sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 42



Doszliśmy do siłowni i Bartek kazał mi ćwiczyć. Świnia. Stał i się przyglądał.
- Jak jeszcze zacząłbyś się drapać po głowie, a później zjadł swoją wszę, wyglądałbyś kompletnie jak małpa – dogryzłam mu.
- A jeśli zrobiłabyś większy rozkrok, nie byłbym pewny, czy jesteś Polką, czy cudownym dzieckiem Azji, które jedzie na wrotkach w szpagacie pod rzędem pięćdziesięciu samochodów.
- Słyszałeś coś takiego: Nie ważne, jak dobrze coś robisz, zawsze znajdzie się dziesięcioletni Azjata, który zrobi to lepiej…?
- Nikt nie robi masażu takiego jak ja!
- A pewny jesteś?
- W stu procentach.
- Mylisz się. Nie masz szans z takim jednym gościem. Jak on miał? A, już wiem! Chuck Norris.
- Taa, on by nie masował, tylko przywalił z półobrotu, tak, że by ci wszystkie dolegliwości przeszły.
- Tak, chyba z pięty w czoło. Jasne, że jakby mi głowę urwało, to by mnie nic nie bolało.
- Ej, dasz się zaprosić na jakąś kolację? – to nie był chłopak, który podchodził do dziewczyn z nieśmiałością.
- Przed chwilą nazwałeś mnie dzieckiem z Azji, a ja mam iść z tobą na kolację?
- Nie zapominaj o przedrostku ,,cudownym’’! Tak, masz iść ze mną na kolację. A tak odchodząc od tematu… Nie wiem czemu, ale kojarzysz mi się z wiewiórką.
- Jestem elfem, upodabniam się do zwierząt, żebyś nie poznał mojej prawdziwej tożsamości.
- Ale nie masz nawet rudych włosów. Na pewno nie miałaś jakiegoś wiewiórczego przodka?
- A jak ty to sobie wyobrażasz? Albo lepiej nie odpowiadaj… - w moim umyśle obudziła się zboczona część.
- Okay – zaśmiał się na podobne do mnie wyobrażenie. – To jak będzie z tą kolacją?
- To będzie tylko posiłkiem!
- Właściwie, to powinienem zapytać najpierw, czy masz chłopaka?
- Dla ciebie niestety, a dla mnie na szczęście: tak.
- Kto to jest? – zapytał udając Sherlocka Holmes’a.
- Aleksandar Atanasijević, jeśli koniecznie chcesz wiedzieć.
- Ćwicz dalej – czy mi się wydaje, czy chłopak się zawstydził?
- Pff, możesz sobie mówić.
- To był rozkaz!
Reszta treningu minęła mi na odgryzaniu się Bartkowi. Później przyszedł czas na obiad, więc szybko (na ile pozwoliła mi przezorność w stosunku do fizjoterapeuty) oddaliłam się w stronę mojego pokoju. Iga siedziała w łazience , więc zabrałam się za czytanie. Trzeba było w końcu zacząć przewracać kartki opasłej księgi. Wciągnęłam się na tyle, że straciłam poczucie czasu i nie usłyszałam, jak przyjaciółka wyszła z łazienki i zaczęła do mnie coś mówić. Dopiero, kiedy do mnie podeszła i potrząsnęła ramieniem.
- Co... Co jest?
- Dziewczyno, ugrzęzłaś w czasoprzestrzeni, czy jak?
- Nie, po prostu się zaczytałam.
- Dobra, chodź, spóźniłyśmy się na obiad.
- Ups. Czekaj, poszukam zakładki – wzięłam torebkę, w której zawsze przynajmniej jedną miałam i przeszukałam jej zawartość. Zamiast tekturowej kartki bez żadnych napisów, znalazłam tekturową kartkę, ale z napisami. Po serbsku. Zdziwiłam się, ale włożyłam w miejsce, w którym przerwałam czytanie. Szybko zeszłyśmy po schodach i załapałyśmy się na dwie ostatnie porcje karkówki z ziemiakami. Podziękowałyśmy pani kucharce i poszłyśmy na nasze miejsca. Na moim krzesełku siedział nie kto inny, jak Bartek.
- Ej, wystarczą mi treningi z tobą, nie musisz mi wszędzie towarzyszyć, rycerzu w czarnej koszulce – zaśmiałam się i spróbowałam wyprosić go z krzesełka.
- A co, jeśli chcę?
-Będziesz się musiał obejść smakiem – powiedziałam i wyrwałam mu siedzenie spod tyłka. – Chciałam spokojnie zjeść.
- Wiesz, że sobie nie pójdę, jeśli nie pójdziesz ze mną?
- Daj mi trochę spokoju, błagam. Idźże sobie wędrowcze w swe strony. Drogi wcale nie dzielisz ze mną.
- Fuck. Ja tak nie umiem mówić.
- Żegnaj, do rychłego zobaczenia na siłce – chłopak się nie ruszył. – Idź, inaczej skopię ci dupę i nie pójdę na kolację.
- Temu odmówić nie mogę. Do treningu – powiedział, poczochrał moje włosy i w końcu poszedł.
- Chyba masz coś w sobie, co przyciąga fizjoterapeutów – nie ma to jak zawsze wygadana Berenika.
- Wiesz, nie zauważyłabym, gdybyś nie powiedziała.
- O jakiej kolacji była mowa?
- Zaprosił mnie. Zgodziłam się dla świętego spokoju, ale uprzedziłam, że nic z tego nie będzie.
- Chyba nie umie uwierzyć. A o co chodziło z tym rycerzem?
- Bo nie chciałam być sama na siłowni i poprosiłam, żeby mi potowarzyszył. Wyskoczył z twierdzeniem, że jest rycerzem i spełni moje życzenie.

Zjadłyśmy obiad i została godzina lenistwa. Jak zaczęłam, tak nie mogłam skończyć czytać. W końcu przypomniałam sobie o napisie na zakładce. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Aleksa.
- Cześć kochanie, mam sprawę.
- O co chodzi?
- Co znaczy napis na mojej zakładce od książki?
- Dowiesz się za tydzień i jeden dzień. Jak mówiłem – odliczam.
- Jak możesz być tak zły i zostawiać mnie w niepewności?
- Teraz nie mogę gadać, muszę kończyć, paaa! – atakujący rozłączył się i jego zapowiedź do końca dnia nie pozwoliła mi przestać o sobie myśleć.
***
Znów zastanawiam się, kiedy skończyć pisać bloga. Wiem, jak się skończy, ale muszę się zmusić i przeskoczyć w końcu jakiś okres, bo opisując dzień za dniem zbyt długo by to zajęło. Macie jakieś propozycje? Na którymś rozdziale kończyć? Może na określonej liczbie wyświetleń? Pomóżcie.

A teraz dość ważna informacja. ZMIENIAM CZĘSTOTLIWOŚĆ DODAWANIA ROZDZIAŁÓW! BĘDĄ CO DWA DNI!

Pozdrawiam ;*

7 komentarzy:

  1. Hej, zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Award :)
    po więcej szczegółów zapraszam do siebie:http://nowa-historia-zycia.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już raz jeden brałam udział w tej zabawie, wkręcić tak, czy siak się już nie dam, bo zbytnio czas pochłania :)
      Dziękuję jednakże za nominację i pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Jak zwykle świetny rozdział!Zapraszam
    http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie! Wejdę, jak tylko znajdę wolny czas :)

      Usuń
  3. Kiedy kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń