-Ohh! To cudownie, że wyjeżdżasz
na obóz! - powiedziała moja najlepsza przyjaciółka, Klaudia, kiedy oznajmiłam
jej o moim wyjeździe na kolonie siatkarskie. Niestety nawet przez telefon
słychać było, że nie jest zbyt radosna.
-Mam coś na pocieszenie!
Ty też jedziesz!
-Co?! Ale jak to? Przecież
tylko ty wysyłałaś zgłoszenie. Ja nie zdążyłam przez ten wyjazd do babci.
-Na wszelki wypadek
napisałam za ciebie i wysłałam w jednej kopercie.
-Dobra, teraz mama mnie
woła, musimy kończyć. Do zobaczenia jutro na zbiórce przy szkole o 5:35!
-Ale ja nie mam w co się
ubrać!
-Poradzisz sobie, ja
muszę się zbierać, bo trzeba spakować walizkę. Przygotuj się na cały miesiąc
codziennej gry i oglądania dup chłopaków!
Głębokim westchnieniem
skończyła rozmowę, a ja poszłam do kuchni poszukać mojej mamy. Chciała, żebym
pomogła jej robić ciasto, którego kawałek wezmę jutro na drogę. Trochę
przerażała mnie wizja dwunastogodzinnej podróży rozklekotanym autobusem, aż do
Bełchatowa. Na początku miałyśmy jechać pociągiem, byłoby szybciej, ale
oczywiście mój przewrażliwiony tata uparł się na autobus, bo bał się puścić
mnie w tak daleką trasę z przesiadkami.
Kiedy skończyłyśmy piec
ciasto powłócząc nogami ze zmęczenia poszłam spakować walizkę dość dużych
rozmiarów. Pomyślałam, że nie dam rady jej za sobą taszczyć, ale trudno – jakoś
sobie poradzę. Spakowałam stosunkowo mało ciuchów, bo nie jestem zbyt
wymagająca, co do odzieży. Musiałam zmieścić jeszcze parę butów do gry, dwie do
chodzenia po mieście i jedne zwykłe, tandetne trampki, w razie czego, jak
powiedziała moja mama. Z kosmetyków wzięłam tylko tusz do rzęs i eyeliner. Więcej
nie potrzebowałam, mimo, że moja cera do idealnych nie należała. Nienawidzę
podkładów, fluidów i czegoś tam jeszcze, nawet nie znam ich nazw. Czemu?
Podchodzisz, żeby się przywitać z jakąś dziewczyną, standardowo – buziak w
policzek i nagle się okazuje, że pół jej tapety znalazło się na twojej twarzy.
Obrzydliwość! Do kosmetyczki włożyłam antyperspirant, maszynkę do golenia,
paczkę tamponów i dwa lakiery do paznokci. Do najmniejszej bocznej kieszonki
wsadziłam plaster, bo w końcu zdarzyło mi się raz wybicie i musiałam mieć choć
minimalną ochronę przed ponowieniem kontuzji.
W końcu czas pakowania
minął, a ja padnięta rzuciłam się na łóżko. Ustawiłam budzik na godzinę 4:50,
myśląc o tym, że rano obowiązkowo trzeba pójść pod prysznic, bo teraz nie
miałam na to siły. Nawet nie przebrałam się w piżamę i po około pięciu minutach
zasnęłam.
Prolog skończony. Mam nadzieję, że zapowiada
się dobrze i spodoba Wam się mój styl pisania. Pozdrawiam - Lili
Świetny prolog. ;] ~Łapa
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :3
Usuń