piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 11

Obudziłam się z zakwasami w pachwinach. Chyba na trochę za dużo sobie wczoraj pozwoliłam na stadninie. Wyłączyłam budzik, korzystając z opcji ,,drzemka’’ u Klaudii. Przeleżałam jeszcze 10 minut, później wstałam i walnęłam Klo poduszką w głowę. Ta, to ma twardy sen. Ściągnęłam z niej kołdrę i zwaliłam na podłogę.
- Zginiesz – rano, to ona nie jest zbyt rozmowna, dlatego nie zmuszałam jej do gadania. Poszłam do łazienki ogarnąć wygląd. Wychodząc zahaczyłam o próg. Znowu… W tym samym momencie moja przyjaciółka rzuciła się na mnie z poduszką, pragnąc zemsty. Waliła na oślep. Dowlokłam się do mojego łóżka, wzięłam własną ,,broń’’ i zaczęła się bitwa. Okładałyśmy się, aż przez przypadek (oczywiście, że nie specjalnie) stłukłam wazon, który stał na stoliku. Klo poszła do łazienki, a wychodząc z pokoju postanowiłyśmy zrobić kawał Igle. Zakradłyśmy się do jego pokoju i włożyłyśmy mu pod kołdrę moje zepsute mleko w plastikowym kubeczku, które mama spakowała mi przed wyjazdem i kazała pić. Nie lubię mleka. Napisałyśmy karteczkę z BARDZO serdecznymi pozdrowieniami i wyszłyśmy z pokoju śmiejąc się w głos.

Na stołówce było to, co zawsze, czyli odwalanie. O dziwo Alek ciągle się na mnie patrzył. Z resztą nie po raz pierwszy. Ostatnio coraz częściej wychwycałam jego spojrzenia w moją stronę. I tak, wiem, ja też się na niego patrzę. Ale po prostu muszę sprawdzić, czy to prawda, że patrzy. Klaudia robi to czasem za mnie, ale ona jest zbyt bardzo zajęta Piotrkiem.

Po skończonym posiłku poszłam się przebrać w rzeczy do gry. Polazłam na salę. Rozgrzewka, później to, co zawsze, czyli mecz. Jednak tym razem każdy bardziej się starał, bo przecież trener Anastasi patrzy! Dziś serwy miałam wręcz powalające. Mocne, dokładne, rzadko kiedy takie mi wychodzą. Wystawy nie opisuję, bo później dostałam pochwałę, że około 70% z niej była idealna. Tak, cieszę się, że nie wybrałam hotelarstwa.

Kiedy wybierałam się do szatni zatrzymał mnie pan Andrea.
- Masz na imię Liliana, prawda?
- Tak, coś się stało?
- Patrząc na twoją grę myślę, że nadałabyś się do reprezentacji. Jeszcze dziś zadzwonię do pana Świderka i polecę mu ciebie. Myślę, że powinnaś grać z dziewczynami, poznać je, zgrać się z nimi. Podejrzewam, że za dwa dni opuścisz kolonie i zaczniesz grać z drużyną.
- Byłoby cudownie! Dziękuję bardzo.

Odchodząc od niego prawie nie mogłam się powstrzymać od krzyknięcia z radości. Doszłam do pokoju, spojrzałam na przyjaciółkę i już nie mogłam się powstrzymywać. Wrzasnęłam na całe gardło i tańcząc na łóżku przekazałam jej radosną nowinę. MOJE NAJWIĘKSZE MARZENIE  SIĘ SPEŁNIŁO. Olałam moje bolące nogi i pobiegłam do Zbyszka przekazać mu tą wiadomość. Na korytarzu spotkałam Alka. Szybko powiedziałam mu o moim osiągnięciu, a on mi pogratulował i podniósł na rękach. Jeżeli jeszcze raz mi tak zrobi, to będę miała lęk wysokości, jednak nie powiem, miło mi było. Zakręcił mną w powietrzu, w końcu opuścił i przytulił. Spojrzał mi głęboko w oczy. Czy on chce… mnie pocałować?! Zdążył musnąć moje usta, a ja się odsunęłam. Nie byłam taka chamska w stosunku do Zibiego.  Popatrzyłam na niego z wyrzutem, odwróciłam się i ruszyłam do pokoju ZB9. Jak on mógł? Wiedział, że kogoś mam. Widział to co dzień. Prawie od początku obozu. Wparowałam w końcu do poszukiwanego przeze mnie pokoju, oczywiście bez pukania. Patrzę, a tam przy łóżku stoi MÓJ PARTNER i się obmacuje i całuje z  MOJĄ NAJLEPSZĄ PRZYJACIÓŁKĄ. Co, jak? Chwila, nie rozumiem. Przecież jeszcze jakiś czas temu ona była w moim pokoju. Chyba widziała mnie i Alka.  Szła za nami i poszła mu powiedzieć. Może to jest tylko zemsta? Nie, raczej nie. Odchrząknęłam, bo chyba mnie nie zauważyli. Dalej nic. Zrobiłam to jeszcze raz, ale głośniej. Spojrzeli na mnie i oderwali się od siebie.
- Chciałam tylko powiedzieć, że miło by mi było, gdybyś mi oddała moją bluzkę, którą masz na sobie. Cześć, nie przeszkadzajcie sobie.

