środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 66

Minęło kilka miesięcy. Zadomowiłam się u Aleksa, zaczęłam grać w Budowlanych Łódź, regularnie ćwiczyłam, a dzięki temu moja drużyna odnosiła sukcesy. Z dziewczynami dogadywałam się znakomicie. Nie było sporów o miejsce w pierwszej szóstce, ani gadania za plecami. Na samym początku poprosiłam je o to, że, gdyby do mnie coś miały, to żeby to mówiły wprost. Jak na razie – nikt nic nie ma.

Mówiłam już, że nienawidzę zimy. Nie? To teraz mówię. Już tłumaczę, dlaczego. Jest zimno i jest zimno, jeszcze na dodatek jest zimno. I nie można zapomnieć o tym, że jest zimno! Wiem, że wtedy jest sezon ligowy, który uwielbiam, ale, na nieszczęście, trzeba jeździć w miejsca, w których jest zimno. A mówiłam, że jest zi… Chyba mówiłam. Tak, na pewno.

Luty tego roku był straszliwie mroźny. Codziennie -18 stopni. Założyłam rurki, do tego grube trapery, bokserkę, na to kardigan, a całość przykryłam ciepłą kurtką. Mogłam wychodzić. Nie, w zasadzie nie mogłam.
- Aleks! Ile mam jeszcze czasu czekać?! – krzyknęłam w stronę sypialni. W czasie, kiedy on wstawał, a raczej udawał, że to robi, ja zjadłam śniadanie, umyłam się, ubrałam, na dodatek pozmywałam wczorajsze naczynia i przygotowałam dla niego kanapki.
- Jeszcze pięć minut… - usłyszałam. Spojrzałam na zegarek.
- Twoje ,,pięć minut’’ minęło dokładnie 47 minut i trzydzieści… cztery, pięć, sześć… sekund temu. Jeśli nie wyjedziemy stąd za 8 siódma, będziemy spóźnieni. Chcesz dostać burę od Nawrockiego? Znowu?
- Czemu nie mówiłaś, że jest tak późno?! – powiedział w biegu. Szybko nałożył na siebie spodnie i ,,skrzacią’’ bluzę.  – Ile mam czasu?
- Trzy minuty. Czas leci – oparłam się o futrynę i przytupywałam butem ze zniecierpliwienia. Obserwowałam, jak atakujący szybko zakłada buty oraz kurtkę, wrzuca do torby potrzebne na trening rzeczy i biegnie do kuchni po kanapki. Wyszedł stamtąd trzymając woreczek z nimi w zębach, z plecakiem w jednej ręce i torbą pod pachą. – Och, czyli już wiem, czego nie mam robić wieczorami, żebyś szybko wstawał…
- No błagam, nie bądź złośliwa! Wstałem, więc się nie czepiaj. Jedziemy? – wymamrotał przez folię.
- Bez kluczy? – zapytałam podnosząc brew.
- Kurna – wrócił już z kanapkami schowanymi do plecaka. – Pasuje?
- Git, wychodzimy – stwierdziłam i otworzyłam szeroko drzwi.
- Czemu nie mogłaś jechać z sąsiadem…?
- Bo jest jakiś dziwny i zawsze patrzy, jakby chciał mi coś zrobić? Oddasz mnie w ręce takiego człowieka?
- Wygrałaś.
- Ale on serio jest dziwny. Nigdy nic nie mówi, nawet dzień dobry nie odpowiada.
- Może mu język ucięli?
- Wątpię. W średniowieczu, to my nie jesteśmy – po pewnym czasie i całej masie zaczepek dotarliśmy na miejsce. – Wrócę autobusem. Do zobaczenia!
- Pa – powiedział i pocałował mnie w usta. Wzięłam moją torbę i ruszyłam na salę. Ewelina (Mikołajewska) czekała na mnie przed wejściem.
- Nie mogę się na was napatrzeć. Uroczo razem wyglądacie.
- No błagam. Taki z niego baran, że o matko. Nie rozumiem, czemu jeszcze z nim jestem – zaśmiałam się.
- Widocznie jest dobry w łóżku.
- Faktycznie, zapomniałam o tym argumencie – wyszczerzyłam zęby. – Kiedy będziemy miały następny mecz?
- Dwa dni, rozgrywamy u nas.
- Gramy z?
- Z Piłą.
- Ciekawe, jaki wystawi pierwszy skład, nie?
- Na pewno znajdziesz się w nim ty.
- Nie przesadzaj. Nie jestem genialna, nie umiem się z kilkoma dziewczynami jeszcze do końca zgrać. Nie wpuści mnie.
- Jesteś jego ulubienicą – prychnęła zakładając buty.
- Przecież ciągle się na mnie drze!
- Bo przypomina ciebie. A przynajmniej kiedyś tak było – ostatni supeł na sznurowadłach i mogłyśmy iść. Zaprzyjaźniłyśmy się ze sobą, kiedy dowiedziałam się, że lubi jeździć konno. Ogólnie trzymamy się razem. Do mojej paczki należy oprócz niej Ola Sikorska. Weszłyśmy na salę i od razu podeszła. Uśmiechnęłam się szeroko i przybiłam piątkę na przywitanie.
- Siema! Kosmol dziś wyjściówkę ogłasza. Myślisz, że da mi szansę?
- Da szansę nam trzem – powiedziałam i podeszłam do trenera.

