wtorek, 30 października 2012

Prolog

-Ohh! To cudownie, że wyjeżdżasz na obóz! - powiedziała moja najlepsza przyjaciółka, Klaudia, kiedy oznajmiłam jej o moim wyjeździe na kolonie siatkarskie. Niestety nawet przez telefon słychać było, że nie jest zbyt radosna.
-Mam coś na pocieszenie! Ty też jedziesz!
-Co?! Ale jak to? Przecież tylko ty wysyłałaś zgłoszenie. Ja nie zdążyłam przez ten wyjazd do babci.
-Na wszelki wypadek napisałam za ciebie i wysłałam w jednej kopercie.
-Dobra, teraz mama mnie woła, musimy kończyć. Do zobaczenia jutro na zbiórce przy szkole o 5:35!
-Ale ja nie mam w co się ubrać!
-Poradzisz sobie, ja muszę się zbierać, bo trzeba spakować walizkę. Przygotuj się na cały miesiąc codziennej gry i oglądania dup chłopaków!

Głębokim westchnieniem skończyła rozmowę, a ja poszłam do kuchni poszukać mojej mamy. Chciała, żebym pomogła jej robić ciasto, którego kawałek wezmę jutro na drogę. Trochę przerażała mnie wizja dwunastogodzinnej podróży rozklekotanym autobusem, aż do Bełchatowa. Na początku miałyśmy jechać pociągiem, byłoby szybciej, ale oczywiście mój przewrażliwiony tata uparł się na autobus, bo bał się puścić mnie w tak daleką trasę z przesiadkami.

Kiedy skończyłyśmy piec ciasto powłócząc nogami ze zmęczenia poszłam spakować walizkę dość dużych rozmiarów. Pomyślałam, że nie dam rady jej za sobą taszczyć, ale trudno – jakoś sobie poradzę. Spakowałam stosunkowo mało ciuchów, bo nie jestem zbyt wymagająca, co do odzieży. Musiałam zmieścić jeszcze parę butów do gry, dwie do chodzenia po mieście i jedne zwykłe, tandetne trampki, w razie czego, jak powiedziała moja mama. Z kosmetyków wzięłam tylko tusz do rzęs i eyeliner. Więcej nie potrzebowałam, mimo, że moja cera do idealnych nie należała. Nienawidzę podkładów, fluidów i czegoś tam jeszcze, nawet nie znam ich nazw. Czemu? Podchodzisz, żeby się przywitać z jakąś dziewczyną, standardowo – buziak w policzek i nagle się okazuje, że pół jej tapety znalazło się na twojej twarzy. Obrzydliwość! Do kosmetyczki włożyłam antyperspirant, maszynkę do golenia, paczkę tamponów i dwa lakiery do paznokci. Do najmniejszej bocznej kieszonki wsadziłam plaster, bo w końcu zdarzyło mi się raz wybicie i musiałam mieć choć minimalną ochronę przed ponowieniem kontuzji.

W końcu czas pakowania minął, a ja padnięta rzuciłam się na łóżko. Ustawiłam budzik na godzinę 4:50, myśląc o tym, że rano obowiązkowo trzeba pójść pod prysznic, bo teraz nie miałam na to siły. Nawet nie przebrałam się w piżamę i po około pięciu minutach zasnęłam.

 Prolog skończony. Mam nadzieję, że zapowiada się dobrze i spodoba Wam się mój styl pisania. Pozdrawiam - Lili

2 komentarze: