Pierwszy trening minął w nijakiej atmosferze. Przynajmniej
dla mnie. Dziewczyny żartowały, śmiały się, rozmawiały, a ja byłam cicho i po
prostu grałam. Trener powiedział mi później, że gram zdecydowanie lepiej od
reszty. Nie powinien mnie na samym początku mnie faworyzować. To
niesprawiedliwe! Ale rzeczywiście dobrze grałam. Moja wystawa była idealna,
zagrywki nie popsułam ani razu. To był dobry dzień. Po dwóch i pół godzinach
intensywnej gry wróciłyśmy do swoich pokoi. Obowiązkowy prysznic zaraz po wejściu
na górę. Przebrałam się w zwykłe jeansy i białą bluzkę ze zwykłym nadrukiem.
Wyglądałam jak zwykle, bez szaleństwa. Włosy zaplotłam w kłosa, on też był
zwykły.
Wyszłam na korytarz, wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam
na wyświetlacz. 3 nieodebrane połączenia. Jedno od mamy, dwa od nieznanego
numeru. Nie lubiłam oddzwaniać, jeżeli ktoś będzie coś chciał, to jeszcze raz
zadzwoni. Wybrałam numer mamy i przyłożyłam urządzenie do ucha. Co jak co, ale
rodzicielka musi wiedzieć jak jest.
- Cześć Lilka! Już się martwiłam. Czemu nie odebrałaś, kiedy
dzwoniłam pierwszy raz?
- Mamuś, jestem tu, żeby się kształcić. Trening miałam.
- Dobrze, wybaczam niesubordynację. Co tam u ciebie,
opowiadaj! – zaśmiała się. Cieszę się, że mam mamę na luzie.
- No więc: dziś był pierwszy dzień treningów i po cichu
trener powiedział mi, że gram najlepiej! Ale nie mów tacie, przynajmniej na
razie. Będzie miał niespodziankę.
- Oczywiście. Właściwie, to czemu przestałaś mówić ojcu o
różnych rzeczach?
- Bo jak tylko zacznę, że coś zrobiłam dobrze, to on zaraz
na starcie mnie gasi mówiąc, że na pewno mogło być jeszcze lepiej. I jak mam mu
mówić?
- Faktycznie, nie dziwię ci się. A są tak u ciebie jacyś
fajni faceci?
- Mamoo!
- Dobrze, już dobrze, przestanę – obie się roześmiałyśmy. –
Kiedy wracasz?
- Piątego.
- W takim razie przed przyjazdem przygotuję ci suknię na
Grunwald, żebyś mogła odespać przez te dwa dni.
- Zapomniałam o tym! A tak długo czekałam na ten wyjazd.
Mamo?
- Słucham ciebie, skarbie?
- Bo tak się zastanawiam, czy bym mogła pojechać na moim
Jowiszu na marsz?
- Jesteś przecież pełnoletnia, nie mogę za ciebie decydować.
Ale zastanów się dobrze, będziesz musiała się nim zajmować, czyścić go,
przynosić mu wody, i przede wszystkim nie narzekać na zakwasy w pachwinach po
jednym odcinku!
- Będę pamiętać! Jeżeli masz czas, to wyczesz go trochę,
pewnie za mną tęskni…
- Dobrze.
-Teraz już muszę zmykać, mamy obiad, a później będę jeździć
konno! Rozmawiałam z takim facetem, który ma stadninę, żeby dał mi opiekować
się którymś przez miesiąc i się zgodził!
- To cudownie! Poćwicz anglezowanie, żeby się chłopacy nie
wyśmiali!
- Nie będą mieli szans! Dobra, spadam, paaaa, całusy!
- Trzymaj się tam!
Rozłączyłam telefon i zeszłam do stołówki. Byłam jako
ostatnia, ale na szczęście obiadu starczyło. Zjadłam cały talerz ogórkowej nie
patrząc nawet na plastiki, bo prawdopodobnie tylko przebierały niechętnie
łyżkami w talerzu. Zawsze byłam szczupła, a wcinałam najwięcej z kobiet w mojej
rodzinie. Jednak geny się dobre zyskało. Poprosiłam Zbyszka, który miał własny
samochód, żeby po poobiednim joggingu zawiózł mnie na stadninę. Tak też zrobił
po krótkim proszeniu, widać, że mój odsłonięty dekolt sprawiał mu trudności z
myśleniem. Czyli jednak nie wyglądałam tak zwyczajnie?
Po bieganiu umyłam się i przebrałam. Najgorsze było to, że
nie wzięłam butów do jazdy. Najwyżej kupię jakieś po drodze. W moim portfelu
tkwiły trzy stówki. Wzięłam zawartość i wsadziłam do stanika, podobno najlepsza
skrytka. Ubrałam moje brydżesy do jazdy
i czarną kurtkę. Weszłam do pokoju Zibiego bez pukania.
Akurat stał na bokserkach i się przebierał. Nawet się mną nie przejął, tylko
założył spodnie, jakąś bluzkę i bluzę na wierzch.
- Co się tak gapisz, młoda? Faceta na gaciach nie widziałaś?
- Raczej zastanawia mnie to, że ubierałeś się bez krępacji,
przecież stałam tutaj…
- Norma, nic wyjątkowego.
- Okay, to podwieziesz mnie?
- Idziemy.
Całą podróż spędziliśmy w milczeniu, powiedziałam tylko,
żeby się zatrzymał pod sklepem, nawet nie wysiadł z samochodu. Kupiłam zwykłe
oficerki za 150 złotych. Jakaś okazja była, rzeczywiście tanio jak na takie
buty. Wlazłam do Auta, ubrałam buty, a Zbyszek ruszył. Dojechaliśmy na miejsce
po jakichś piętnastu minutach.
- Zadzwonię do ciebie, kiedy skończę jazdę.
- Dobra, tylko się zgwałcić nie daj! – chyba pierwszy żart z
jego ust tego popołudnia…
- Oczywiście, a ty staraj się nie wpaść pod TIR-a!
- Bez problemu dam sobie radę, idź już – kiedy to powiedział
schylił się nade mną i delikatnie pocałował. Odwrócił głowę, po czym ja
wysiadłam z samochodu. Nie ma co, cwany ten Bartman. Poczułam się pewnie.
Poszłam przywitać kierownika, a on zaprowadził mnie do klaczy, na której miałam
jeździć. Piękna Warian była spokojnym koniem o prawie całkiem czarnej skórze.
Tylko pysk miała brązowy. Pomyślałam, że się zaprzyjaźnimy.
Mrrr... Zbyszek w bokserkach! <3
OdpowiedzUsuńSuper ;D
Dziękuję bardzo :3
UsuńAhh ten Bartman i ta jego romantyczność. hahahaa :D
OdpowiedzUsuńStał w samych bokserkach? *__* czyli odpływ....
świeeetny rozdział, uwielbiam jak piszesz! ♥♥♥♥♥♥♥♥
A ja uwielbiam, kiedy Ty piszesz! <3
UsuńNastępny będzie jutro, bo dziś mam gości :c