Pół godziny później Aleks
wyszedł z łazienki w samych gaciach.
- Matko, ale masz tempo… Na twoim miejscu już byłabym ubrana,
umalowana i gotowa do wyjścia.
- Nikt nie mówił, że mam się
spieszyć – wyszczerzył się atakujący.
- Będę musiała to wytrzymywać
do końca życia? – jęknęłam.
- Na to wygląda, o ile mnie
nie zostawisz na pastwę hotek.
- Tego bym ci nie zrobiła.
Przecież one cię mogą zjeść! Powiem więcej; nawet… POŚLUBIĆ! To by było
straszne.
- No właśnie! Pójdziemy
gdzieś dzisiaj? Mam ochotę porobić coś dziwnego.
- Idziemy na basen, czytaj
fontanna? – na te słowa Serbowi na usta wszedł szeroki uśmiech.
- Nie mogę się doczekać!
Patrząc na nasze plany,
wzięłam w torbę ręcznik, suche bluzki dla nas obojga, i reklamówki do mokrych
rzeczy. Uprzedziłam Igę, która przed chwilą wstała, że nie wrócimy na obiad i wyszliśmy
z ośrodka. Żałowałam, że na dyżurze nie ma pana Leona, bo wyobraziłam sobie
jego reakcję na wiadomość o tym, co chcemy zrobić. Pewnie jak zawsze piłby
herbatę lub kawę i zakrztusiłby się nimi. Drugiego ochroniarza nie cierpiałam,
bo zachowywał się sztywno, kiwał głową na znak zrozumienia i nie powiedział
nigdy ani słowa. Nawet nie wiem, jaki ma głos.
Wyszliśmy na zewnątrz i
zaczęliśmy od początku się zgrywać z tych wszystkich ludzi, którzy szli do
tylko sobie znanego miejsca. Większość z nich miała smutne miny i patrzyła
przed siebie z nikim nie utrzymując dłużej niż pół sekundy kontaktu wzrokowego.
Współczuję im, bo cieszyć się prawdopodobnie z całego serca nie potrafią.
Szliśmy na starówkę, bo widziałam tam wcześniej dużą fontannę. Podbiegliśmy do
niej, rzuciłam torbę pod murek tam, gdzie nie było wody, zdjęłam buty i
wskoczyłam na ściankę okrążającą
wodotrysk. Przeszłam na około i rzuciłam się Aleksowi w ramiona. Złapał mnie,
podniósł wyżej, podłożył pod strumień spadającej wody i pocałował, samemu
mocząc sobie głowę. Kiedy w końcu mnie opuścił, znaczna część mojej bluzki była
już mokra. Przyjrzałam się pomnikowi na środku i wpadłam na pewien pomysł.
Wcześniej kupiłam farby, mając zamiar tylko pobrudzić wodę. Wsadziłam palec do
pojemniczka, podeszłam do pomnika przedstawiającego kobietę z przechyloną na
bok głową i wzniesioną ręką, której z tryskała woda. Narysowałam jej szeroki
uśmiech czerwoną farbką. Wcześniej wyglądała jak zdołowana kobieta, bo miała
przygarbione plecy. Teraz wyglądała znacznie przyjemniej i nawet dzieci się jej
z ciekawością przyglądały. Nie tylko dzieci… Z pewnej odległości patrzyli na nas
dorośli, zapewne rodzice tych dzieci. Nie mieli odwagi podejść bliżej, żeby nie
zostać ochlapanym. Niektórzy podeszli całkiem blisko, ale tylko, żeby odciągnąć
pociechy. Pochlapaliśmy się jeszcze chwilę, przed przypadek się wywróciłam i
wylądowałam na tyłku, a później zauważyłam dwóch policjantów biegnących w naszą
stronę. Albo mi się wydaje, albo nie wolno robić takich rzeczy? Chwyciłam Aleksa
za rękę i kiwnęłam głową w stronę nadbiegających postaci. Wyszliśmy za murek,
chwyciłam torbę i rzuciliśmy się do ucieczki. Pobiegliśmy w stronę
przechodzących po chodniku ludzi, przeszliśmy przez przejście, dalej
przyspieszyliśmy i zniknęliśmy w tłumie. Nie mieli szans nas dogonić.
- Widziałaś miny tych ludzi? –
Atanasijević wybuchnął śmiechem.
- Tak, to było bezcenne!
Przebieramy się teraz, czy czekamy, aż wyschniemy?
- Dawaj teraz. Zimno mi się
zrobiło.
Poszukaliśmy jakiejś toalety
publicznej i weszliśmy do środka. Ten idiota (czytaj: mój kochany chłoptaś)
wlazł za mną do kabiny i zamknął za nami drzwi.
- Mamy teraz dla siebie
chwilę, nikt nas nie widzi i nie słyszy – mówiąc to przybliżył się do mnie i
muskał ustami mój policzek. – Poza tym, chyba musimy znaleźć jakiś sposób na
rozgrzewkę…
- Jesteś szalony! – zaśmiałam
się i pchnęłam go na drzwi. – Gdybyś nie wiedział, to chciałam się przebrać, ty
też powinieneś!
- Ups, chyba nie mamy w co… -
wyrwał mi z ręki torbę. – Na dodatek, pamiętasz, że u twoich rodziców obiecałaś
mi, że nadrobimy?
- Pamiętam, ale nie tutaj.
- Czemu właściwie?
- Bo zajmujemy kolejkę –
przysunęłam się do niego i pocałowałam. – Ale tak szczerze, mnie to nie obchodzi.
Kiedy w końcu się ubraliśmy i
wyszliśmy opieprzyłam go za wszystkie wydarzenia, bo kilka osób pukało w tym
czasie do drzwi. Poszliśmy do jakiejś knajpki i zamówiliśmy sobie pizzę. Oboje
zjedliśmy po połowie.
- Ten kawałek dla mnie!
- Ale przecież ty jesteś
dziewczyną, jesz mniej…
- Widocznie nie znasz mnie
tak dobrze jak myślisz – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i zdjęłam ostatni trójkąt
potrawy z tacki.
- I będę musiał to znosić do
końca życia?
- Tak, chyba, że zostawisz
mnie na pastwę fizjoterapeutów – znów pokazałam mój wyszczerz.
- Mogliby cię przecież…
WYLECZYĆ! Ale nie, nikomu cię nie oddam. Nie masz co liczyć.
- Kurde, a już myślałam, że
się od ciebie uwolnię. Nie musiałabym się o nic martwić, grałabym tylko w
siatkówkę, wystawiała i wygrywała. Ale nie!
- Masz mnie dość?
- Ochu… Oszalałeś? Nigdy.
- Na mały palec?
- Na mały palec.
- Przysięgasz?
- Słowo harcerza!
- To się cieszę – wytknął język.
- Jest tylko jeden problem…
- Jaki?
- Nie jestem harcerzem! –
chwyciłam torbę, wyszczerzyłam się i wybiegłam z knajpki.
***
Dziś taki szalony dzień. Zostałam poproszona o napisanie felietonu, chyba jestem z siebie dumna ;p Jaką mieliście średnią na półrocze, itd? Ja (niestety) 3.89. Ale teraz będzie znacznie lepiej, gdyż chcę się dostać do Szkoły Mistrzostwa Sportowego, żeby spełnić marzenia. Mam nadzieję, że mi się uda ; )
Pozdrawiam ; *