niedziela, 12 maja 2013

Epilog




- Łucja! Chodź do mamy! – krzyknęłam. Przybiegła do mnie trzyletnia dziewczynka o kręconych włosach. Aleks był z tego dumny.
- Mamuuś! Wróciłaś! – przytuliła mnie, a ja podniosłam ją i obróciłam kilka razy. Wróciłam z turnieju w Moskwie. Od niespełnionej próby samobójczej minęło pięć lat. Po udanej rehabilitacji urodziłam dziecko. Właściwie dwójkę. Zaraz po Łucji podbiegł czteroletni Konstantin. Tak, to dzięki Ćupkowi. Uparł się, żebyśmy go tak nazwali, a my się zgodziliśmy.

Od tamtego czasu cieszyłam się każdym ruchem nóg. Oboje z moim mężem graliśmy w Rosyjskiej lidze. Miałam teraz 29 lat, ale wcale nie zrobiła się ze mnie staruszka. Grałam jako rozgrywająca i spisywałam się świetnie. Z moim klubem (Dinamo Kazaniem) zdobyłyśmy mistrzostwo dwa razy pod rząd.

Znałam 4 języki, czyli Polski, Serbski, Rosyjski i Angielski. Teraz uczyłam się jeszcze Hiszpańskiego i Niemieckiego, żeby zawstydzić brata. Okazało się, że jego związek z o 10 lat starszą kobietą nie wypalił, a zaraz potem zainteresowała się nim moja przyjaciółka – Klaudia. Byłam z tego strasznie dumna, bo to ja ich zeswatałam. Julia związała się z kolegą Aleksa i od mojego wesela są ze sobą. Nie mam pojęcia co z Kacprem i Tanją oraz z Bartkiem.
- Cześć kochanie – siatkarz podszedł do mnie i pocałował.
- Witaj, staruchu – zaśmiałam się. – 33 lata… Chrystusowe masz.
- Mamo, pojedziemy na basen? – zapytał się Kostek. On uwielbia pływać.
- Teraz jestem zmęczona, pójdziemy później – wzięłam walizkę i weszłam do domu. Nawet jej nie rozpakowałam. Zdjęłam tylko kurtkę i padłam na łóżko. – Aleks, może sam z nimi pójdziesz?
- Nie, zaraz cię stąd wyciągnę - złapał mnie za stopę i ściągnął z pościeli.
- Potworze! – krzyczałam i wiłam się. – Jak możesz?!
- To pójdziesz z nami dobrowolnie, czy mam cię jeszcze przebrać? – zapytał śmiejąc się.
- Chętnie… W szafce jest strój – wyszczerzyłam zęby.
- Jak chcesz!
- Mama! Chodź! Zgubiłam ulubioną skarpetkę! – zawołała mnie Łucja. Poszłam do jej pokoju i złapałam się pod boki.
- Mała, pobawimy się w Sherlocka. Gdzie ją ostatni raz widziałaś? – wzięłam lupę z półki. Przyłożyłam ją do oka.
- Tam! – wskazała na szufladę. Podeszłam do niej i przetrząsnęłam całą jej zawartość. Znalazłam na samym dole.
- Jak szukałaś, urwisku? Chodź, musimy się przebrać – wzięłam ją za rękę i zaprowadziłam do łazienki. Pomogłam się jej zmienić ubiór, a później poszłam po Kostka. Jemu też musiałam pomóc znaleźć kąpielówki.
- Co się mówi?
- Dziękuję – pocałował mnie w nadstawiony policzek.
- Możemy iść? – zapytał mnie Aleks.
- Jeszcze moment. Załóż dzieciom kurtki, co? Ale nie buty! Umieją już, niech się usamodzielniają!
- Herod baba z ciebie! Dzieciakom kazać cierpieć…
- Cierpieć?! No błagam, nie rozpuszczaj ich.
- Dobra, dobra. Idź się przebrać – weszłam do łazienki. Założyłam jednoczęściowy strój, bo… innego nie odważyłabym się nosić. Po operacji zostały mi blizny. Wstydziłam się tego strasznie. Obejrzałam je w lustrze, ale zaraz po tym zasłoniłam. Ubrałam całą resztę i wyszłam. Włożyłam kurtkę oraz buty i mogliśmy iść.
- Ja prowadzę – wepchałam się przed Aleksa, zabierając mu kluczyki. W końcu zrobiłam prawko. Mama powinna być ze mnie dumna. Mimo wszystko, nie zrezygnowałam z poruszania się motorem. Kupiłam sobie dobry, oczywiście z pomocą Tomka. Chłopak po wypadku nie mógł uwierzyć, że to mi się stało. MI, jego siostrze, siostrze jednego z najlepszych ,,jeźdźców’’ w całym Gdańsku.