Wybiegłam z pomieszczenia. Poszukałam pokoju Alka. Kiedyś tam już byłam, dlatego orientowałam się gdzie jest. Z całym rozpędem otworzyłam drzwi. Spojrzał się na mnie ze zdziwieniem. Podeszłam do niego i przytuliłam się. Powiedziałam mu w skrócie, o co chodzi. Chociaż prawie nigdy nie płakałam, to tym razem nie chciałam się powstrzymywać. On się martwił. On pocieszał. On był. Po prostu był. To mi wystarczyło.
- Właściwie, to go kochasz?
- Nie, ale boli mnie zdrada i kłamstwo. Wiem, że nie był tego warty. Tego całego zachodu i zaufania.
- Nie martw się, nie był, masz rację. Ale nie warto się użalać. Nie ma dla kogo cierpieć.
- Ale przecież on zapewniał, że kocha.
- Nie wierz we wszystko, co mówią ludzie. Oni często kłamią.
- Niedługo dojdziemy do wniosku, że nienawidzimy ludzi, bo są bardzo źli. I podli.
- My też jesteśmy ludźmi.
- Faktycznie.

Rozmawialiśmy jeszcze długo. Nie zeszliśmy na obiad. Nie pojechałam na jazdę konną. Zasnęłam w jego pokoju, mimo, że był tam też Ćupko. Nie przeszkadzał mi. Zasnęłam wtulona w Aleksa.

Obudziłam się następnego dnia i od razu przypomniałam sobie wydarzenia z poprzedniego dnia. Spojrzałam na siebie. Masakra. Jego koszulka i jakieś spodenki. Polazłam do łazienki i przeczesałam włosy palcami, szczotki, to tu nie było. Chciało mi się jeść. Popatrzyłam na Aleksandara. Słodko wyglądał, kiedy spał. Musiałam go obudzić, niestety. Ale było już w porządku.
***
Taaaak, w końcu mam wyświetleń powyżej 1000! ♥ I dla Was taka komplikacja, żeby nie było sielanki. KOCHAM WAS! Pozdrawiam, jutro mam zawody, życzcie mi powodzenia!
P.S. Ta komplikacja chyba przez okres, jestem wkurzona przez to xD

wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział 10



Obudziłam się równo z budzikiem. Kołdra była na podłodze, a ja leżałam na ramieniu Zbyszka. Już wiem, czemu było mi ciepło. Chyba nawet nie czułam zmęczenia, mimo późnego pójścia spać. Klaudia włączyła opcję ,,drzemka’’ w telefonie; chyba nie miała zamiaru się odrywać o takiej godzinie od Piotrka. Swoją drogą ona też nie była bezgrzeszna, co do pozycji. Wyglądała mnie j więcej tak samo, tylko, że jej noga bezwstydnie była ułożona na jego nogach. Uroczo razem wyglądali. Wstałam z łóżka, wzięłam z szafki ubrania i poszłam do łazienki ogarnąć wygląd, który o godzinie 5:30 pozostawiał wiele do życzenia. Włosy związałam w luźnego koka, namalowałam kreskę na powiekach i wytuszowałam rzęsy. Nie mam pojęcia czemu, ale miałam zamiar dziś ładnie wyglądać. Założyłam rurki, białą bluzkę z dekoltem i miętową marynarkę z rękawami o długości ¾. Obejrzałam efekt w dużym lustrze znajdującym się w łazience. No cóż, przebywałam na tym obozie już trochę czasu, a na warunki, jak na razie, ani razu nie narzekałam. Wyszłam z pomieszczenia i walnęłam się na kanapę. Miałam jeszcze sporo czasu, a nie chciało mi się już schodzić. Okazało się, że reszta towarzystwa jeszcze nie ruszyła swoich ,,wielmożnych’’ dupsk z łóżek. Podeszłam do krawędzi złączonych mebli i krzyknęłam na cały głos:
- Wstawać lenie leniwe, bo jak nie, to nogi z dupy powyrywam!
- Odwdzięczę się tym samym – odburknął mi Pit.
- Wiesz, że dziś przyjeżdża trener Anastasi, więc w razie czego mogę zaproponować, żeby kogoś innego wziął na twoje miejsce na wyjazd reprezentacyjny?
Oboje z siatkarzy poderwali się z łóżek i pobiegli do swoich pokoi. Klaudia spojrzała na mnie z uniesioną brwią.
- No co, musieli mieć jakąś motywację…
- Nie ładnie tak kłamać.
- Dobra, zejdź ze mnie człowieku.
Założyłam moje nowe platformy, byłam z nich cholernie dumna. Poczekałam około dziesięciu minut na przyjaciółkę i zeszłyśmy na dół. Cała reszta tam była i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu Andrea Anastasi był na stołówce we własnej osobie. Wytrzeszczyłam oczy, ale po momencie zmieniłam wyraz twarzy na normalny. Trzeba było zachować pozory. Podeszłam do jednego z moich autorytetów i przywitałam się. Oczywiście po angielsku.
- Witam, jaki jest powód pańskiego przybycia?
- Poszukuję siatkarek, bo pan Alojzy Świderek ma zamiar przeprowadzić rekrutację do kadry.
- Ooo, czyli na dzisiejszym treningu będzie pan obserwować naszą grę, czy zostanie pan na dłużej?
- Kilka dni tu posiedzę, może jeszcze pomęczę chłopaków, przecież zaczął się sezon. – uśmiechnął się promiennie.
- Dziękuję za informację, do zobaczenia!

Podeszłam do naszego stolika.
- Skąd wiedziałaś, że tu będzie Andrea, – z wyrzutem spytał Piotrek – a my nie wiedzieliśmy?
- Kobieca intuicja – wyszczerzyłam zęby.
- No, skoro ta twoja intuicja jest taka nieomylna, to powiedz mi, jakie będą numerki w totku? – podchwycił Igła.
- Te, nie bądź taki do przodu, bo jeszcze ci z tyłu zabraknie!
- Jakie to pyskate! A podobno kobiety, to płeć piękna…
- Piękna jest, ale lepiej nie zadzierać z nią, jak ma okres! – wtrącił swoje trzy grosze Piotr.
- Niekoniecznie! Ja przykładowo nie mam żadnych humorków i jestem z siebie dumna. Ani nie gadam za dużo, ani nie krzyczę, nawet nie zrzędzę. Ale weź wtedy dotknij moje włosy, jeżeli mam dobrze ułożone, a gwarantuję ci – nie przeżyjesz.
- Ja mogę ich wcale nie dotykać, jakoś nie wyglądają zbyt przekonująco.
- Kubiaak, nie obrażaj mnie.
- Nie obrażam ciebie, tylko twoje włosy.
- Mówisz serio? – spojrzałam na niego z litością. – Michał, nie ośmieszaj się, proszę.
- A to niby czemu?
- Bo moje kłaki, to część mnie, czyli obrażając je obrażasz także moją osobę…
- Ale masz rozminę, podziwiam.
- Podziękuj moim rodzicom. To wszystko dzięki nim. Takie dwie osoby, które mnie spłodziły, jak i gdzie nie wnikam.
- A propos tamtej twojej wypowiedzi, to ciekawe, czy sposób i miejsce poczęcia wpływają na zarodek i późniejszy jego rozwój?
- Piootrek, o takich rzeczach było w gimnazjum! No, ale patrząc na twoją inteligencję, to się dziwić nie można…
- Masz coś, do mojej inteligencji?
- A nie? Chrapałeś przez całą noc, mam prawo być zła na ciebie.
- Chrapanie nie oznacza o inteligencji!
- Masz dowody?
- A masz dowody na zjechanie mnie za wymyślenie hipotezy o poczęciu?
- Tak się składa, że mam!
- To je podaj!
- Otóż myślę, że pozycje na nic nie wpływają, tak samo i miejsce, bo to zależy od genów rodziców.
Wszyscy się na mnie spojrzeli, a kiedy zapytałam się ,,no co?’’ cały stolik wybuchł śmiechem. Kocham to towarzystwo. Winiar prawie włożył swój nos do jajecznicy, a Atanasijević śmiał się z nami, chociaż nie zrozumiał prawie żadnego słowa. Podziwiam go. A tak w ogóle, to obciął włosy. Był bardziej seksi teraz. Prawie ciacho. Wstałam od stolika, bo skończyłam jeść. Zbyszek zrobił to w tym samym momencie. Poszliśmy odnieść talerze do mycia i biorąc się za ręce ruszyliśmy na górę. Byłam prawie równa z nim w tych butach. Kocham mieć wyższego faceta – w końcu. Przebrałam się w ciuchy do treningu i zlazłam na salę. Wzięłam piłkę i zaczęłam ćwiczyć ułożenie nadgarstka. Chyba najlepsze ćwiczenie na rozgrzewkę.
W końcu dziewczyny przyszły po skończonym śniadaniu. Zaczął się trening, szczegółów nie będę opisywać, bo nie są istotne. Boże, jak ja kocham wystawiać… Podzieliłyśmy się na drużyny. ,,Innowłose’’, tworzyły jedną grupę z jedną Libero i rozgrywającą, jako ja, a blondaski podzieliły się na dwie prawie identyczne grupy. Wszystkie miały bardzo podobny kolor włosów, więc nie różniły się za bardzo. Serwując trafiłam którejś z nich w głowę tak mocno, że się przewróciła i musiała trafić do naszego ośrodkowego lekarza. Aż jej współczułam. Chociaż nie, należało jej się.

Trening zakończył się o 10 i po godzinie ruszyłyśmy na jogging. Nie powiem, blondaskom minimalnie kondycja się poprawiła, będą mogły szybciej po sklepach biegać. Wróciliśmy o 15 na obiad. Fasolówka? Chyba kpią, nienawidzę tej zupy. Postanowiłam, że kupię coś sobie, kiedy będę jechać do stadniny.

Wróciłam z jazdy konnej i nie miałam już siły na nic. Weszłam pod prysznic i umyłam włosy. Przebrałam się w pidżamę i walnęłam na łóżko. Zasnęłam po pięciu minutach.
 ***
Jako, że długo nie dodawałam rozdziału, to macie dłuższy. Byłam chora, albo zalatana. Nie ma to jak wystawiać najlepiej z klasy + również najlepiej z chłopaków ^.^ 
Dziękuję wszystkim za 930 wejść! Kocham was! Nie spodziewałam się aż tylu xd
Pozdrowionka i do następnego ♥

poniedziałek, 19 listopada 2012

Rozdział 9



Po skończonej kolacji poszliśmy na górę. Przez Zbyszka moja przyjaźń z Klaudią coraz bardziej nikła. Spędzałam z nim więcej czasu, niż z nią i nawet nie gadałyśmy. Postanowiłam to naprawić. Zaprosiłam ją na kolację (bez Zibiego) do jakiejś galerii handlowej. Wyszłyśmy o 19 i od razu włączyłam w telefonie Mapy Google, żeby mieć pewność, że się nie zgubimy.  Weszłyśmy do dużego budynku. Miałam zamiar się trochę rozerwać, bo mama przesłała mi na karcie kredytowej 500 złotych. Chodziłyśmy od sklepu do sklepu w poszukiwaniu promocji, obniżek i przecen sezonowych. Znalazłam świetne buty. Właściwie, to dwie pary. Jedne, to były martensy w kolorze morskim. Cena obniżona o 50%. Kocham to. Z kolei druga para obuwia zupełnie się różniła od tego, co noszę zazwyczaj. Piętnastocentymetrowe platformy. Kolor oliwkowy. Podeszwa ze wzorem smoka. Cudne. Chyba pierwszy raz TAKIE  buty w TAKIM  stopniu mi się spodobały. Kupiłam je bez zbędnych namówień Klo. Wyszukałam też bluzkę z dłuższym tyłem, a krótszym przodem. Mniejsza, że wydałam połowę kasy, którą dostałam.

Zatrzymałyśmy się przy stoliku od kafejki i zamówiłyśmy coś dla siebie. Wzięłam sobie gorącą czekoladę z bitą śmietaną i wiórkami kokosowymi, a Klaudia cappuccino dodatkami. Od łażenia po sklepach bolały nas nogi, na dodatek ja miałam zakwasy w pachwinach od jazdy konnej. Odpoczynek się przydał. Nagle Klo się zapytała:
- A ty, to ze Zbyszkiem tak na poważnie?
- Nie wiem, – powiedziałam zgodnie z prawdą – ale nie chcę teraz gadać o tych sprawach, przyszłyśmy tu, żebyśmy się od tego oderwały.
- Jeszcze to od ciebie wyciągnę. A właściwie, to cały czas kłócisz się z ojcem?
- Od czasu przyjazdu tu rozmawiałam tylko z mamą. Wiesz jaki on jest, nie da się z nim porozmawiać bez kłótni.
- Co ci właściwie zarzuca?
- Że jestem nieudaczniczką. Że to nie jego geny. Że jestem niedobrze wychowana.
- Jeżeli uważa, że jesteś źle wychowana, to przecież jego wina, to on cię wychowywał. Właściwie to niedobrze to ujęłam. On cię nie wychowywał, tylko uciekł i wrócił dopiero po kilku latach.
- Przestań, mama mu przecież wybaczyła.
- A ty?
- Nie wiem.
- Ostatnio nie masz odpowiedzi na wiele pytań.
- Nie umiem się oswoić z tą sytuacją. Zmieńmy temat. Jak tam Piotrek? – zapytałam z lekkim uśmiechem.
- Nie widziałaś? Bo tak się składa, że jest świetnie i mam zamiar iść tu na studia…
- Dla niego?
- Tak
- Kochasz go?
- Owszem.
- Jesteś szczęśliwa?
- Jak najbardziej.
- W końcu.
Wstałyśmy z ławki i ruszyłyśmy z powrotem. Byłam już w lepszym humorze. Pomyślałam, że szybko się uwinęłyśmy z tymi zakupami. Była dopiero 20:28. Jak dojdziemy, to będzie 20:45 i zdążymy przed zamknięciem. Obowiązkowo Mapy Google. Coś mi tu nie grało. Przecież przechodziłyśmy tędy przed chwilą. Spojrzałam na Klo. Jej mina również była niemrawa.
- Zauważyłaś tego gościa z tyłu? Dlatego kazałam ci iść tą uliczką, chciałam zobaczyć, czy zrobi za nami kółko.
- Pójdźmy dalej, może jednak nas nie śledzi?
- Okay.
Szłyśmy dalej milcząc. Zaczęło się robić ciemno. I zimno. Doszłyśmy do naszego budynku.
- Ej, czemu brama jest zamknięta?
- Spójrz godzinę.
- 21:03.
- Fuck!
- Spójrz, czy tamten gość idzie.
- Nie ma go.
- Chociaż coś.
Wzięłam ponownie telefon do ręki i wybrałam numer Zibiego.
- Halo?
- Zbyszek, spóźniłyśmy się trzy minuty, a brama już zamknięta, a ochroniarza nie ma. Składam usilną prośbę: pomórz nam.
- Ciekawe jak?
- Nie wiem, wymyśl coś. Znajdź ochroniarza, albo same klucze. Wpuść nas.
- Czekajcie chwilę.
- Pospiesz się.
Minutę później zobaczyłyśmy ZB9 i Pita wychodzących z budynku. Przyspieszyli, kiedy nas zobaczyli.
- Biedne dzieciaczki. Nie umieją przychodzić na czas… - Piotrek potrafi zirytować.
- Zrób coś, później opowiem dlaczego – odezwała się moja przyjaciółka.
Zbyszek z łatwością przeszedł przez dość wysoki płot. Wziął mnie na ręce i dla żartu udawał, że mnie zrzuca, na co piskliwym głosem krzyknęłam. Wszyscy się zaśmiali, a ja spaliłam buraka. Pomógł mi przejść przez połowę płotu, a po drugiej stronie odebrał mnie Pit. To samo zrobili z Klo. Tylko, że ona została już na rękach u swego wybranka z wdzięcznością wgapiając mu się w oczy. Zibi wrócił na właściwą stronę i wziął mnie na barana. Pobiegł przed siebie udając konia. Mocno się trzymałam, żeby nie spaść. Przed wejściem zaczekaliśmy na naszych znajomych zakochańców. Weszliśmy ze śmiechem do środka. Dziś mieliśmy podwójną randko-noc. Znaczy, że chłopacy przyszli do nas spać. Obejrzeliśmy film zjadając cały mój zapas żelków. Poszliśmy spać, bo co innego było do roboty?

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 8



Na tak wspaniałego konia jeszcze nie trafiłam! Nawet mój Jowisz się mniej słuchał… Muszę pomyśleć, czy nie zainwestować właśnie w nią. Nie dość, że się słucha, to jeszcze piękna z niej kobyła. Ale teraz nie czas na jazdę konną, tylko siatkówkę. Zadzwoniłam po Zbyszka, żeby przyjechał i mnie odebrał. Co prawda jeździłam tylko półtorej godziny, ale zawsze. Zbyszek przyjechał po jakichś dziesięciu minutach. Uśmiechnął się widząc mnie szczęśliwą. Pocałował mnie w policzek.
- Powiemy coś reszcie, czy na razie trzymamy to w tajemnicy?
- Chyba jednak nie mam zamiaru się ukrywać… A oni mają prawo wiedzieć, żeby żaden się do ciebie nie przystawiał.
- Jakiś ty zaborczy się zrobił! I nie zapominaj, że dopiero kilka dni temu się poznaliśmy, mam prawo pytać o różne rzeczy.
- Na przykład?
- Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Zależy kto go nosi. Jeżeli ty, to wręcz kocham.
- Nie przesadzaj, nie lubię słodzenia. Twoje największe marzenie?
- Chcę być szczęśliwym.
- Co do mnie właściwie czujesz? – w tym momencie Zibi się zaczerwienił, okazując, że się wstydzi tak otwarcie mówiąc o swoich uczuciach.
- No więc, tego… Jak cię pierwszy raz zobaczyłem, to wiedziałem, że chcę z tobą być…
- Czemu ty zawsze tak słodzisz? Podobno dziewczyny są romantyczkami, a tu proszę, co się okazuje?
- Po prostu mówię to, co czuję, nie czepiaj się.
- Dobraa, przestanę, po prostu nie lubię, kiedy ,,wielka miłość’’ przesłania wszystkie perspektywy i szase.
- Mogę teraz ja się o coś spytać?
- Już to zrobiłeś, ale dobra, pytaj.
- Co ty do mnie czujesz?
- U mnie jest trudniej, bo ja nie potrafię kochać. Przynajmniej mi się jeszcze nie zdarzyło. Jeżeli już, to mi się ludzie podobają, ale nie potrafię dać im prawdziwego uczucia. I, tak sobie myślę, że z tobą jest tak samo.
- Czyli chcesz ze mną być?
- Możemy spróbować, ale proszę cię, żebyś, gdybym już się naprawdę zakochała, nie zabraniał mi odejść. Bo tak się składa, że ja też mam zamiar być szczęśliwa.
- Cieszę się, że mi to mówisz.
- Jakoś nie słyszę. Ale szczerość czasem boli.
- Dobra, skończmy już ten temat, bo nie potrafię się skupić na drodze.

Dojechaliśmy do ośrodka. Zbyszek złapał mnie za rękę. Oczywiście moja dłoń była zimna. Jak zawsze. Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam, patrząc, czy wybaczył mi to w samochodzie. Odwzajemnił uśmiech, czyli chyba tak. Weszliśmy do budynku. Akurat była kolacja. Większość osób odwróciła się w naszą stronę, kiedy skrzypnęły drzwi. Zamilkli, kiedy zobaczyli, że trzymamy się za ręce.  Brakowało jeszcze cykania świerszcza i róży pustynnej. Przepiękne powitanie, nie ma co. Wszyscy tęsknili. Mimo wszystko z uśmiechem przeszłam do naszego stołu.
- Nie będę owijał w bawełne, od kiedy jesteście razem? – Igła to mistrz szczerości
- Od dziś – wyszczerzył się ZB9.
- To macie niezłe tempo. Kiedy ślub?
- Za rok, może dwa – zanuciłam.
- Ile dzieci?
- Piętnaścioro.
- A Zibi, ile kochanek?
- Żadnej.
- Taaak, jasne. Śmiem wątpić.
- A ja nie – Bartman musiał odszczeknąć.
- W razie czego, to wyrażam zgodę na kochanki – zaśmiałam się.
- A czemu?
- Przecież nie będę się codziennie z nim rżnąć! – spowodowałam tymi słowami salwę śmiechu.
- Przesadzasz, chyba codziennie nie będzie chciał… - Pit się odezwał.
- Żartujesz? Będzie próbował nie pozwolić mi wyjść z łóżka! Erotoman jeden.
- Nie będzie tak źle.
- Tylko gorzej!
- Ty, to czarno widzisz świat.
- Nie, ja jestem realistką. Byle mi tylko innych kobiet do łóżka razem ze mną nie spraszał. Bo tego, to ja nie zniosę.
- Nie bój się, spróbujemy wszystkich pozycji, długo nam to zajmie, dopiero później mi się znudzi – w końcu mój ,,partner’’ zaczął obracać wszystko w żart. Już się bałam…
- Pogięło cię? Ja znam tyle, że nie skończymy przez 5 lat, a ty pewnie o pół roku myślałeś..
- Zaczyna mi się podobać.
- Niech przestanie.
- Okay, tylko bez agresji. Przypadkiem mnie nie ugryź. Będziesz mogła dopiero w łóżku! – znów się śmieją.
- Zębami, to ja ci będę rozporek odpinać.
- Nie mogę się doczekać! 

Myślałam, że kolacja minie w gorszej atmoswerze, ale było na prawdę zabawnie. Po kolacji obowiązkowa partia pokera, później spać. Chyba najlepsze urodziny w moim życiu...

środa, 14 listopada 2012

Rozdział 7



Pierwszy trening minął w nijakiej atmosferze. Przynajmniej dla mnie. Dziewczyny żartowały, śmiały się, rozmawiały, a ja byłam cicho i po prostu grałam. Trener powiedział mi później, że gram zdecydowanie lepiej od reszty. Nie powinien mnie na samym początku mnie faworyzować. To niesprawiedliwe! Ale rzeczywiście dobrze grałam. Moja wystawa była idealna, zagrywki nie popsułam ani razu. To był dobry dzień. Po dwóch i pół godzinach intensywnej gry wróciłyśmy do swoich pokoi. Obowiązkowy prysznic zaraz po wejściu na górę. Przebrałam się w zwykłe jeansy i białą bluzkę ze zwykłym nadrukiem. Wyglądałam jak zwykle, bez szaleństwa. Włosy zaplotłam w kłosa, on też był zwykły.

Wyszłam na korytarz, wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. 3 nieodebrane połączenia. Jedno od mamy, dwa od nieznanego numeru. Nie lubiłam oddzwaniać, jeżeli ktoś będzie coś chciał, to jeszcze raz zadzwoni. Wybrałam numer mamy i przyłożyłam urządzenie do ucha. Co jak co, ale rodzicielka musi wiedzieć jak jest.
- Cześć Lilka! Już się martwiłam. Czemu nie odebrałaś, kiedy dzwoniłam pierwszy raz?
- Mamuś, jestem tu, żeby się kształcić. Trening miałam.
- Dobrze, wybaczam niesubordynację. Co tam u ciebie, opowiadaj! – zaśmiała się. Cieszę się, że mam mamę na luzie.
- No więc: dziś był pierwszy dzień treningów i po cichu trener powiedział mi, że gram najlepiej! Ale nie mów tacie, przynajmniej na razie. Będzie miał niespodziankę.
- Oczywiście. Właściwie, to czemu przestałaś mówić ojcu o różnych rzeczach?
- Bo jak tylko zacznę, że coś zrobiłam dobrze, to on zaraz na starcie mnie gasi mówiąc, że na pewno mogło być jeszcze lepiej. I jak mam mu mówić?
- Faktycznie, nie dziwię ci się. A są tak u ciebie jacyś fajni faceci?
- Mamoo!
- Dobrze, już dobrze, przestanę – obie się roześmiałyśmy. – Kiedy wracasz?
- Piątego.
- W takim razie przed przyjazdem przygotuję ci suknię na Grunwald, żebyś mogła odespać przez te dwa dni.
- Zapomniałam o tym! A tak długo czekałam na ten wyjazd. Mamo?
- Słucham ciebie, skarbie?
- Bo tak się zastanawiam, czy bym mogła pojechać na moim Jowiszu na marsz?
- Jesteś przecież pełnoletnia, nie mogę za ciebie decydować. Ale zastanów się dobrze, będziesz musiała się nim zajmować, czyścić go, przynosić mu wody, i przede wszystkim nie narzekać na zakwasy w pachwinach po jednym odcinku!
- Będę pamiętać! Jeżeli masz czas, to wyczesz go trochę, pewnie za mną tęskni…
- Dobrze.
-Teraz już muszę zmykać, mamy obiad, a później będę jeździć konno! Rozmawiałam z takim facetem, który ma stadninę, żeby dał mi opiekować się którymś przez miesiąc i się zgodził!
- To cudownie! Poćwicz anglezowanie, żeby się chłopacy nie wyśmiali!
- Nie będą mieli szans! Dobra, spadam, paaaa, całusy!
- Trzymaj się tam!

Rozłączyłam telefon i zeszłam do stołówki. Byłam jako ostatnia, ale na szczęście obiadu starczyło. Zjadłam cały talerz ogórkowej nie patrząc nawet na plastiki, bo prawdopodobnie tylko przebierały niechętnie łyżkami w talerzu. Zawsze byłam szczupła, a wcinałam najwięcej z kobiet w mojej rodzinie. Jednak geny się dobre zyskało. Poprosiłam Zbyszka, który miał własny samochód, żeby po poobiednim joggingu zawiózł mnie na stadninę. Tak też zrobił po krótkim proszeniu, widać, że mój odsłonięty dekolt sprawiał mu trudności z myśleniem. Czyli jednak nie wyglądałam tak zwyczajnie?

Po bieganiu umyłam się i przebrałam. Najgorsze było to, że nie wzięłam butów do jazdy. Najwyżej kupię jakieś po drodze. W moim portfelu tkwiły trzy stówki. Wzięłam zawartość i wsadziłam do stanika, podobno najlepsza skrytka. Ubrałam moje brydżesy do jazdy
i czarną kurtkę. Weszłam do pokoju Zibiego bez pukania. Akurat stał na bokserkach i się przebierał. Nawet się mną nie przejął, tylko założył spodnie, jakąś bluzkę i bluzę na wierzch.
- Co się tak gapisz, młoda? Faceta na gaciach nie widziałaś?
- Raczej zastanawia mnie to, że ubierałeś się bez krępacji, przecież stałam tutaj…
- Norma, nic wyjątkowego.
- Okay, to podwieziesz mnie?
- Idziemy.

Całą podróż spędziliśmy w milczeniu, powiedziałam tylko, żeby się zatrzymał pod sklepem, nawet nie wysiadł z samochodu. Kupiłam zwykłe oficerki za 150 złotych. Jakaś okazja była, rzeczywiście tanio jak na takie buty. Wlazłam do Auta, ubrałam buty, a Zbyszek ruszył. Dojechaliśmy na miejsce po jakichś piętnastu minutach.
- Zadzwonię do ciebie, kiedy skończę jazdę.
- Dobra, tylko się zgwałcić nie daj! – chyba pierwszy żart z jego ust tego popołudnia…
- Oczywiście, a ty staraj się nie wpaść pod TIR-a!
- Bez problemu dam sobie radę, idź już – kiedy to powiedział schylił się nade mną i delikatnie pocałował. Odwrócił głowę, po czym ja wysiadłam z samochodu. Nie ma co, cwany ten Bartman. Poczułam się pewnie. Poszłam przywitać kierownika, a on zaprowadził mnie do klaczy, na której miałam jeździć. Piękna Warian była spokojnym koniem o prawie całkiem czarnej skórze. Tylko pysk miała brązowy. Pomyślałam, że się zaprzyjaźnimy.