Czy ja mam jakiś talent do przewidywania przeszłości, czy jak? Spełniły się wszystkie moje oczekiwania, co do składu. Przebrałam się w normalne ciuchy i spakowałam rzeczy. Podniosłam torbę i ruszyłam w stronę wyjścia z hali. Jak najgłębiej chowając się w kurtce, poszłam na przystanek. Z daleka zobaczyłam wskaźnik temperatury. – 15. Zdecydowanie mówiłam, że nienawidzę zimy. Na przystanku – jak zwykle pełno ludzi. Poczekałam chwilę na autobus, który miał kurs akurat, kiedy kończyłam trening i weszłam do niego. Śmierdziało chorobą i rozkładającą się podłogą. Czemu akurat teraz musiał jechać najgorszy autobus z całego miasta? Złapałam za rurkę i czekałam, aż dojedziemy na miejsce. Nagle całym składem mocno szarpnęło. Kurczowo trzymałam się rury, bez której i tak nigdzie dalej bym nie poleciała ze względu na masę ludzi. Autobus niebezpiecznie zaczął się przechylać na lewą stronę, aż w końcu walnął w ziemię. Drzwi się otworzyły, a pierwsi ludzie powyskakiwali z pojazdu. Okazało się, że mieliśmy zderzenie z jakąś osobówką. Wygramoliłam się ze środka, pomogłam jakiejś staruszce i zadzwoniłam do Aleksa.
- Możesz po mnie przyjechać? – zapytałam i podałam mu moją lokalizację.
- Coś się stało?
- Osobówka wpadła pod nasz przeludniony autobus, absolutnie nic mi się nie stało – uprzedziłam od razu.
- Już myślałem… Zaraz będę jechać, wejdź do jakiejś knajpy i poczekaj na mnie.
- Jasne, pa! – rozłączyłam rozmowę. Rozejrzałam się po okolicy, a mój wzrok padł na małą kawiarenkę na rogu. Weszłam do niej, zdjęłam kurtkę i zamówiłam gorącą czekoladę. Pobawiłam się chwilę telefonem czekając, aż napój ostygnie i w końcu go wypiłam.
- Skąd wiedziałeś w której jestem? – zapytałam lekko zaskoczona?
- Znam cię. Na milion procent nie poszłabyś sama do Mc’Donalda naprzeciwko – uśmiechnął się. – Jedziemy?
- Mamy na dziś jakieś plany?
- Chłopacy do nas przychodzą na seans filmowy.
- O której godzinie?
- Około 19 pewnie.
- Posiedźmy jeszcze tutaj. Ładnie jest. I ciepło.
- Faktycznie, jakoś tak jakby goręcej mi się zrobiło… - zaśmiał się i zdjął kurtkę.
- Czemu tak na mnie patrzysz? – zapytałam podejrzliwie.
- Bo nie mogę się nadziwić temu, że ze mną wytrzymujesz.
- W gruncie rzeczy nie jesteś taki zły… Tylko jakbyś jeszcze częściej naczynia ze zmywarki wyjmował. No i kurze ścierał.
- Postaram się zapamiętać.
- To, że zapamiętasz… Pfy!
- I wcielić w życie, niech ci będzie. Chcesz jeszcze czekolady?
- Nie, bo zacznę po ścianach latać!
- To by było dziwne. Właśnie wyobraziłem sobie ciebie na suficie! – roześmiał się. – Iście diabelsko. A coś innego może chcesz?
- Coś do żarcia. Może zjemy pizzę?
- Jak chcesz.

- Ej, Winiar, ja tam siedziałam! – krzyknęłam widząc zajęte miejsce.
- Właśnie, siedziałaś!
- Nie pyskuj! Chcesz w dziób?
- Grozisz mi?
- Uuuu, ostro!
- Karolku kochany, nie wcinaj się w prywatną batalię – mruknęłam. Brakowało jeszcze muzyczki z westernu i pędzącej róży pustynnej. – A ja ci piwo przyniosłam.
- Życie. Usiądź komuś na kolanach może? – powiedział cały czas patrząc mi się w oczy. Nie wymięknę, przecież nie mogę, na pewno nie…
- A może ty to zrobisz? – uniosłam brew.
- Ja tu jestem gościem.
- I masz się słuchać gospodarza.
- Dobra, wygrałaś. Lili, siadaj na moje miejsce.
- Zatiii! – jęknęli wszyscy.
- Co ja?
- Czemu przerwałeś? Chciałem zobaczyć kto wygra!
- Przykro mi, Kłos, nie dzisiaj – wyszczerzyłam się i zajęłam miejsce młodego libero.
- No ej, skoro nikt nie wygrał, to…
- Ale co ty chcesz? Miejsca mi ustąpiłeś przecież! – przerwałam mu.
- Paweł, chodź tu, poduszki ci użyczę.
- Dzięki ci, o wielki Pliński! Mam u ciebie dług.
- Dlatego, żeby do spłacić idziesz mi w tym momencie po piwo – wyszczerzył się Daniel.
- Tak, panie… - otarł wyimaginowaną łzę i wyszedł do kuchni.
***
Witam serdecznie po długiej przerwie. Cieszcie się! Dowaliłam wam dwustronnicowy rozdział xD
Testy z humana i ścisłych poszły mi dobrze. Jeszcze jutro tylko angielski i koniec!
Spadam oglądać mecz Borusji!
Pozdrawiam ; *

wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 65

OFICJALNIE ZAWIESZAM BLOGA DO 25.04.2013 ZE WZGLĘDU NA TESTY GIMNAZJALNE. Pozdrawiam ; *
***
 Następnego dnia wstałam o 7 rano. Nie mogłam spać, więc walnęłam się przed telewizor. Standardowo przeleciałam po wszystkich kanałach i nie znalazłam niczego interesującego. Postanowiłam się ubrać i przygotować szybkie śniadanie. Związałam luźno włosy i zabrałam się za robotę. Zrobiłam całą furę kanapek, zjadłam kilka z nich i poczułam się jak bóg. Panuję nad wszystkimi kanapkami świata. Mogłabym każdemu zabrać kanapkę sprzed ust, ale tego nie robię, bo mam dobrą naturę. Zaczęłam udawać, że siłą woli podnoszę posiłek do ust. W momencie, w którym udałam, że rzucam zaklęcia odezwał się Aleks.
- Tobie się chyba nudzi – odwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos. Siatkarz stał oparty o ścianę z założonymi rękoma i z zainteresowaniem mi się przyglądał.
- Uważaj, bo zaraz posmakujesz moich tortur! – pogroziłam mu. – Jeszcze chwila, a potraktuję cię moim ,,crucio’’.