Wyjechałam z parkingu i ruszyłam w stronę basenu. Znałam ją doskonale, bo codziennie jeździłam tamtą drogą na treningi. Żałuję, że przez tamte dwa lata nie ćwiczyłam. Moja forma spadła praktycznie do 30% możliwości, jedynie siła w rękach się zwiększyła, ze względu na prowadzenie wózka. Zachowałam go na pamiątkę. Stoi głęboko w garderobie i przypomina mi o tym złym czasie, który przeżyłam. Kiedy na niego patrzyłam, przypominało mi się to wszystko, co przeżyłam. Od razu łzy napływają mi do oczu, ale zdaję sobie sprawę z tego, ile mam.

Dojechaliśmy na basen, złapaliśmy dzieci za ręce i weszliśmy do środka. Cieszę się, że mam to wszystko…
 ***
Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali cało opowiadanie.  Dla mnie znaczy to bardzo dużo. Przez tego bloga zyskałam wyższą ocenę na półrocze z języka polskiego i dowiedziałam się, jak trudno dotrzymać niektórych terminów. 
Dziękuję za te stale rosnące statystyki. 
Dziękuję za (w tym momencie) 464 komentarze.
Dziękuję dziewięciu osobom, które dodały mnie do obserwowanych. 
Dziękuję za prawie 30k wyświetleń. 
Dziękuję, za to, że byliście ze mną przez 73 opublikowane notki, tyle liter, słów, zdań. 
Dziękuję za motywację komentarzami.

A teraz czas na przeprosiny. 

Przepraszam za to, że zmieniłam częstotliwość dodawania notek.
Przepraszam za kilka zbyt długich przerw. 
Przepraszam za czasem zbyt krótkie rozdziały. 
Przepraszam za to, że musieliście dopraszać się nowych epizodów.

Możliwe, że za jakiś czas dodam tutaj informację o nowym blogu. Nie wiem kiedy to będzie, ale na pewno nie w maju, gdyż mam cały zawalony. Już zaczęłam pisać ową historię, ale musicie troszeczkę poczekać.

Proszę o to, żeby każdy, kto przeczytał mój blog, skomentował epilog. Chcę się dowiedzieć, ile Was wszystkich było ; )
Proszę o wybaczenie za to, że musicie poczekać na kolejną moją historię. 

Liczę na szybkie ,,spotkanie'' na kolejnym blogu. 

Ostatni raz pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i życzę samych najlepszych rzeczy ; * 
Do napisania!

