poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 43




O dziwiętnastej przyszed po mnie Bartek i kazał pójść z sobą na kolację. Pogroziłam mu i wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi. Co jak co, ale kiedy chciał, umiał być szarmancki. Byłam ubrana w szarą bluzę z kapturem i zwykłe spodnie, nie chciałam go zbytnio kusić wyglądem. Na powiece widniała kreska namalowana eyelinerem, a rzęsy były starannie wytuszowane. Chłopak jeszcze nigdy nie widział mnie w pełnym makijażu i wolałam, żeby tak zostało. Wyszliśmy z budynku, a ten idiota założył mi przepaskę na oczy. Nakrzyczałam na niego i na oślep próbowałam walnąć w ramię, jednak odsunął się w toru lotu doni i zamiast w pustkę, trafiłam w płot, a z przerwanego naskórka powoli spływała krtew. Zerwałam z oczu chustkę i pogrzebałam w torebce. Od dawna nauczyłam się być przezorna pod względem bezpieczeństwa i zawsze nosiłam przy sobie plaster. Nakleiłam go na zranienie i tym razem pozwoliłam mu założyć sobie przesłonę.
- Nie pozwól mi sobie tym razem nic zrobić.
- A nie uciekniesz?
- Chyba żartujesz. Z moim szczęściem wpadłabym pod samochód. Na dodatek nietrzeźwego kierowcy, który staranował już wcześniej pewną staruszkę.
- Aż tak?
- Gorzej. Jak byłam mała dzieci mnie przezywały od ciamajdy, bo zawsze coś rozwalałam podczas zabawy. Mam wymieniać więcej?
- Starczy! Wierzę. Chodź, idziemy - chłopak kazał ustać przed sobą i chwycił mnie za ramiona. - Idziemy, będę cię kierować.
- Dziękuję za oświecenie, gdybyś mi nie powiedział, nigdy bym nie zgadła! - powiedziałam zirytowanym tonem.
- Wiem, że jestem cudownym dzieckiem.
- Nie do końca to miałam na myśli, ale chyba sprawiłabym ci ból twierdząc inaczej.
- Dokładnie.
Szliśmy jakieś 10 minut na wprost, później chopak skręcił w lewo, w prawo, dwa razy w lewo, zakręcił mną kilka razy, w końcu wziął na ręce, co oczywiście nie obyło się bez moich protestów, i poniósł jakiś czas. W końcu poczułam, jak moje stopy lądują na ziemii. Bartek rozwiązał mi oczy i kazał jeszcze przez chwilę mieć zamknięte.
- Mogę już otworzyć?
- Nie.
- Już?
- Nie.
- Już?
- Jeśli jeszcze raz się spytasz, dzisiejszego dnia nic nie zobaczysz.
- Możesz mi naskoczyć - odpyskowałam, unisłam wysoko podbródek i położyłam dłonie na biodrach. Niby byłam siatkarką i dostałam powołanie do kadry, jednak nie przestałam być zwykłą nastolatką, która mimo wszystko kłóci się z rodzicami. I nie tylko z nimi.
- Pozwalam ci otworzyć oczy.
- Nie będziesz mi rozkazywać - żąchnęłam się.
- Czyli nie licz na towarzystwo podczas treningów.
- Nadzorowanie mnie należy do twoich obowiązków. Nie możesz po prostu powiedzieć, że nie będziesz - coraz trudniej było mi utrzymać zaciśnięte powieki.
- Tymczasowe zawieszenie broni. No weź, nie gniewaj się - poczułam jak podchodzi do mnie od tyłu i chce przytulić. Natychmiast odskoczyłam.
- Kiedy godziłam się na kolację powiedziałam, że to tylko posiłek. Podtrzymuję moje słowa - w końcu otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą miejsce nad jaimś małym stawem z mnustwem zapalonych świeczek. - Bartek, od początku ci mówiłam. Mam faceta. Kocham go. Dużo z nim przeszłam, nie staniesz nam na drodze.
- Wiem... - usłyszałam ciche westchnięcie. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam nie tego chłopaka, którego się spodziewałam. To znaczy, że stał przede mną ten sam Bartosz, ale jakby skurczony, onieśmielony, smutny i z opuszczoną gową. - Ale od kiedy cię zobaczyłem, już wiedziałem, że nie będę mógł się uwolnić od myślenia o tobie.
- Robisz to wszystko na przekór mnie. Mówiłam ci. Nie chciałam kłopotów. Możemy być jedynie przyjaciółmi. Dobrymi, ale jednak przyjaciółmi - w jednej chwili spojrzałam na chłopaka i zauważyłam rumieńce na jego policzkach, uroczą twarz ciemne proste i krótko przystrzyrzone włosy. Ciemno niebieskie oczy, które błyszczały w świetle świec wydawały się wciągać mnie coraz bardziej w głąb siebie. Odruchowo porównałam go z Aleksem. Ta myśl zedcydowała o wsztystkim, bo zbyt bardzo kochałam Aleksa. - Przykro mi.
- Taa, wyobraź sobie, że mi też.
- Została nam bardzo miła kolacja we wspólnym towarzystwie.
- Masz rację - uśmiechnął się po raz pierwszy od długiej chwili. - Nadal możemy się przyjaźnić. Chyba wytrzymam taki układ.

Na prawdę miło spędziłam resztę wieczoru. Bartek starał się nie wracać do bolesnego tematu, a żartami sypał jak z rękawa. Pomogłam mu sprzątnąć śmieci, schować świeczki i złożyć naczynia do koszyka. Wróciliśmy do ośrodka, a ja przy okazji dowiedziałam się, gdzie przez półtorej godziny byłam. Na pożegnanie mocno przytuliłam chłopaka mówiąc, żeby się nie martwił.
***
Przepraszam, że tak późno, ale dodałam zgodnie z zapowiedzią.
Pozdrawiam serdecznie ; *


5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Świetny blog, bardzo mi się podoba. Ja już chce następny. xd ♥ Nie da rady go wcześniej wrzucić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, cieszę się :p
      Niestety, ale jutro się nie pojawi, bo niektóre z moich pasji zajmują trochę czasu... Ale za to w środę spróbuję napisać dłuższy :3

      Usuń
    2. To się ciesze, ale i tak nie mogę się już doczekać. :3

      Usuń
  2. Jestem na TAK . Bardzo mi się podoba : )) . Ja też piszę , o siatkarzach , więc zapraszam .


    http://siatkoweczkaaa.bloog.pl/id,333233724,title,Opis-postaci-,index.html

    : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za 'taka' :)
      Jak znajdę wolną chwilę, to zajrzę :p

      Usuń