poniedziałek, 6 maja 2013

Rozdział 69



Wesele było cudowne. Tańczyłam chyba z każdym mężczyzną, a kiedy Aleks zobaczył mnie z jakimś według niego nie odpowiednim, pochodził i ,,odbijał’’. Widziałam jego zazdrosną minę i to, jak na mnie patrzył. Wcale mu się nie dziwię, bo kiedy ja zobaczyłam go z jakąś lalunią, też wzbierała się we mnie przeogromna zazdrość. Najbardziej podobał mi się taniec, w którym Winiar wziął mnie na barki, a Julię Kostek i tańczyliśmy w górze. Prawnie byłam teraz panią Atanasijević… Liliana Atanasijević. Będę się musiała przyzwyczaić i nie mylić podpisu.

Po weselu trzeba było posprzątać. Nie, żeby było wybitnie brudno, ale meble musiały wrócić na swoje miejsce, itd. Julia okazała się wybitnie pomocna, bo posiadała wrodzony talent organizatorski. Razem z nią został również Winiar, Kostek, Kłos, Pliński i kilku innych. Pomogli poprzenosić cięższe rzeczy i posprzątać z podłogi. Pod wieczór wszystko wróciło na swoje miejsce i ja z Aleksem mogliśmy zająć się sobą.

Minął miesiąc, dwa miesiące, całe wakacje. Polska reprezentacja mężczyzn utrzymała zwycięstwo w Lidze Światowej, a nazwa ,,złotka’’ dla kadry kobiet znów wróciła do łask, choć zajęłyśmy drugie miejsce w Grand Prix. Aleks został w Skrze na kolejne dwa sezony. Ja nadal grałam w Budowlanych. Trener wystawiał ciągle mnie w pierwszym składzie, a kontuzje nie trzymały się naszego zespołu, dlatego odnosiłyśmy sukcesy. Zbierałyśmy też coraz więcej fanów. Nadal trzymałam się z Olą i Eweliną, wyjechałyśmy nawet razem na urlop. Co jakiś czas na mnie i Alka spadał obowiązek zrobienia ,,wieczorku skierskiego’’, jak to nazwałam. W przerwie między sezonem reprezentacyjnym, a ligowym, czyli tak we wrześniu odwiedziłam razem z Atanasijevićem Serbię. Poznałam jego rodzinę i przyjaciół. Nie narzekałam na brak zajęć. W Polsce i za granicą byłam trochę bardziej rozpoznawalna, jednak o wiele mniej, niż mój ukochany atakujący. Przyszedł czas na nowy sezon i nową zimę. Na szczęście w tym roku temperatura zaledwie kilka razy spadła poniżej -10, jedynie śnieg nie chciał odpuścić i spadło go naprawdę sporo. Nie miałam czasu na wiele rzeczy, bo ogromną jego część pochłaniała siatkówka.

Przyszedł kolejny maj, odniosłyśmy zwycięstwo w lidze, czyli skończyłyśmy ją na pierwszym miejscu wygrywając z Muszyną. Skra skończyła sezon również na pierwszym miejscu, co ich fani przyjęli z ogromną ulgą. Tylko kibice Jastrzębskiego mogli być trochę niepocieszeni, ale wicemistrzostwo, to zawsze coś. Po sezonie zachorowałam na zapalenie płuc, ale na szczęście szybko się wyleczyłam. Po tym bardzo dużo biegałam, z braku czasu na cokolwiek innego, ale cóż, takie życie sobie wybrałam. Zaczęłam robić egzaminy na prawko. O dziwo, udało mi się za pierwszym razem. Mimo zdanego egzaminu, wolałam jeździć skuterem, co jak się idzie przekonać okazało się zgubne.