piątek, 10 maja 2013

Rozdział 70



Dwa lata później, mimo częstych zapewnień Aleksa, nie było lepiej. Jeździłam na wózku, co w pewnym stopniu mnie upokarzało. Wszyscy powtarzali mi, że nie ma się czym przejmować, pocieszali mnie i ciągle ktoś próbował przy mnie być. Przeprowadziliśmy się z Aleksem do Włoch, bo zaczął grać w owej lidze. Co dzień po wybudzeniu się ze snu sprawdzałam, czy może coś czuję, że jakimś cudem się wyleczyłam, lecz prawie po roku przestałam mieć jakiekolwiek nadzieje. Działałam mechanicznie. Obudzić się, ubrać, śniadanie, obiad, kolacja i spać. Nawet tutejsze słońce nie poprawiało mi humoru. Nie wychodziłam z domu, kiedy nie musiałam. Jeździłam z Atanasijevićem na każdy mecz, żeby nie zobaczył, jak bardzo mi źle. Ukrywałam to przed nim. Nie chciałam, żeby się przejmował. Czas płynął, jego forma rosła, a ja coraz bardziej marniałam. Mięśnie w nogach coraz bardziej się zmniejszały. Prawie każdego wieczora płakałam. Szłam do ubikacji pod pretekstem umycia się, ale kładłam się w wannie i ryczałam, niczym bóbr. Nauczyłam się być samodzielna. Nie chciałam, by ktokolwiek się nade mną litował i pomagał mi. Dawałam sobie w miarę radę, ale bardzo dużo czytałam. Zgromadziłam w domu ogromną ilość książek i w każdej wolnej chwili czytałam. Pozwalało mi to oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć. Na chwilę. Na krótki moment oderwać się od myśli i przestać smucić. A później wracałam do świata realnego. To było jak zderzenie z betonem. Pamiętam, że kiedy miałam zapalenie płuc strasznie narzekałam na niemożliwość zrobienia czegokolwiek. Nie mogłam na zbyt długo wychodzić z domu, nie miałam prawa się przemęczać. Dużo bym oddała, żeby wrócić do takiego stanu… ale to już nie wróci i wszyscy o tym wiedzą. Przez kilka miesięcy za namową Aleksa zgodziłam się chodzić na wizyty do psychologa. Przestałam, kiedy psycholożka przyszła w złym humorze i zaczęła na mnie wrzeszczeć, że jestem tylko słabą osóbką, która nie może sobie poradzić z przeciwnościami losu.

- Pojedziemy dziś na basen? – spytał mnie Aleks któregoś dnia. - Jeszcze nie byłaś, a mogłabyś spróbować.
- Możemy – zgodziłam się. Nie byłam zbyt zadowolona z tego powodu, ale to ukryłam, żeby nie smucić siatkarza.
- A oprócz tego, jakaś gazeta chce zrobić z tobą wywiad.
- Na temat?
- Niepełnosprawności…
- Niech idą nękać kogoś innego. Nie chcę. Albo wiesz co… Dobra. Kiedy? – atakujący wziął moją zgodę jako pozytywny znak.
- Za tydzień. Nie rozmyślisz się?
- Nie. Dam im wywiad, skoro chcą. Z jakiego kraju i dla gazety, czy TV?
- Telewizja. Polska, dla Polaków we Włoszech. Jeny, ale jesteś blada…
- Zgadnij, dlaczego… - zakpiłam. Podjechałam wózkiem do komody i wyciągnęłam strój kąpielowy. Spakowałam do torby jeszcze ręcznik i mogliśmy jechać.

Zdecydowanie teraz nie lubię pływać. Nie ma nic fajnego na utrzymywaniu się w wodzie wyłącznie rękoma. Na dodatek nie mogłam do budynku wjeżdżać z wózkiem i ciągle nosił mnie Aleks. Większość czasu spędziłam w jacuzzi, bo nie dawałam rady pływać. Po dwóch godzinach miałam dość. Wyczołgałam się z basenu i spróbowałam powić się w stronę wyjścia. Po chwili podniósł mnie Aleks i zaniósł do szatni. Cierpliwie poczekał, aż się ubiorę i pojechaliśmy do domu.
- Jesteś moim aniołem, wiesz? – powiedziałam.
- Wiem – uśmiechnął się szeroko.

Tydzień później dałam wywiad. Zadali kilka pytań na temat mojej przeszłej kariery, jak się czułam zarazo wypadku i co się zmieniło teraz. Opowiedziałam więc o pijanym kierowcy, który oprócz wypadku z moim udziałem stratował jeszcze jakieś dzieci na przystanku. Popłakałam się nawet, żeby uwiarygodnić wypowiedź. Mieli zamiar to puścić za kilka dni, dadzą cynk. Wróciłam do domu i zaczęłam intensywnie myśleć. Miałam już dość. Nie wytrzymywałam. Chciałam zostawić to wszystko w cholerę. Po co mam się męczyć? Jaki jest tego sens? Wysiłek fizyczny był tym, co dawało mi szczęście. Teraz tego zabrakło. Skąd miałam brać siłę? Z tych marnych wywiadów, w których wszyscy mi współczuli? Nie chciałam takiego życia. Nie takie sobie wybrałam. Wzięłam kartkę i długopis. Postanowiłam zostawić list. Musiałam. Nie mogłam się nie pożegnać. Aleks siedział teraz na treningu. Zaczęłam pisać.
Kiedy będziesz to czytać, mnie już pewnie nie będzie. Nie mogę tak dłużej żyć.
To nie na moje siły. Za długo czekałam. Chciałam się pożegnać. Nie mogę robić
niczego, co tak kocham. Zostałeś mi tylko Ty. Jesteś moim aniołem. W zasadzie
nie, jesteś lepszy, bo nie potrzebujesz skrzydeł. Proszę, trenuj jak najwięcej.
Dla mnie. Odnieś najwięcej sukcesów, jak tylko możesz. Daj mi powód do dumy.
Ćwicz za nas obu. Nie załamuj się, bo ja to zrobiłam. Korzystaj z życia, bo możesz.
Proszę Cię, zrób to dla mnie…
Lili
W kilku miejscach litery rozmyły się łzami. Nie mogę, pomyślałam, nie mogę tak dłużej żyć. Pojechałam do ubikacji. Umyłam twarz i pomalowałam rzęsy roztrzęsioną ręką. Trzeba się jakoś prezentować… Założyłam sukienkę. Nie będę już płakać. Dość tego. Wyjechałam z domu. Kierunek - najbliższy most. Nie zwracając na nikogo uwagi pojechałam w tamtą stronę. Było ciepło, jak na tą porę roku. Październik i jeszcze 21 stopni. Ciekawe, jak tam w mojej ukochanej Polsce… Co robi mama i jak się sprawuje ojciec. Tomek pewnie znalazł sobie dziewczynę. Julia męża. Klaudia chłopaka. I pomyśleć, że zaczęło się od zwykłego obozu. Nie żałuję tego wszystkiego. Trochę mi smutno, że muszę to zostawić. Ale ja nie potrafię normalnie żyć. Poddaję się. Mój świat legł w gruzach. Rozpadł się. Chrzęści pod butami, niczym szklana bombka. Pomyliłam niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu. Przegrałam. Pif paf. Strzał w brzuch i ostatnie resztki sił. Skazaniec prowadzony na śmierć. Świnia na rzeź. Przez zbyt wiele czasu się łudziłam, że skończy się dobrze. Zła prognoza. Dojechałam. A więc tak się to skończy? Skok w dół i pustka? Nie będzie mnie. Zniknę. Marna, ludzka egzystencja. Starczy tego. Podniosłam się na rękach i usiadłam na barierce. Przenosząc nogi na drugą stronę, zahaczyłam łydką o odstający drut. Poleciała krew, a ja przyjrzałam się jej urzeczona. Dwie sekundy potem zaczęło lekko piec. Co?! Piec? Odzyskałam czucie?! Ale to przecież niemożliwe… Tak wielu lekarzy wypowiadało się na ten temat. Miałam nigdy nie chodzić. Nie odzyskać czucia. Powoli w palcach od stóp zaczęło mnie mrowić. To chyba cud. Najprawdziwszy cud…
***
Cóż, jutro epilog. To już końcówka historii Lili i Aleksa. Miałam zamiar ją uśmiercić, a w ostatniej chwili  zmieniłam zdanie. Nie wiem, co mnie podkusiło do zmiany decyzji, bo miałam zaplanowany tragiczny koniec. Ale to chyba dobrze, prawda? ; )
Pozdrawiam ; *