- Tortury z twoich rąk? Zawsze.
- To co, może dorobimy ci kilka blizn dodających charakteru? Chcesz być jak Joker?
- Ten z ,,Batmana’’? – podszedł do mnie blisko i objął w pasie.
- Tak. Wiesz, on mi się strasznie podoba.
- A ja już nie?
- Też. Tylko, że to psychopatom zawsze kibicuję – pocałowałam go w usta. – Bądź moim psychopatą.
- Będę – odwzajemnił pocałunek. Poczułam jak po chwili wyrywa się z moich objęć, porywa talerz z kanapkami i ucieka przed telewizor.
- Iście psychopatycznie zagranie. Zawołam Tomka, będziecie się bić o żarcie?
- Jasne. Pewnie. Oczywiście. Może jeszcze chcesz popcorn?
- Przydałby się. Zresztą, idę go obudzić, musi się spakować – wstałam i ruszyłam do jego pokoju. O dziwo, tej nocy nie spędził w salonie gier. Weszłam na jego łóżko i zaczęłam po nim skakać. – WSTAWAĆ, WSTAWAĆ, KUR…DE NIE UDAWAĆ!
- Ucisz się, debilko! Pospać nie da nawet… - podniósł głowę do góry i ze zmrużonymi oczyma spojrzał na wyświetlacz telefonu. – Jest dopiero 8:30?! Jesteś porytą idiotką! Jak mogłaś mnie tak wcześnie obudzić?! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?!
- Na 9:30 masz pociąg – przerwałam mu.
- Aha… To jeszcze pięć minut – z powrotem walnął się na poduszkę. Wyszłam z pokoju i usiadłam się obok Aleksa. Zjadł już pawie połowę przygotowanych kanapek. Położyłam głowę na jego ramieniu.
- A ty co? Zjeżdżaj do kuchni! Teraz jestem dostatecznie psychopatyczny? – zaśmiał się.
- Nie. To nie jest ta odmiana, którą lubię. Wiesz, powinieneś zabijać ludzi, uwodzić fanki, zostawiać swój znak rozpoznawczy i nie dawać się złapać.
- A z kim bym walczył?
- Z resoviackim wilkiem – wyszczerzyłam się.
- Tak, plan idealny. Tylko jest problem. Jak mogę nie dać się złapać, jeśli jestem dwumetrowym facetem i wszyscy mnie znają?
- No normalnie. Idziesz, zabijasz, uciekasz. Nikt ci nie mówił jak to się robi?
- Nie… Nauczę się! – siedzieliśmy przed telewizorem przez jakiś czas. W końcu mieliśmy odwieźć Tomka na stację. Oczywiście, prawie się spóźniliśmy. Kiedy wróciliśmy, uznałam, że jest tu strasznie cicho. Z góry nie dochodziły dźwięki gier, telewizor nie dawał zbyt wiele hałasu.
- Kiedy jedziemy do Dante?
- Około 18. A co?
- Nudzi mi się.
- A wiesz, że teraz jesteśmy tu całkiem sami?
- Wiem.
- Obiecałaś mi coś – podszedł do mnie i namiętnie pocałował.