- To do zobaczenia później! – krzyknął Aleks ze schodów, kiedy wsiadałam na mój ukochany pojazd.
- Pa! Tylko mi nie wróć z jakąś lalunią, jasne? – zaśmiałam się i założyłam kask. Było dziś 20 stopni, a mimo tego nie zdjęłam mojej skurzanej kurtki. W czasie jazdy wcale nie jest tak ciepło. Myślałam, że atakujący już wsiadł do samochodu i odjeżdżał, jednak poczułam pocałunek na swoich ustach. – Uważaj, bo zaraz szybkę opuszczam.
- Oj tam, oj tam. A pamiętasz, że jutro mamy rocznicę?
- Jasne. Trójgłowy karzeł garbusek też pamięta – wyciągnęłam pacynkę z plecaka, a siatkarz zaczął się śmiać. Zrobiłam ją, żeby porobić bekę z trenera.
- Dobra, jedź, bo się spóźnisz.
- Wyganiasz mnie?
- Oczywiście! Kocham cię, pa! – odszedł do garażu. Odpaliłam skuter i ruszyłam, uprzednio chowając zabawkę do plecaka. Dzień zapowiadał się naprawdę pięknie. Musiałam zatrzymać się na kilku skrzyżowaniach, bo trafiłam na czerwoną falę. Kiedy ruszyłam z jednego z nich, rozejrzałam się, wcisnęłam gaz i usłyszałam klaksony. Popatrzyłam jeszcze raz i ukazało się, że centralnie na mnie jedzie samochód. Nie mam szans, nie zdążę odjechać mu z trasy, człowiek nawet nie hamował. Jechał bardzo szybko. Mówią, że w chwilach zagrożenia widzi się niezwykle wyraźnie. Widziałam wszystko. Nawet nie sekundę później poczułam bardzo mocne uderzenie. Poczułam tylko jak kawałek lecę i straciłam przytomność po kontakcie z ziemią.

Obudziłam się w pomieszczeniu o białych ścianach i usłyszałam charakterystyczne pikanie. Szpital. Superekstra. Akurat przed sezonem reprezentacyjnym wypadek. Nie zagram. Myśli kołatały mi się w obolałej głowie. Podniosłam lekko rękę i zobaczyłam kabelki. Kroplówka. Spróbowałam podnieść się do pozycji siedzącej, ale coś zaczęło pikać głośniej i zabrakło mi siły. Nagle z krzesła po mojej prawej stronie podniósł się Aleks. Widać było, że spał i dopiero się obudził. Kiedy tylko zobaczył, że nie śpię wezwał pielęgniarkę.
- Jak się czujesz, kochanie?
- Genialnie, wprost idealnie, kiedy idziemy na spacerek? – zapytałam sarkastycznie. Siatkarz uśmiechnął się delikatnie. – Ile czasu tu siedzę?
- Około dwóch tygodni. Nie wybudzali cię, żeby się szybciej goiło. Przeszłaś kilka operacji.
- Pomóż mi się podnieść – zażądałam. Kiedy to uczynił, z przerażeniem zapytałam: - Czemu nie czuję nóg?!
- Bo…
- Czemu nie czuję nóg, do cholery jasnej?! – rozpłakałam się. To był horror. Od zawsze polegałam na nogach. Kochałam biegać, skakać, pływać. Ale bez nóg to nie byłoby możliwe… - Odpowiedz.
- Możliwe, że już nie odzyskasz władzy w nogach… - schowałam twarz w dłoniach i szlochałam. Do pokoju weszła pielęgniarka, sprawdziła stan kroplówek i spojrzała na monitor.
- Jak się czujesz? – zapytała.
- Oprócz tego, że nigdy nie będę chodzić, to jak w siódmym niebie – odparłam opryskliwie, nadal cała we łzach.
- Proszę się tak nie odzywać. Rozumiem panią, ale jakaś kultura obowiązuje.
- Nic pani nie rozumie! – krzyknęłam i spróbowałam wtulić się w Aleksa. – Nie będzie już nigdy lepiej…
- Będzie. Musi… - powiedział i pogładził mnie po plecach.
***
Przepraszam, jeśli mam błędy graficzne. Dodaję dziś, bo jutro nie będzie mnie w domu.
Pozdrawiam serdecznie ; *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz