Po skończonej kolacji poszliśmy na górę. Przez Zbyszka moja
przyjaźń z Klaudią coraz bardziej nikła. Spędzałam z nim więcej czasu, niż z
nią i nawet nie gadałyśmy. Postanowiłam to naprawić. Zaprosiłam ją na kolację (bez
Zibiego) do jakiejś galerii handlowej. Wyszłyśmy o 19 i od razu włączyłam w
telefonie Mapy Google, żeby mieć pewność, że się nie zgubimy. Weszłyśmy do dużego budynku. Miałam zamiar
się trochę rozerwać, bo mama przesłała mi na karcie kredytowej 500 złotych.
Chodziłyśmy od sklepu do sklepu w poszukiwaniu promocji, obniżek i przecen
sezonowych. Znalazłam świetne buty. Właściwie, to dwie pary. Jedne, to były
martensy w kolorze morskim. Cena obniżona o 50%. Kocham to. Z kolei druga para
obuwia zupełnie się różniła od tego, co noszę zazwyczaj. Piętnastocentymetrowe
platformy. Kolor oliwkowy. Podeszwa ze wzorem smoka. Cudne. Chyba pierwszy raz TAKIE buty w TAKIM
stopniu mi się spodobały. Kupiłam je bez zbędnych namówień Klo.
Wyszukałam też bluzkę z dłuższym tyłem, a krótszym przodem. Mniejsza, że
wydałam połowę kasy, którą dostałam.
Zatrzymałyśmy się przy stoliku od kafejki i zamówiłyśmy coś
dla siebie. Wzięłam sobie gorącą czekoladę z bitą śmietaną i wiórkami kokosowymi,
a Klaudia cappuccino dodatkami. Od łażenia po sklepach bolały nas nogi, na
dodatek ja miałam zakwasy w pachwinach od jazdy konnej. Odpoczynek się przydał.
Nagle Klo się zapytała:
- A ty, to ze Zbyszkiem tak na poważnie?
- Nie wiem, – powiedziałam zgodnie z prawdą – ale nie chcę
teraz gadać o tych sprawach, przyszłyśmy tu, żebyśmy się od tego oderwały.
- Jeszcze to od ciebie wyciągnę. A właściwie, to cały czas
kłócisz się z ojcem?
- Od czasu przyjazdu tu rozmawiałam tylko z mamą. Wiesz jaki
on jest, nie da się z nim porozmawiać bez kłótni.
- Co ci właściwie zarzuca?
- Że jestem nieudaczniczką. Że to nie jego geny. Że jestem
niedobrze wychowana.
- Jeżeli uważa, że jesteś źle wychowana, to przecież jego
wina, to on cię wychowywał. Właściwie to niedobrze to ujęłam. On cię nie
wychowywał, tylko uciekł i wrócił dopiero po kilku latach.
- Przestań, mama mu przecież wybaczyła.
- A ty?
- Nie wiem.
- Ostatnio nie masz odpowiedzi na wiele pytań.
- Nie umiem się oswoić z tą sytuacją. Zmieńmy temat. Jak tam
Piotrek? – zapytałam z lekkim uśmiechem.
- Nie widziałaś? Bo tak się składa, że jest świetnie i mam
zamiar iść tu na studia…
- Dla niego?
- Tak
- Kochasz go?
- Owszem.
- Jesteś szczęśliwa?
- Jak najbardziej.
- W końcu.
Wstałyśmy z ławki i ruszyłyśmy z powrotem. Byłam już w
lepszym humorze. Pomyślałam, że szybko się uwinęłyśmy z tymi zakupami. Była
dopiero 20:28. Jak dojdziemy, to będzie 20:45 i zdążymy przed zamknięciem.
Obowiązkowo Mapy Google. Coś mi tu nie grało. Przecież przechodziłyśmy tędy
przed chwilą. Spojrzałam na Klo. Jej mina również była niemrawa.
- Zauważyłaś tego gościa z tyłu? Dlatego kazałam ci iść tą
uliczką, chciałam zobaczyć, czy zrobi za nami kółko.
- Pójdźmy dalej, może jednak nas nie śledzi?
- Okay.
Szłyśmy dalej milcząc. Zaczęło się robić ciemno. I zimno.
Doszłyśmy do naszego budynku.
- Ej, czemu brama jest zamknięta?
- Spójrz godzinę.
- 21:03.
- Fuck!
- Spójrz, czy tamten gość idzie.
- Nie ma go.
- Chociaż coś.
Wzięłam ponownie telefon do ręki i wybrałam numer Zibiego.
- Halo?
- Zbyszek, spóźniłyśmy się trzy minuty, a brama już
zamknięta, a ochroniarza nie ma. Składam usilną prośbę: pomórz nam.
- Ciekawe jak?
- Nie wiem, wymyśl coś. Znajdź ochroniarza, albo same klucze.
Wpuść nas.
- Czekajcie chwilę.
- Pospiesz się.
Minutę później zobaczyłyśmy ZB9 i Pita wychodzących z
budynku. Przyspieszyli, kiedy nas zobaczyli.
- Biedne dzieciaczki. Nie umieją przychodzić na czas… -
Piotrek potrafi zirytować.
- Zrób coś, później opowiem dlaczego – odezwała się moja
przyjaciółka.
Zbyszek z łatwością przeszedł przez dość wysoki płot. Wziął
mnie na ręce i dla żartu udawał, że mnie zrzuca, na co piskliwym głosem
krzyknęłam. Wszyscy się zaśmiali, a ja spaliłam buraka. Pomógł mi przejść przez
połowę płotu, a po drugiej stronie odebrał mnie Pit. To samo zrobili z Klo.
Tylko, że ona została już na rękach u swego wybranka z wdzięcznością wgapiając
mu się w oczy. Zibi wrócił na właściwą stronę i wziął mnie na barana. Pobiegł
przed siebie udając konia. Mocno się trzymałam, żeby nie spaść. Przed
wejściem zaczekaliśmy na naszych znajomych zakochańców. Weszliśmy ze śmiechem
do środka. Dziś mieliśmy podwójną randko-noc. Znaczy, że chłopacy przyszli do
nas spać. Obejrzeliśmy film zjadając cały mój zapas żelków. Poszliśmy spać, bo
co innego było do roboty?
Zibi koń huehue :d moja wyobraźnia jest nienormalna ;d
OdpowiedzUsuńUwielbiam rzeczy nienormalne, czyli także tą Twoją wyobraźnię :3
UsuńAhhh, ten Zibi żartowniś. :D
OdpowiedzUsuńJeszcze mi powiedz, że wszyscy, we czwórkę spali na złączonych ze sobą łóżkach. *__* Genialnie. ♥
Rozdział świetny! ♥♥♥
Pozdrawiam. ;-*
Oczywiście! A w nocy Klaudia zwaliła z łóżka Piotrka, bo jej zabierał kołdrę! Xd
UsuńDziękuję za komentarz i również pozdrawiam :*
Jak można zwalić z łóżka Piotrusia?? :C Przecież on mógł się połamać biedak! :C Chyba moja doktorówna-Agatka musi wkroczyć. Hahahaha :D
Usuń♥
W swoim lateksowym stroju pielęgniarki! Uroczo by to wyglądało, ale Misiek byłby zazdrosny xD
UsuńOoo, też prawda....... :D
UsuńKiedy następny? :)
OdpowiedzUsuń