Wieczorem pojechaliśmy do Bonifantego. Poznałam go wcześniej na obozie, ale niezbyt złapaliśmy wspólny język. Miałam nadzieję, że teraz się to zmieni. Dojechaliśmy do jego domu i zadzwoniliśmy do drzwi. Otworzył nam rozgrywający i zaprosił do środka. Podaliśmy mu czteropak i poszliśmy dalej. W salonie już czekali chłopacy.
- Lili! – krzyknął Winiarski i podbiegł się przywitać. – Jak ja cię dawno nie widziałem!
- Wiem – wyszczerzyłam się i pomachałam do reszty. – Cześć wszystkim!
- Czy ty aby na pewno nie urosłaś?
- Nie, Zati, nie urosłam.
- Ale chyba bardziej zarumieniłaś… - poruszał brwiami.
- Jakbyś był u Aleksa tyle czasu to… nie ważne… - znów pokazałam zęby.
- A co, jakieś specjalne rzeczy wyprawia?
- Nie będę opowiadać, jak będziesz ciekawy, to się go zapytaj, może ci pokaże. To co, gramy? – zapytałam.
- Jasne – odpowiedział i przystąpiliśmy do wybierania drużyn.

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 64


- Aleks, możemy pogadać? - zapytałam, kiedy film się skończył.
- Jasne, a coś się stało?
- Wiesz, chciałabym, żebyś mi mówił o swoich planach. Nie jestem gosposią, której po prostu trzeba dać znać, że się wyjeżdża, kiedy wróci i co ona ma zrobić. Pojechałeś do Karola, a skąd wiedziałeś, że ja też nie chciałam jechać?
- Ale my tam odwalamy, gramy w Fifę, albo takie różne.
- Nie jestem też lalunią, która nie umie grać - uśmiechnęłam się lekko. - Tak się składa, że zawsze jestem za Borussią i nikt nie ma mi równych. Od zawsze siedziałam z chłopakami, wszędzie z nimi łaziłam. Nie chcę się zmieniać tylko dlatego, że zmieniłam miejsce zamieszkania.
- Ale no sorry, tak dziwnie jakoś...
- Nigdy nigdzie razem ze mną nie byłeś, nie wiesz jak jest. Spróbuj chociaż.
- W takim razie jutro wieczorem jedziemy do Dante na rozgrywki. Strój dowolny.
- To jakaś sugestia, że mam się ubrać w króliczy strój, czy coś? - wyszczerzyłam zęby.
- Ale będzie dziwnie jakoś - zmarszczył zabawnie nos.
- Jestem zboczona, nie mam nic przeciwko pornosom, ale seks grupowy mnie nie jara. Nie cierpię disco polo ani dance'u. To, że mam cycki, nie znaczy, że nie mogę się z wami spotykać - znów na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
- Serio lubisz pornosy? - zdziwił się siatkarz.
- Jestem wyjątkowa. Nie mogę nie lubić - poruszałam brwiami. - Gdybym nie była, to nikt nie zwracałby na mnie uwagi. Nie cierpię być pomijana.
- Wierzę. Co teraz porobimy?
- Możemy się przejść na spacer - zaproponowałam.
- Dobra. Pokażę ci okolicę. Bierzemy Tomka?
- Nie. Jutro wyjeżdża, także niech się nacieszy grami - wstałam, przeciągnęłam się i poszłam do garderoby. Chwyciłam adidasy, założyłam je na nogi i byłam gotowa. - Pospiesz się!
- Zaraz będę. Tylko muszę na chwilę do kibla - zobaczyłam jak jego tyłek w szybkim tempie znika za drzwiami łazienki. Swoją drogą, to niezły ten tyłek...
- Widzę, że ci się mocno chciało! - krzyknęłam biorąc torbę. Oczywiście zieloną.
- I to jak - odparł po chwili, kiedy już wyszedł. Założył buty i złapał mnie za rękę. - Chyba trzeba ci załatwić klucz od drzwi...
- Ostatnio mi zostawiłeś, ale tak, chyba trzeba, bo mam nadzieję, że nie lubisz zostawiać drzwi otwartych na oścież. Przejdźmy się przy okazji do sklepu, bo muszę sobie kupić trampki - poprosiłam go błagalnym wzrokiem.
- No dobra! Tylko dalej nie patrz, bo zaraz ci oczy wypadną.
- A tobie zęby, jak będziesz się tak szczerzył!
- Może mam chodzić jak twój tata? On się prawie wcale nie uśmiecha i na dodatek ciągle go coś wkurza.
- Musiałam przetrwać w tamtym domu całe osiemnaście lat. Cały czas tylko: to robisz źle, to niedobrze, a to po cholerę robisz? A tak, żebym ja nie musiał. Gdzie tu sprawiedliwość?
- A kto powiedział, że cokolwiek jest sprawiedliwe?
- Ja. Mam swój mikrokosmos, w którym wszyscy są mili, gotowi na wszystko, zabawni, umieją odwalać i nie ma smutku.
- Ta, może frytki do tego?
- Chętnie! O, na dodatek każdy u mnie ma sznurówki we wszystkich kolorach, buty, takie, jak chce, wszyscy są odpowiednio szczupli i można jeść od groma i nie przytyć. Jeszcze nie ma zimy. I paznokcie się nie łamią. I jeszcze narodowym sportem mikrokosmicznym jest siatkówka. Boże, ale mam życzenia...
- Zauważyłem. Przyspieszmy - powiedział, kiedy przechodziliśmy przez pasy.

W końcu doszliśmy do sklepu. Kupiłam (oczywiście zielone) converse'y. Wyszliśmy na zewnątrz i poszliśmy w stronę widocznego z daleka punktu, w którym można dostać gofry. Uśmiechnęłam się. Niezależnie od tego, czy jest się nad morzem, czy nie, to takie budki są wszędzie. Wzięłam porcję z podwójną bitą śmietaną, Aleks zapłacił i mogliśmy iść dalej. Przeszliśmy się przez starówkę i słońce zaczęło zachodzić. Uwielbiam na to patrzeć, odkąd tylko pamiętam. Usiedliśmy na jakiejś ławeczce i patrzyliśmy prosto na złotą tarczę. Siedzieliśmy tam dopóki, dopóty cała nie schowała się za horyzont. Miałam opartą głowę na jego ramieniu i pomyślałam, że dawno nie czułam się tak dobrze. Miałam ukochanego faceta, mieszkałam z nim. Zdobyłam zatrudnienie w zawodzie, który kochałam i marzyłam o nim od czasu, kiedy skończyłam 13 lat. Wydaje się, że od tego czasu minęło zaledwie pięć lat. Ten czas rzeczywiście leci tak szybko, jak mówili dorośli, kiedy byłam mała.
- Jak myślisz, ile ze sobą wytrzymamy? - zapytałam chłopaka, kiedy wstaliśmy z miejsca i ruszyliśmy z powrotem do domu.
- Nie mam pojęcia. Jakieś 5 milionów lat gwiezdnych?
- Taa i kilka Er w Śródziemiu. Ale mówię serio.
- Oby jak najdłużej. Czemu pytasz?
- Się nad tym zastanawiam, czy będziemy jak moi rodzice po tylu latach małżeństwa...
- Mam nadzieję, że nie - wyszczerzył się.
- Ale oni się mimo wszystko kochają. Cały czas chodzą trzymając się za ręce, nie podobnie do innych par prawie nie rozmawiając.
- Na pewno nie będę taki zgryźliwy - zaśmiał się dźwięcznie i poszliśmy do domu.
***
Proszę bardzo, rekompensata za to, że nie dodałam przez święta! Mam nadzieję, że się cieszycie?
Pozdrawiam ; *

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 63

Obudziłam się i spojrzałam na zegarek. Była ósma rano. Przeciągnęłam się i spojrzałam na miejsce obok mnie. Było puste. Wstałam i powłócząc nogami poszłam do kuchni. Na stole leżała kartka o treści: ,,Jestem u Karola, będę na obiad, jak coś, to dzwoń. Aleks, kocham ; *''. Muszę z nim pogadać. Nie chcę być nieświadoma tego, co ma w planach. Może mi przecież mówić... Ukłuło mnie w sercu na myśl, że może mi nie ufa? No przepraszam, ale ja mu o wszystkim mówię. Na dodatek teraz razem mieszkamy i chciałabym być trochę bardziej wtajemniczona w jego sprawy. Nie jestem lalunią, która będzie zajmować się bez słowa domem i patrzeć, jak jej facet upija się do nieprzytomności. Jestem z typu tych, które biegają razem z chłopakami, jako dzieci chodzą po drzewach i grają razem z nimi przykładowo w Fifę. Na dodatek wygrywają. Kiedy byłam młodsza, to w nożną grałam tylko z chłopakami, bo bałam się, że coś zrobię którejś z dziewczyn. Nie zmieniłam się zbytnio, noo. Wyjęłam z chlebaka kilka kromek chleba i otworzyłam lodówkę. Mój wybór padł na dżem wiśniowy. Zrobiłam sobie jedzenie, położyłam na talerzyku i poszłam przed telewizor. Przejrzałam program telewizyjny, ale o tej godzinie nigdy nic ciekawego nie leci. Pomyślałam, że może Aleks ma jakiś zbiór na DVD, czy coś i zaczęłam przeszukiwać półki. Znalazłam ,,Titanica''. Wiem, że to dziwne, ale nigdy w życiu tego nie oglądałam... Wsunęłam płytę w odtwarzacz i wygodnie rozsiadłam się na kanapie.

Po skończonym seansie stwierdziłam, że to nic ciekawego. Nie rozpłakałam się, kiedy ten przystojny Leonardo DiCaprio umarł. Nie rozumiem, nad czym się tak rozpływały moje koleżanki, film, jak film... Minęło trochę czasu od ósmej (ponad trzy godziny), więc poszłam obudzić Tomka. Spał sobie w najlepsze na fotelu w pokoju gier. Delikatnie poczochrałam go po włosach i przymilnie powiedziałam:
- Pobudeczka, śniadanko.
- Gdzie? - od razu się przebudził.
- Idź sobie zrób.
- No wiesz co? Jestem u ciebie w gości, mogłabyś się chociaż postarać.
- A weź spieprzaj. Nie jestem twoją służącą. Jedziesz dziś ze mną?
- Gdzie?
- Chcę sobie kupić jakiś pojazd i potrzebuję profesjonalnej porady... - oczy mu się zaświeciły, ale przecież nie mógł przegapić okazji do wykorzystania mnie.
- Jak zrobisz mi śniadanie, to pojadę.
- A co chcesz? - westchnęłam.
- Naleśniki.
- To się ogarnij trochę, bo zaraz wyjeżdżamy.
- Dobra. Jaka jest pogoda?
- A co ja, pogodynka?
- A ja doradca, co do pojazdów.
- Jest dwadzieścia cztery stopnie, bezchmurne niebo - powiedziałam i wyszłam z pokoju. Czasami miałam go dość, ale przecież nie chciałam kupić jakiegoś padła, które rozwali się po stu przejechanych kilometrach. Zeszłam na dół i wzięłam się za naleśniki. Po kilku minutach w całym mieszkaniu nimi pachniało. Tomek zjadł wszystkie przygotowane i mogliśmy ruszać.

- Ten mi się podoba. Weź go obejrzyj - powiedziałam wskazując na model motoroweru. Nie mogłam mieć jeszcze motocykla, ale obiecuję, gdy skończę 24 lata, to nikt mnie od tego nie powstrzyma. Przede mną stał pojazd stylizowany na krossa w ciemnozielonym kolorze i idealnym wyprofilowaniu. Tomek narzekał na to, że pokazuję mu modele, na których nie mógłby pokazywać jakichś tricków, ale na widok tego pokiwał głową. Przeczytał na karteczce przyczepionej na kierownicy, jakie ma parametry i chwilę się zastanowił.
- Jest niezły. Jak na ciebie odpowiednia pojemność i ciekawie wygląda. Jesteś pewna, że chcesz ten? - spojrzał tęsknie na skuter, który strasznie wpadł mu w oko.
- Tak. Na milion procent - powiedziałam i poszliśmy po sprzedawcę. Facet przyjrzał się mojemu bratu i zapytał, czy ma się ochotę przejechać.
- Ale to dla niej!
- Dobry wybór. Pan doradzał?
- Owszem. To można wypróbować?
- Jasne. Tu są kluczyki - mężczyzna podał mi przedmiot. Wyprowadziłam skuter z miejsca, odpaliłam go i zrobiłam kilka ósemek na placyku. Wypróbowałam hamulce, zsiadłam z niego i jeszcze raz się mu przyjrzałam.
- Umie pani nieźle jeździć - pokiwał głową sprzedawca.
- Miałam wspaniałego nauczyciela - uśmiechnęłam się do Tomka. - Ile płacę?

Wróciłam innym środkiem lokomocji, niż komunikacja miejska. Zajechaliśmy przy okazji do jakiegoś sklepu i kupiłam sobie skórzaną kurtkę. Kiedy dojechaliśmy do domu, zaparkowałam w garażu przy domu i weszliśmy do środka. Wzięłam się za przygotowanie obiadu. Po godzinie był gotowy. Chwilę później przyjechał Aleks.
- Mamy gości? - zapytał.
- Nie, czemu?
- Bo w garażu stoi jakiś motor.
- Jak już, to motocykl. To jest skuter. Mój skuter.
- Kupiłaś sobie?
- Tak! - krzyknęłam z radości. - Podoba się?
- Bardzo. Co jemy? - chciał się dobić do garnka.
- Zobaczysz. Siadaj - zasłoniłam mu drogę.
- Tak, pani - wyszczerzył zęby i usiadł się przy stole. Wyjęłam trzy talerze i zawołałam Tomka. Ten wyjął sztućce i sam się usiadł. Nałożyłam każdemu ziemniaków i polałam sosem. Mój ulubiony sos pieczarkowy. Klapnęłam między chłopakami i zabrałam się za jedzenie.
- Jeny, jakie to było pyszne - stwierdził Aleks, oparł się o siedzenie i poklepał po brzuchu.
- Uważaj, bo na mojej kuchni przytyjesz - wyszczerzyłam się.
- Bez obaw, damy radę - stwierdził i odniósł wszystkich talerze do zmywarki. - Co dziś porobimy?
- Nie wiem, jakieś propozycje?
- Obejrzyjmy jakiś film.
- Jaki?
- ,,Titanica'' - wyszczerzył zęby.
- Chyba żartujesz, dziś to obejrzałam... Masz jakieś horrory?
- Jasne. Co powiesz na ,,Nienarodzonego''?
- Zgoda - powiedziałam i poszliśmy na kanapę.
***
Cześć! Przepraszam, że ostatnio nie było, ale miałam gości i nie za bardzo miałam czas... W końcu jest!
Co do poprzedniego - brat mi coś pozmieniał w opcjach i nie mogę go poprawić w żaden sposób, choć próbowałam. Przepraszam serdecznie.
Pozdrawiam ; *