środa, 7 listopada 2012

Rozdział 4



Zobaczyłyśmy aż pięciu mężczyzn! Przecież miało po nas przyjechać tylko dwóch. Mimo wszystko patrząc na nich banan wstąpił na moją twarz i nawet nie myślałam jak my dojedziemy do Rzeszowa.
- Czemu jest was aż tylu? – zaśmiałam się. – Miało być przecież tylko dwoje!
- Chłopacy chcieli was poznać przed wszystkimi innymi - odezwał się Bartman.
- Dobra, jak chcemy zdążyć przyjechać na czas, to musimy ruszać – powiedział Igła.
- Przecież nic się nie stanie, jak się spóźnimy z godzinkę… Albo dwie! – Chyba jednak ten ,,cichy’’ Pit nie jest taki cichy.
- Miło mi was poznać, jestem Liliana, mówcie mi Lili – podałam im rękę na przywitanie, każdemu z osbna.
- Ja jestem Klaudia, wszyscy nazywają mnie Klo – tylko ja widziałam, że przybrała na twarz swój najładniejszy uśmiech. Widać było, że podoba jej się Nowakowski.

Wszyscy się przedstawili, a byli to kolejno: Zibi, Pit, Igła, Winiar i Kubiak. Cieszyłam się jak dziecko widząc moich idoli, mogłam z nimi rozmawiać, mieć z nimi kontakt. To chyba się nazywało szczęście. Brakowało jeszcze tylko wspólnej gry.

Okazało się, że przyjechali siedmioosobowym samochodem. Kazali nam usiąść na środkowych siedzeniach, żeby każdy miał tak samo do nas blisko. Droga minęła nam strasznie szybko. Cały czas się śmieliśmy, opowiadaliśmy zabawne historie ze swojego życia. A raczej, to oni opowiadali. Nas rozbolał aż brzuch, nie mogłyśmy przestać chichotać. Dowiedziałyśmy się, że Bartman bardzo lubi fasolową i kiedyś najadł się jej dużo na dzień przed jakimś meczem. Następnego dnia przy każdym skoku do ataku rozlegał się głośny odgłos śmierdzącego piarda. Natomiast Igła na jakimś wyjeździe z reprezentacją zapomniał wziąć jakiejkolwiek bielizny. Pożyczył ją od Możdżonka, bo tylko on wziął na zapas. Okazała się o 2 rozmiary za duża i kiedy podnosił ręce, żeby odbić piłkę sposobem górnym było widać kawałek majtek podwiązanych starym sznurowadłem.

Trzy godziny później dotarliśmy na miejsce.  Trzeba powiedzieć, że jak na tą odległość, to tępo mieliśmy bardzo szybkie. Wstąpiliśmy jeszcze do Tesco, kupiłam kilka paczek żelków, tak na zaś, kilka pić w różnych smakach i całą masę lentylków! Uwielbiam te małe, kolorowe cukiereczki.

Weszliśmy wszyscy do budynku w samym centrum miasta. Tam właśnie miałyśmy spać, jeść, przebywać. Chłopcy odprowadzili nas do pokoju głównego dowodzącego.
- Dzień dobry, pan Janusz, mam rację? – spytałam podstarzałego mężczyznę z lekką otyłością i łysiną na środku głowy.
- Tak, to ja, miło panie poznać teraz już w rzeczywistości, nie tylko przez telefon – usłyszałam gruby głos, który wydobywał się z jego ust. Na myśl mi przyszło, że kiedyś mógł być przystojnym człowiekiem, nawet teraz, pomimo wieku pewnie przyciągał kobiety.
- Gdzie będą nasze pokoje?
- Już was prowadzę. W zasadzie, to macie pokój na samej górze, został ostatni na piętrze. Cały korytarz i łazienkę dzielicie z panami, którzy byli was odebrać i jeszcze kilkoma.
- Oh, wspaniale!
- To może jednak oni niech was zaprowadzą, wiedzą wszystko, mi się nie chce iść.
- Dobrze, dziękujemy.
Wyszłyśmy z pomieszczenia, a tam już czekali na nas siatkarze. Przybyło kilku nowych. Ładnie się nam przedstawili, i udawali idiotów, żebyśmy były ,,uszczęśliwione’’, jak powiedział mi Piotrek na ucho.

Doszłyśmy do naszego pokoju, w którym miałyśmy spędzić cały miesiąc. Były tam dwa ogromnie łóżka, widocznie przystosowane do osób o dużym wzroście.
Rozpakowałyśmy walizki, włożyłyśmy wszystko do szafy cały czas się śmiejąc i gadając. Spojrzałam na zegarek. Była 17:30. Zadzwoniłam do mamy powiadamiając ją o udanej podróży. Opowiedziałam jej, stwierdziłam, że jak na razie jest cudownie. Miałam tu lekkie kłopoty z zasięgiem, więc skończyłyśmy gadać. Do naszego pokoju wpadł nie kto inny, tylko Igła. Ten, to ma dużo energii.
- Złaźcie na dół, jest spotkanie zapoznawcze! – wskoczył na moje łóżko.
- A ty nie idziesz? – Klo się w końcu odezwała, bo od krótkiej chwili nie wypowiedziała ani jednego słowa, pomijając ,,mhm’’, albo -,,nom’’.
- Idę, ale muszę was przypilnować. I ostrzec!
- Przed czym? – teraz rozmowę ciągnęła Klaudia, a ja siedziałam cicho.
-Przed chłopakami! Chyba połowa z nich chce wasz numer!
- A czym ty się martwisz? – zaśmiała się.
- Nooo, bo jak was nie przypilnuję, to po spotkaniu nie przyjdziecie na pokera! A poza tym, to jestem żonaty, mnie nie wyrwiecie! – teraz wszyscy troje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Przecież żona, to nie problem, ale z dziećmi może być gorzej, przecież nie możemy odebrać im ojca! – kładłam się na łóżko. Nie, to był dopiero początek, a już mój brzuch nie wytrzymywał.
-Dobra, wychodzimy, chyba nie chcecie się spóźnić?
- Poczekajmy jeszcze chwilę, kiedy wejdziemy jako spóźnione łatwiej będzie zwrócić na siebie uwagę!
Wyszliśmy i z uśmiechami na ustach ruszyliśmy w kierunku stołówki, gdzie miało się odbyć zapoznawcze spotkanie.

2 komentarze: