poniedziałek, 19 listopada 2012

Rozdział 9



Po skończonej kolacji poszliśmy na górę. Przez Zbyszka moja przyjaźń z Klaudią coraz bardziej nikła. Spędzałam z nim więcej czasu, niż z nią i nawet nie gadałyśmy. Postanowiłam to naprawić. Zaprosiłam ją na kolację (bez Zibiego) do jakiejś galerii handlowej. Wyszłyśmy o 19 i od razu włączyłam w telefonie Mapy Google, żeby mieć pewność, że się nie zgubimy.  Weszłyśmy do dużego budynku. Miałam zamiar się trochę rozerwać, bo mama przesłała mi na karcie kredytowej 500 złotych. Chodziłyśmy od sklepu do sklepu w poszukiwaniu promocji, obniżek i przecen sezonowych. Znalazłam świetne buty. Właściwie, to dwie pary. Jedne, to były martensy w kolorze morskim. Cena obniżona o 50%. Kocham to. Z kolei druga para obuwia zupełnie się różniła od tego, co noszę zazwyczaj. Piętnastocentymetrowe platformy. Kolor oliwkowy. Podeszwa ze wzorem smoka. Cudne. Chyba pierwszy raz TAKIE  buty w TAKIM  stopniu mi się spodobały. Kupiłam je bez zbędnych namówień Klo. Wyszukałam też bluzkę z dłuższym tyłem, a krótszym przodem. Mniejsza, że wydałam połowę kasy, którą dostałam.

Zatrzymałyśmy się przy stoliku od kafejki i zamówiłyśmy coś dla siebie. Wzięłam sobie gorącą czekoladę z bitą śmietaną i wiórkami kokosowymi, a Klaudia cappuccino dodatkami. Od łażenia po sklepach bolały nas nogi, na dodatek ja miałam zakwasy w pachwinach od jazdy konnej. Odpoczynek się przydał. Nagle Klo się zapytała:
- A ty, to ze Zbyszkiem tak na poważnie?
- Nie wiem, – powiedziałam zgodnie z prawdą – ale nie chcę teraz gadać o tych sprawach, przyszłyśmy tu, żebyśmy się od tego oderwały.
- Jeszcze to od ciebie wyciągnę. A właściwie, to cały czas kłócisz się z ojcem?
- Od czasu przyjazdu tu rozmawiałam tylko z mamą. Wiesz jaki on jest, nie da się z nim porozmawiać bez kłótni.
- Co ci właściwie zarzuca?
- Że jestem nieudaczniczką. Że to nie jego geny. Że jestem niedobrze wychowana.
- Jeżeli uważa, że jesteś źle wychowana, to przecież jego wina, to on cię wychowywał. Właściwie to niedobrze to ujęłam. On cię nie wychowywał, tylko uciekł i wrócił dopiero po kilku latach.
- Przestań, mama mu przecież wybaczyła.
- A ty?
- Nie wiem.
- Ostatnio nie masz odpowiedzi na wiele pytań.
- Nie umiem się oswoić z tą sytuacją. Zmieńmy temat. Jak tam Piotrek? – zapytałam z lekkim uśmiechem.
- Nie widziałaś? Bo tak się składa, że jest świetnie i mam zamiar iść tu na studia…
- Dla niego?
- Tak
- Kochasz go?
- Owszem.
- Jesteś szczęśliwa?
- Jak najbardziej.
- W końcu.
Wstałyśmy z ławki i ruszyłyśmy z powrotem. Byłam już w lepszym humorze. Pomyślałam, że szybko się uwinęłyśmy z tymi zakupami. Była dopiero 20:28. Jak dojdziemy, to będzie 20:45 i zdążymy przed zamknięciem. Obowiązkowo Mapy Google. Coś mi tu nie grało. Przecież przechodziłyśmy tędy przed chwilą. Spojrzałam na Klo. Jej mina również była niemrawa.
- Zauważyłaś tego gościa z tyłu? Dlatego kazałam ci iść tą uliczką, chciałam zobaczyć, czy zrobi za nami kółko.
- Pójdźmy dalej, może jednak nas nie śledzi?
- Okay.
Szłyśmy dalej milcząc. Zaczęło się robić ciemno. I zimno. Doszłyśmy do naszego budynku.
- Ej, czemu brama jest zamknięta?
- Spójrz godzinę.
- 21:03.
- Fuck!
- Spójrz, czy tamten gość idzie.
- Nie ma go.
- Chociaż coś.
Wzięłam ponownie telefon do ręki i wybrałam numer Zibiego.
- Halo?
- Zbyszek, spóźniłyśmy się trzy minuty, a brama już zamknięta, a ochroniarza nie ma. Składam usilną prośbę: pomórz nam.
- Ciekawe jak?
- Nie wiem, wymyśl coś. Znajdź ochroniarza, albo same klucze. Wpuść nas.
- Czekajcie chwilę.
- Pospiesz się.
Minutę później zobaczyłyśmy ZB9 i Pita wychodzących z budynku. Przyspieszyli, kiedy nas zobaczyli.
- Biedne dzieciaczki. Nie umieją przychodzić na czas… - Piotrek potrafi zirytować.
- Zrób coś, później opowiem dlaczego – odezwała się moja przyjaciółka.
Zbyszek z łatwością przeszedł przez dość wysoki płot. Wziął mnie na ręce i dla żartu udawał, że mnie zrzuca, na co piskliwym głosem krzyknęłam. Wszyscy się zaśmiali, a ja spaliłam buraka. Pomógł mi przejść przez połowę płotu, a po drugiej stronie odebrał mnie Pit. To samo zrobili z Klo. Tylko, że ona została już na rękach u swego wybranka z wdzięcznością wgapiając mu się w oczy. Zibi wrócił na właściwą stronę i wziął mnie na barana. Pobiegł przed siebie udając konia. Mocno się trzymałam, żeby nie spaść. Przed wejściem zaczekaliśmy na naszych znajomych zakochańców. Weszliśmy ze śmiechem do środka. Dziś mieliśmy podwójną randko-noc. Znaczy, że chłopacy przyszli do nas spać. Obejrzeliśmy film zjadając cały mój zapas żelków. Poszliśmy spać, bo co innego było do roboty?

8 komentarzy:

  1. Zibi koń huehue :d moja wyobraźnia jest nienormalna ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam rzeczy nienormalne, czyli także tą Twoją wyobraźnię :3

      Usuń
  2. Ahhh, ten Zibi żartowniś. :D
    Jeszcze mi powiedz, że wszyscy, we czwórkę spali na złączonych ze sobą łóżkach. *__* Genialnie. ♥
    Rozdział świetny! ♥♥♥
    Pozdrawiam. ;-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście! A w nocy Klaudia zwaliła z łóżka Piotrka, bo jej zabierał kołdrę! Xd
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam :*

      Usuń
    2. Jak można zwalić z łóżka Piotrusia?? :C Przecież on mógł się połamać biedak! :C Chyba moja doktorówna-Agatka musi wkroczyć. Hahahaha :D

      Usuń
    3. W swoim lateksowym stroju pielęgniarki! Uroczo by to wyglądało, ale Misiek byłby zazdrosny xD

      Usuń
    4. Ooo, też prawda....... :D

      Usuń