nie przejmowałam się nikim, z wyjątkiem chłopaka. Usłyszałam jego głos. Głęboki i piękny. Odniosłam potrzebę, aby się w nim zatracić. Teraz już wiem, co czuły dziewczyny, kiedy opowiadały mi o swoich związkach, tak pięknych, według nich. Ale ja przecież jestem z Aleksem! On mnie kocha… Toczyłam w głowie swoje dyskusje, ale trzeba było wejść na górę, żeby zanieść bagaże. Ruszyłam z miejsca ze spuszczoną głową; cały czas byłam zarumieniona. Poczułam, jak ktoś wyjmuje mi z ręki walizkę.
- Cześć, jestem Kacper. Obecnie jestem w sztabie medycznym. Daj, pomogę ci – usłyszałam ten jego zmysłowy głos i podniosłam wzrok. Pochylił się nade mną i rozchylił moje palce z uchwytu.
- Dzięki – wymamrotałam, bo moja świadomość była zaburzona dotykiem jego palców. Miał je takie ciepłe, a ja, mimo gorąca na zewnątrz (z resztą, jak zazwyczaj), posiadałam prawie lodowate.
- Więc, gdzie mieszkasz? – spytał wchodząc po schodach.
- Od urodzenia w Gdańsku. A ty?
- Niedaleko Olsztyna.
- Jak to się stało, że trafiłeś tutaj?
- Na początku uczyłem się w liceum, a później, na meczu kobiet, któraś przewróciła się o bandę i złapała za kostkę. Podbiegłem do niej i od razu zastosowałem ćwiczenia, które pokazali nam na lekcjach. Zauważył mnie Świderek i od razu zaprosił tutaj, mówiąc, że to jest, jak praktyka, ale troszkę dłuższa.
- Więc, do kiedy tu zostajesz?
- Może rok? O ile nie podpiszą ze mną następnej umowy. Teraz jestem świeżo, po przedłużeniu starej.
- Nie żałujesz, że oderwali cię od nauki? Jak to się skończy, będziesz musiał wrócić i zacząć z nie swoim rocznikiem od nowa…
- Zobaczyłem tu tyle, ile nie zobaczyłbym nigdy, gdybym tu nie przyszedł.
- Dzięki, że mi pomogłeś. Było mi bardzo miło porozmawiać – powiedziałam, kiedy doszliśmy do mojego pokoju.
- Przebywanie w twoim towarzystwie jest nagrodą.
Zawstydziłam się i wycofałam do pokoju. Układ mieszkania był podobny do tego z ośrodka, ale z salonu szło się w prostej linii do łazienki, a nie do sypialni. Wystrój różnił się niewieloma rzeczami, więc czułam się podobnie, jak tam. Czyt. przytulnie i miło. Chwyciłam bluzkę i poszłam się przebrać po długiej jeździe.
***
Co ja będę robić, kiedy nie ma już Lili? Cały czas wolny spędzałem z nią, a teraz? Może z chłopakami trzeba się znów zbratać? Takie myśli przepływały mi przez głowę, kiedy siedziałem na kanapie, z którą wiązało się wiele wspomnień. Ciekawe, jak ja mam to wszystko wytrzymać? To ona była takim kopniakiem do wstawania codziennie rano. Trzeba się ogarnąć. Wstałem z tego pieprzonego mebla i poszedłem do łazienki umyć się. Nie chciałem dziś już nigdzie wychodzić, nie miałem na to ochoty. Wykąpałem się, po czym udałem do łóżka i po dziesięciu minutach zasnąłem.

Kiedy się obudziłem, miałem uczucie, że coś się dzisiaj zdarzy. Wstałem z łóżka, zdjąłem kołdrę z Kostka i chwyciłem ciuchy, po czym udałem się do łazienki, wykąpałem i wyszedłem na stołówkę. Nic mi z tego nie przyszło, bo zjadłem śniadanie sam. Poczekałem na innych, a później porozmawiałem chwilę z Ćupkiem. Ten to ma nasrane. Ma dwadzieścia pięć lat, wygląda na dwadzieścia, ale umysł ma dziesięciolatka. Wygłupialiśmy się jeszcze, aż wszyscy zjedli. Wtedy przyszedł ten Janusz, czy jak mu tam. Zaczął mówić coś po polsku. Najwyraźniej zapomniał, że są tu też dwaj Serbowie. Halo, my istniejemy! W końcu zobaczył moją i Kostka ogłupiałą minę i kazał Winiarowi to wytłumaczyć. Ten kierownik chyba po angielsku nie umie. Podszedł o nas Michał i powiedział:
- Przyjedzie do nas nowa dziewczyna. Jakaś Tanja. Bardzo chciała się tu dostać, a kiedy usłyszała, że zwolniło się miejsce po Lili od razu zadzwoniła i poprosiła o przyjęcie.
- Skoro ma na imię Tanja, to skąd jest? Bo na pewno nie z Polski.
- Jest z Serbii, będziecie mogli się z nią dogadać. Ale na szczęście dla nas, ona umie po Polsku.
- Czemu dla was na szczęście?
- Bo w końcu nie będziemy musieli używać tej łamanej angielszczyzny – wyszczerzył się do nas, a my odwzajemniliśmy minę.
- W końcu ktoś, a nie tylko Ćupko!
- Masz mnie dość? – spytał Kostek.
- Od urodzenia.
Dostałem z pięści w ramię i po chwili ruszyliśmy do naszego pokoju, żeby przebrać się na trening. Ubrałem moją koszulkę i spodenki, wyjąłem buty, po czym zawiązałem sznurowadła i popchnąłem Konstantina na łóżko. On zaczął mnie gonić, schowałem się w łazience. Odsunął się od drzwi, a ja, przygotowany na wszystko, wybiegłem z pomieszczenia i rzuciłem się w stronę drzwi. Goniliśmy się do drzwi hali. Złapał mnie i zaczął czochrać włosy.
- Tylko na tyle cię stać?
- Nie, ale nie chcę cię ośmieszyć.
- Niby przed kim?
- Przed nią – wskazał na dziewczynę właśnie wchodzącą do sali.
***
Skończyłam rozdział! przepraszam, że ostatnio nie dodałam, święta, wiecie, jak to jest. 
A' propos świąt: Życzę wam zdrowych, wesołych, szczęśliwych i kreatywnych świąt, oraz prezentów, z których się ucieszycie!
Pozdrawiam, Lili ;*

czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 23



Trener Anastasi wytłumaczył mi kilka rzeczy, między innymi, że z Warszawy odbierze mnie Świderek i przewiezie do Piły na zgrupowanie. Rozmawialiśmy przez około pół godziny, aż w końcu wzięłam książkę i zaczęłam czytać. Nie mieliśmy tematów, a jemu chyba nie chciało się wysilać po angielsku. Co chwila patrzyłam na drogę i stwierdziłam, że jeździ, jak typowy Polak. Kiedy ktoś nie chciał mu ustąpić na skrzyżowaniu, prawdopodobnie przeklinał po włosku, po czym wpychał się komuś innemu. Kilka razy zaszyło się, że staliśmy na światłach, a z samochodu obok ktoś wychodził, prosząc o autograf. Udawałam, że nie widzę, jak uśmiecha się po kryjomu, udając, że jest zirytowany. Po trzech i pół godzinie drogi dojechaliśmy na miejsce.
- Dziękuję bardzo. Za wszystko – powiedziałam, kiedy wyjmował moją torbę z bagażnika.
- Nie dziękuj. Gdyby nie to, że jesteś dobra, to nie dostałabyś się.
Uśmiechnęłam się szeroko, podziękowałam, mimo wszystko jeszcze raz i podeszłam do nowego trenera. Na pierwszy rzut oka wydawał się miłym, trochę starszym facetem, który lubi się uśmiechać.
- A więc w końcu cię poznałem! Tyle dobrego się nasłuchałem o twojej grze…
- Miło mi, Liliana – uśmiechnęłam się podając mu rękę.
Poszłam za nim do samochodu przygotowując się do następnej długiej jazdy. Weszłam do samochodu i zamknęłam drzwi. Szkoleniowiec zapakował moją walizkę, po chwili usiadł na siedzenie kierowcy.
- No więc tak: od jutra zaczynasz treningi z dziewczynami. Na początek chcę zobaczyć, jak spisujesz się na różnych pozycjach.
- Na jakiej pozycji najchętniej pan by mnie widział?
- Potrzebuję atakującej i środkowej. Ale i rozgrywającą bym nie pogardził.
- Najbardziej chciałabym być rozgrywającą, jednak o tym chyba pan już wie. W liceum grałam jednak i na dwóch pozostałych pozycjach.
- Widziałaś kiedyś na żywo, jak grają moje dziewczyny?
- Niestety nie miałam okazji.
- Więc jutro najpierw pooglądasz. Dopiero kolejnego dnia sobie pograsz.
- Oczywiście. O której będę musiała wstawać?
- O 7 jest śniadanie. Dali wam w kość na tych obozach, że się pytasz? – wyszczerzył się.
- Tak trochę – zrobiłam identyczną minę. – Budzik miałam ustawiony na 5:30, a śniadanie było o 6:15. Później treningi i od 17 koniec, czyli czas wolny dla nas. Nie powiem, że nas rozpieszczali, ale były dni-niespodzianki. Ale przecież nie będę tam do końca, więc nie mogę oceniać.
- Coś cię smuci? – widocznie wyczuł nutę smutku w moim głosie, bo zadał to pytanie.
- Zostawiłam tam tyle wspaniałych osób. Mówię głównie o chłopakach, bo nie będę miała okazji, żeby znów spotkać wszystkich na raz. Na dodatek – nie będę ukrywać – związałam się z jednym z siatkarzy i, chociaż dziś wyjechałam, to już tęsknię
- Można się spytać z którym?
- Atakującym Skry Bełchatów, Atanasijevićem.
- Wysokie loty, widzę.
- A jak lubię?
- No dobrze, przecież wam nie zabraniam.
Reszta drogi minęła miło, okazało się, że mój nowy trener ma znakomite poczucie humoru, a na dodatek mamy wspólne tematy. Cieszyłam się z takiego obrotu sprawy, chociaż słyszałam, że na boisku nie odpuszcza. Mijaliśmy kolejną wioskę przy głównej ulicy.
- Mógłby pan się zatrzymać? Muszę do toalety – po raz kolejny w tym dniu obnażyłam rząd moich zębów.
- Jasne, zjemy coś przy okazji, strasznie zgłodniałem.
-A’propos jedzenia; czy obowiązuje jakaś dieta?
- Zależy.
- Od czego?
- Od tego, czy w danym okresie gramy mecz – parsknął śmiechem.
Zatrzymaliśmy się przy jakiejś małej restauracji. Od razu pognałam do toalety. Od razu lżej. Zaraz po tym złożyliśmy zamówienia. Wzięliśmy sobie na spółkę pizzę.  Muszę zaznaczyć sobie na mapie tą knajpkę, bo jedzenie mają tu rozpływające się w ustach. Wróciliśmy do samochodu i ruszyliśmy w dalszą podróż. Okazało się, że, kiedy Alojzy chciał mi pokazać jakiś miejscowy zabytek, zgubiliśmy drogę.
- Gratuluję! Ale my tu przecież zginiemy! Ja chciałam pograć w tej reprezentacji troszeczkę, a nie zginąć, zanim jeszcze poznałam jakąkolwiek zawodniczkę!
- Spokojnie, zaraz znajdziemy drogę!
Nie obeszło się bez włączenia nawigacji. Dałam mu do zrozumienia, że wjechaliśmy w złą drogę, na dodatek wjechaliśmy o wiele za daleko. Cofnęliśmy się o kilka kilometrów, a trener zdecydował, że wcale nie jedziemy zwiedzać. Wróciliśmy na główną drogę i kontynuowaliśmy podróż. Zostało nam jeszcze do pokonania około 128 kilometrów. Zahaczyliśmy jeszcze o TESCO, bo miałam zamiar zaopatrzyć się w kilka tabliczek czekolady i lentylki. Kocham te czekoladowe cukiereczki. Jakby ktoś nie wiedział, to są one w stylu M&M’s-ów, ale tańsze i minimalnie mniejsze. Mięliśmy stary kościół i przejechaliśmy przez skrzyżowanie. 70 kilometrów… Już nie mogłam się doczekać, żeby poznać moje ,,współpracowniczki’’. Chwyciłam książkę, której nie dokończyłam wcześniej. Jane kochała Daniela, a ten z kolei był gejem, którego partnerem był Martin, ale był biseksualny i miał na boku partnerkę, Daniel, pragnąc zemsty przespał się z Jane, która była właśnie ukrytą partnerką Martina. Nic nie skończyło się szczęśliwie, bo dziewczyna, dowiadując się o tym, że Daniel był z nią tylko dla zemsty, rzuciła się pod pociąg, a Martin został bezdomny i wydziedziczony przez rodzinę, bo dowiedzieli się o jego orientacji seksualnej. Jednym słowem – masakra.
W końcu dojechaliśmy! Świderek wyjął walizkę z bagażnika i zaniósł do pokoju, który miałam z kimś dzielić, ale jeszcze tego kogoś nie poznałam. Zeszliśmy do stołówki. Stanęłam nagle w miejscu na widok pewnej osoby…
***
Nie miałam dziś pomysłu za bardzo.
JUTRO KONIEC ŚWIATA! Wierzycie w to? Bo ja nie xD
Wczoraj dodałam wam notkę, którą pisałam najszybciej, jak mogłam, bo trzeba było jechać na zakupy XD
Pozdrawiam serdecznie ; *

środa, 19 grudnia 2012

Rozdział 22



Obudziłam się wyjątkowo o 9 rano. Akurat dziś wyjeżdżałam. REPREZENTACJO, PRZYBYWAM! Nagle uświadomiłam sobie, że moja mama nic nie wie! Szybko chwyciłam za telefon i wybrałam numer mojej rodzicielki.
- Cześć mamuś!
- Cześć – odpowiedziała zaspanym jeszcze głosem. – Coś się stało?
- Właściwie, to nie. Albo tak! Mamuś, mam bardzo radosną nowinę. Dostałam się do reprezentacji!!! Dziś wyjeżdżam na zgrupowanie kadry.
- Opuszczasz obóz?
- Tak. Ale to jest takie cudowne! Spełniło się moje największe marzenie! Nie cieszysz się?
- Cieszę się bardzo. Tylko chodzi o to, że jestem śpiąca, bo wczoraj przyjechała ciotka Weronika ze swoim małym i przez większość nocy nie spałam przez tego łobuza. Na dodatek nie piłam jeszcze kawy i nie myślę i nie okazuję uczuć. Mówiąc w twoim stylu, to masakra.
- No więc dziś wyjeżdżam, zostawiam tu wszystkich. Wezmę dla ciebie autografy od każdego. Kurek jest, też od niego wezmę. Ze specjalną dedykacją poproszę, specjalnie dla ciebie.
- No, widać, że moja krew! Mam nadzieję, że będę oglądać twoją grę w telewizji!
- Powoli, wątpię, że od razu trafię do pierwszej szóstki. Dobra, teraz kończę, muszę się spakować i ze wszystkimi pożegnać, pa!
- Grzeczna masz być! Pa!
Zakończyłam rozmowę i ruszyłam do łazienki. Najpierw się wykąpałam, następnie pozbierałam moje rzeczy stamtąd. Obeszłam całe mieszkanie, zaglądając do najmniejszych szpar, w poszukiwaniu czegoś, co przypadkowo mogłabym zostawić. Następna moja zła cecha. Gdziekolwiek byłam, musiałam pilnować moich bagaży, bo zapominałam czegoś wziąć. Chwyciłam walizkę, kiedy byłam pewna, że nic nie zostało, po czym wyszłam. Zanim zamknęłam drzwi, omiotłam spojrzeniem wnętrze, wspominając te miłe chwile i te trochę mniej miłe… Zakluczyłam drzwi od zewnątrz i ruszyłam korytarzem w kierunku schodów. Zauważyłam Piotrka.
- Cześ Pioootruś! Jak ja cię kocham…
- Dobra, daj tą walizkę.
- Jak ty mnie dobrze rozumiesz!
Zeszliśmy na dół, a on cały czas upominał mnie, żebym pisała do niego codziennie e-mail ze sprawozdaniem na dwie strony w Wordzie. Stwierdziłam, że nie starczy mi tuszu aż na dwie strony. Jesteśmy tacy cudowni.
- Dziękuję, już mogę wziąć ten bagaż.
- Ależ nie, ja poprowadzę!
Zaprowadził mnie na stołówkę, gdzie dziś wyjątkowo było drugie śniadanie.
- Jak cudownie, że jesteście tu wszyscy! – krzyknęłam, po czym wyciągnęłam z torby czysty zeszyt i długopis. – Każdy z was ma mi tu złożyć podpis, taki ładny i okrąglutki. Dla mojej kochanej mamusi. Taki zeszyt pamiątkowy. Do roboty!
Zeszyt poszedł w ruch i wszyscy (nawet blondasy) podpisali się. Później pamiątkowe zdjęcia. Z większością po kilkanaście.
- Lili, mamy coś dla ciebie! – Igła, jako przedstawiciel grupy wstał i uderzył widelcem w szklankę, prosząc o ciszę.
Na stołówkę wszedł Winiar z Zibim niosąc butelkę szampana, która była owinięta w czerwony materiał. Podeszli do mnie i otworzyli korek z hukiem. Od razu podstawiłam kubek.
- Naprawdę, nie musieliście! – wzruszyłam się.
- Ale to nie wszystko!
Odwinęli ten materiał z butelki i okazało się, że to koszulka reprezentacyjna! Z numerem 13! I MOIM NAZWISKIEM! Oczywiście wersja męska. Rozpłakałam się na ten widok. Nie musieli.
- Kocham was, wy chyba mnie też! – zaśmiałam się. – A teraz muszę się zbierać, bo trzeba ruszać!
Wytarłam łzy, odebrałam zeszyt, już cały zapełniony podpisami. Z każdym z osobna się przytuliłam i wymieniłam kilka słów na pożegnanie. Kubiak mi podziękował, że go zeswatałam. Winiar kupi mi na święta wiewiórkę. Zibi przeprosił jeszcze raz za wszystko. Ćupko kazał więcej się nie Miziać z Alkiem na jego oczach.  Kurek pogratulował mi dostania się do kadry. Igła umówił się ze mną na kurs drapania po plecach, bo teraz moja kolej przecież! Woicki życzył mi powodzenia. Pliński kazał pozdrowić trenera. Było tego mnóstwo! Na końcu podeszłam do Alka.
- Będziesz tęsknić prawda?
- Oczywiście! A ty nie zapomnij pisać codziennie. Każdego dnia ma byś sms na dzień dobry i dobranoc! Nie znoszę sprzeciwu.
- A ciekawe kto będzie cię budził codziennie rano, jak mnie nie będzie…
- Kostek zapewne – wyszczerzył zęby.
- Przygotuj się na zwalanie kołdry i ostre promienie słoneczne co rano. Raczej do ciebie nie podejdzie i nie da ci buziaka w policzek!
- Pfff, poradzę sobie sam. Istnieje taka opcja, jak drzemka! Nie będzie rano problemów.
- Zobaczymy!
Pocałował mnie na pożegnanie. Wziął moją walizkę i odprowadził do samochodu. Trener Anastasi miał mnie zawieźć do Warszawy, skąd odbierze mnie ktoś ze sztabu medycznego reprezentacji. Aleks włożył bagaż do bagażnika i szarmancko otworzył mi drzwi.
- Ci młodzi – prychnął Andrea.
- Do zobaczenia! Przynajmniej mam taką nadzieję…
Ostatni pocałunek, łzy w oczach i zbliżająca się tęsknota, to niezbyt dobra wróżba nadchodzącej przyszłości. Wsiadłam do auta, zamknęłam drzwi. Machałam, aż do momentu, kiedy straciłam go z oczu. W końcu wyjechaliśmy za miasto, a mnie ogarnął strach przed tym, co będzie.