Zobaczyłyśmy aż pięciu mężczyzn!
Przecież miało po nas przyjechać tylko dwóch. Mimo wszystko patrząc na nich
banan wstąpił na moją twarz i nawet nie myślałam jak my dojedziemy do Rzeszowa.
- Czemu jest was aż tylu? – zaśmiałam
się. – Miało być przecież tylko dwoje!
- Chłopacy chcieli was poznać przed
wszystkimi innymi - odezwał się Bartman.
- Dobra, jak chcemy zdążyć przyjechać
na czas, to musimy ruszać – powiedział Igła.
- Przecież nic się nie stanie, jak się
spóźnimy z godzinkę… Albo dwie! – Chyba jednak ten ,,cichy’’ Pit nie jest taki
cichy.
- Miło mi was poznać, jestem Liliana,
mówcie mi Lili – podałam im rękę na przywitanie, każdemu z osbna.
- Ja jestem Klaudia, wszyscy nazywają
mnie Klo – tylko ja widziałam, że przybrała na twarz swój najładniejszy
uśmiech. Widać było, że podoba jej się Nowakowski.
Wszyscy się przedstawili, a byli to
kolejno: Zibi, Pit, Igła, Winiar i Kubiak. Cieszyłam się jak dziecko
widząc moich idoli, mogłam z nimi rozmawiać, mieć z nimi kontakt. To chyba się
nazywało szczęście. Brakowało jeszcze tylko wspólnej gry.
Okazało się, że przyjechali
siedmioosobowym samochodem. Kazali nam usiąść na środkowych siedzeniach, żeby
każdy miał tak samo do nas blisko. Droga minęła nam strasznie szybko. Cały czas
się śmieliśmy, opowiadaliśmy zabawne historie ze swojego życia. A raczej, to
oni opowiadali. Nas rozbolał aż brzuch, nie mogłyśmy przestać chichotać.
Dowiedziałyśmy się, że Bartman bardzo lubi fasolową i kiedyś najadł się jej
dużo na dzień przed jakimś meczem. Następnego dnia przy każdym skoku do ataku
rozlegał się głośny odgłos śmierdzącego piarda. Natomiast Igła na jakimś
wyjeździe z reprezentacją zapomniał wziąć jakiejkolwiek bielizny. Pożyczył ją
od Możdżonka, bo tylko on wziął na zapas. Okazała się o 2 rozmiary za duża i
kiedy podnosił ręce, żeby odbić piłkę sposobem górnym było widać kawałek majtek
podwiązanych starym sznurowadłem.
Trzy godziny później dotarliśmy na
miejsce. Trzeba powiedzieć, że jak na tą
odległość, to tępo mieliśmy bardzo szybkie. Wstąpiliśmy jeszcze do Tesco,
kupiłam kilka paczek żelków, tak na zaś, kilka pić w różnych smakach i całą
masę lentylków! Uwielbiam te małe, kolorowe cukiereczki.
Weszliśmy wszyscy do budynku w samym
centrum miasta. Tam właśnie miałyśmy spać, jeść, przebywać. Chłopcy
odprowadzili nas do pokoju głównego dowodzącego.
- Dzień dobry, pan Janusz, mam rację?
– spytałam podstarzałego mężczyznę z lekką otyłością i łysiną na środku głowy.
- Tak, to ja, miło panie poznać teraz
już w rzeczywistości, nie tylko przez telefon – usłyszałam gruby głos, który
wydobywał się z jego ust. Na myśl mi przyszło, że kiedyś mógł być przystojnym
człowiekiem, nawet teraz, pomimo wieku pewnie przyciągał kobiety.
- Gdzie będą nasze pokoje?
- Już was prowadzę. W zasadzie, to
macie pokój na samej górze, został ostatni na piętrze. Cały korytarz i łazienkę
dzielicie z panami, którzy byli was odebrać i jeszcze kilkoma.
- Oh, wspaniale!
- To może jednak oni niech was
zaprowadzą, wiedzą wszystko, mi się nie chce iść.
- Dobrze, dziękujemy.
Wyszłyśmy z pomieszczenia, a tam już
czekali na nas siatkarze. Przybyło kilku nowych. Ładnie się nam przedstawili, i
udawali idiotów, żebyśmy były ,,uszczęśliwione’’, jak powiedział mi Piotrek na
ucho.
Doszłyśmy do naszego pokoju, w którym
miałyśmy spędzić cały miesiąc. Były tam dwa ogromnie łóżka, widocznie
przystosowane do osób o dużym wzroście.
Rozpakowałyśmy walizki, włożyłyśmy
wszystko do szafy cały czas się śmiejąc i gadając. Spojrzałam na zegarek. Była
17:30. Zadzwoniłam do mamy powiadamiając ją o udanej podróży. Opowiedziałam
jej, stwierdziłam, że jak na razie jest cudownie. Miałam tu lekkie kłopoty z
zasięgiem, więc skończyłyśmy gadać. Do naszego pokoju wpadł nie kto inny, tylko
Igła. Ten, to ma dużo energii.
- Złaźcie na dół, jest spotkanie
zapoznawcze! – wskoczył na moje łóżko.
- A ty nie idziesz? – Klo się w końcu
odezwała, bo od krótkiej chwili nie wypowiedziała ani jednego słowa, pomijając
,,mhm’’, albo -,,nom’’.
- Idę, ale muszę was przypilnować. I
ostrzec!
- Przed czym? – teraz rozmowę ciągnęła
Klaudia, a ja siedziałam cicho.
-Przed chłopakami! Chyba połowa z nich
chce wasz numer!
- A czym ty się martwisz? – zaśmiała
się.
- Nooo, bo jak was nie przypilnuję, to
po spotkaniu nie przyjdziecie na pokera! A poza tym, to jestem żonaty, mnie nie
wyrwiecie! – teraz wszyscy troje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Przecież żona, to nie problem, ale z
dziećmi może być gorzej, przecież nie możemy odebrać im ojca! – kładłam się na
łóżko. Nie, to był dopiero początek, a już mój brzuch nie wytrzymywał.
-Dobra, wychodzimy, chyba nie chcecie
się spóźnić?
- Poczekajmy jeszcze chwilę, kiedy
wejdziemy jako spóźnione łatwiej będzie zwrócić na siebie uwagę!
Wyszliśmy i z uśmiechami na ustach
ruszyliśmy w kierunku stołówki, gdzie miało się odbyć zapoznawcze spotkanie.
Matko, to jest świetne! ~Łapa
OdpowiedzUsuńNie przesadzajmy :p ale dziękuję :3
Usuń