poniedziałek, 6 maja 2013

Rozdział 69



Wesele było cudowne. Tańczyłam chyba z każdym mężczyzną, a kiedy Aleks zobaczył mnie z jakimś według niego nie odpowiednim, pochodził i ,,odbijał’’. Widziałam jego zazdrosną minę i to, jak na mnie patrzył. Wcale mu się nie dziwię, bo kiedy ja zobaczyłam go z jakąś lalunią, też wzbierała się we mnie przeogromna zazdrość. Najbardziej podobał mi się taniec, w którym Winiar wziął mnie na barki, a Julię Kostek i tańczyliśmy w górze. Prawnie byłam teraz panią Atanasijević… Liliana Atanasijević. Będę się musiała przyzwyczaić i nie mylić podpisu.

Po weselu trzeba było posprzątać. Nie, żeby było wybitnie brudno, ale meble musiały wrócić na swoje miejsce, itd. Julia okazała się wybitnie pomocna, bo posiadała wrodzony talent organizatorski. Razem z nią został również Winiar, Kostek, Kłos, Pliński i kilku innych. Pomogli poprzenosić cięższe rzeczy i posprzątać z podłogi. Pod wieczór wszystko wróciło na swoje miejsce i ja z Aleksem mogliśmy zająć się sobą.

Minął miesiąc, dwa miesiące, całe wakacje. Polska reprezentacja mężczyzn utrzymała zwycięstwo w Lidze Światowej, a nazwa ,,złotka’’ dla kadry kobiet znów wróciła do łask, choć zajęłyśmy drugie miejsce w Grand Prix. Aleks został w Skrze na kolejne dwa sezony. Ja nadal grałam w Budowlanych. Trener wystawiał ciągle mnie w pierwszym składzie, a kontuzje nie trzymały się naszego zespołu, dlatego odnosiłyśmy sukcesy. Zbierałyśmy też coraz więcej fanów. Nadal trzymałam się z Olą i Eweliną, wyjechałyśmy nawet razem na urlop. Co jakiś czas na mnie i Alka spadał obowiązek zrobienia ,,wieczorku skierskiego’’, jak to nazwałam. W przerwie między sezonem reprezentacyjnym, a ligowym, czyli tak we wrześniu odwiedziłam razem z Atanasijevićem Serbię. Poznałam jego rodzinę i przyjaciół. Nie narzekałam na brak zajęć. W Polsce i za granicą byłam trochę bardziej rozpoznawalna, jednak o wiele mniej, niż mój ukochany atakujący. Przyszedł czas na nowy sezon i nową zimę. Na szczęście w tym roku temperatura zaledwie kilka razy spadła poniżej -10, jedynie śnieg nie chciał odpuścić i spadło go naprawdę sporo. Nie miałam czasu na wiele rzeczy, bo ogromną jego część pochłaniała siatkówka.

Przyszedł kolejny maj, odniosłyśmy zwycięstwo w lidze, czyli skończyłyśmy ją na pierwszym miejscu wygrywając z Muszyną. Skra skończyła sezon również na pierwszym miejscu, co ich fani przyjęli z ogromną ulgą. Tylko kibice Jastrzębskiego mogli być trochę niepocieszeni, ale wicemistrzostwo, to zawsze coś. Po sezonie zachorowałam na zapalenie płuc, ale na szczęście szybko się wyleczyłam. Po tym bardzo dużo biegałam, z braku czasu na cokolwiek innego, ale cóż, takie życie sobie wybrałam. Zaczęłam robić egzaminy na prawko. O dziwo, udało mi się za pierwszym razem. Mimo zdanego egzaminu, wolałam jeździć skuterem, co jak się idzie przekonać okazało się zgubne.

- To do zobaczenia później! – krzyknął Aleks ze schodów, kiedy wsiadałam na mój ukochany pojazd.
- Pa! Tylko mi nie wróć z jakąś lalunią, jasne? – zaśmiałam się i założyłam kask. Było dziś 20 stopni, a mimo tego nie zdjęłam mojej skurzanej kurtki. W czasie jazdy wcale nie jest tak ciepło. Myślałam, że atakujący już wsiadł do samochodu i odjeżdżał, jednak poczułam pocałunek na swoich ustach. – Uważaj, bo zaraz szybkę opuszczam.
- Oj tam, oj tam. A pamiętasz, że jutro mamy rocznicę?
- Jasne. Trójgłowy karzeł garbusek też pamięta – wyciągnęłam pacynkę z plecaka, a siatkarz zaczął się śmiać. Zrobiłam ją, żeby porobić bekę z trenera.
- Dobra, jedź, bo się spóźnisz.
- Wyganiasz mnie?
- Oczywiście! Kocham cię, pa! – odszedł do garażu. Odpaliłam skuter i ruszyłam, uprzednio chowając zabawkę do plecaka. Dzień zapowiadał się naprawdę pięknie. Musiałam zatrzymać się na kilku skrzyżowaniach, bo trafiłam na czerwoną falę. Kiedy ruszyłam z jednego z nich, rozejrzałam się, wcisnęłam gaz i usłyszałam klaksony. Popatrzyłam jeszcze raz i ukazało się, że centralnie na mnie jedzie samochód. Nie mam szans, nie zdążę odjechać mu z trasy, człowiek nawet nie hamował. Jechał bardzo szybko. Mówią, że w chwilach zagrożenia widzi się niezwykle wyraźnie. Widziałam wszystko. Nawet nie sekundę później poczułam bardzo mocne uderzenie. Poczułam tylko jak kawałek lecę i straciłam przytomność po kontakcie z ziemią.

Obudziłam się w pomieszczeniu o białych ścianach i usłyszałam charakterystyczne pikanie. Szpital. Superekstra. Akurat przed sezonem reprezentacyjnym wypadek. Nie zagram. Myśli kołatały mi się w obolałej głowie. Podniosłam lekko rękę i zobaczyłam kabelki. Kroplówka. Spróbowałam podnieść się do pozycji siedzącej, ale coś zaczęło pikać głośniej i zabrakło mi siły. Nagle z krzesła po mojej prawej stronie podniósł się Aleks. Widać było, że spał i dopiero się obudził. Kiedy tylko zobaczył, że nie śpię wezwał pielęgniarkę.
- Jak się czujesz, kochanie?
- Genialnie, wprost idealnie, kiedy idziemy na spacerek? – zapytałam sarkastycznie. Siatkarz uśmiechnął się delikatnie. – Ile czasu tu siedzę?
- Około dwóch tygodni. Nie wybudzali cię, żeby się szybciej goiło. Przeszłaś kilka operacji.
- Pomóż mi się podnieść – zażądałam. Kiedy to uczynił, z przerażeniem zapytałam: - Czemu nie czuję nóg?!
- Bo…
- Czemu nie czuję nóg, do cholery jasnej?! – rozpłakałam się. To był horror. Od zawsze polegałam na nogach. Kochałam biegać, skakać, pływać. Ale bez nóg to nie byłoby możliwe… - Odpowiedz.
- Możliwe, że już nie odzyskasz władzy w nogach… - schowałam twarz w dłoniach i szlochałam. Do pokoju weszła pielęgniarka, sprawdziła stan kroplówek i spojrzała na monitor.
- Jak się czujesz? – zapytała.
- Oprócz tego, że nigdy nie będę chodzić, to jak w siódmym niebie – odparłam opryskliwie, nadal cała we łzach.
- Proszę się tak nie odzywać. Rozumiem panią, ale jakaś kultura obowiązuje.
- Nic pani nie rozumie! – krzyknęłam i spróbowałam wtulić się w Aleksa. – Nie będzie już nigdy lepiej…
- Będzie. Musi… - powiedział i pogładził mnie po plecach.
***
Przepraszam, jeśli mam błędy graficzne. Dodaję dziś, bo jutro nie będzie mnie w domu.
Pozdrawiam serdecznie ; *