Trener Anastasi wytłumaczył mi kilka rzeczy, między innymi, że
z Warszawy odbierze mnie Świderek i przewiezie do Piły na zgrupowanie.
Rozmawialiśmy przez około pół godziny, aż w końcu wzięłam książkę i zaczęłam
czytać. Nie mieliśmy tematów, a jemu chyba nie chciało się wysilać po
angielsku. Co chwila patrzyłam na drogę i stwierdziłam, że jeździ, jak typowy
Polak. Kiedy ktoś nie chciał mu ustąpić na skrzyżowaniu, prawdopodobnie przeklinał
po włosku, po czym wpychał się komuś innemu. Kilka razy zaszyło się, że
staliśmy na światłach, a z samochodu obok ktoś wychodził, prosząc o autograf.
Udawałam, że nie widzę, jak uśmiecha się po kryjomu, udając, że jest
zirytowany. Po trzech i pół godzinie drogi dojechaliśmy na miejsce.
- Dziękuję bardzo. Za wszystko – powiedziałam, kiedy
wyjmował moją torbę z bagażnika.
- Nie dziękuj. Gdyby nie to, że jesteś dobra, to nie
dostałabyś się.
Uśmiechnęłam się szeroko, podziękowałam, mimo wszystko
jeszcze raz i podeszłam do nowego trenera. Na pierwszy rzut oka wydawał się
miłym, trochę starszym facetem, który lubi się uśmiechać.
- A więc w końcu cię poznałem! Tyle dobrego się nasłuchałem
o twojej grze…
- Miło mi, Liliana – uśmiechnęłam się podając mu rękę.
Poszłam za nim do samochodu przygotowując się do następnej
długiej jazdy. Weszłam do samochodu i zamknęłam drzwi. Szkoleniowiec zapakował
moją walizkę, po chwili usiadł na siedzenie kierowcy.
- No więc tak: od jutra zaczynasz treningi z dziewczynami.
Na początek chcę zobaczyć, jak spisujesz się na różnych pozycjach.
- Na jakiej pozycji najchętniej pan by mnie widział?
- Potrzebuję atakującej i środkowej. Ale i rozgrywającą bym
nie pogardził.
- Najbardziej chciałabym być rozgrywającą, jednak o tym
chyba pan już wie. W liceum grałam jednak i na dwóch pozostałych pozycjach.
- Widziałaś kiedyś na żywo, jak grają moje dziewczyny?
- Niestety nie miałam okazji.
- Więc jutro najpierw pooglądasz. Dopiero kolejnego dnia
sobie pograsz.
- Oczywiście. O której będę musiała wstawać?
- O 7 jest śniadanie. Dali wam w kość na tych obozach, że
się pytasz? – wyszczerzył się.
- Tak trochę – zrobiłam identyczną minę. – Budzik miałam
ustawiony na 5:30, a śniadanie było o 6:15. Później treningi i od 17 koniec,
czyli czas wolny dla nas. Nie powiem, że nas rozpieszczali, ale były
dni-niespodzianki. Ale przecież nie będę tam do końca, więc nie mogę oceniać.
- Coś cię smuci? – widocznie wyczuł nutę smutku w moim
głosie, bo zadał to pytanie.
- Zostawiłam tam tyle wspaniałych osób. Mówię głównie o
chłopakach, bo nie będę miała okazji, żeby znów spotkać wszystkich na raz. Na
dodatek – nie będę ukrywać – związałam się z jednym z siatkarzy i, chociaż dziś
wyjechałam, to już tęsknię
- Można się spytać z którym?
- Atakującym Skry Bełchatów, Atanasijevićem.
- Wysokie loty, widzę.
- A jak lubię?
- No dobrze, przecież wam nie zabraniam.
Reszta drogi minęła miło, okazało się, że mój nowy trener ma
znakomite poczucie humoru, a na dodatek mamy wspólne tematy. Cieszyłam się z
takiego obrotu sprawy, chociaż słyszałam, że na boisku nie odpuszcza. Mijaliśmy
kolejną wioskę przy głównej ulicy.
- Mógłby pan się zatrzymać? Muszę do toalety – po raz
kolejny w tym dniu obnażyłam rząd moich zębów.
- Jasne, zjemy coś przy okazji, strasznie zgłodniałem.
-A’propos jedzenia; czy obowiązuje jakaś dieta?
- Zależy.
- Od czego?
- Od tego, czy w danym okresie gramy mecz – parsknął śmiechem.
Zatrzymaliśmy się przy jakiejś małej restauracji. Od razu
pognałam do toalety. Od razu lżej. Zaraz po tym złożyliśmy zamówienia. Wzięliśmy
sobie na spółkę pizzę. Muszę zaznaczyć
sobie na mapie tą knajpkę, bo jedzenie mają tu rozpływające się w ustach. Wróciliśmy
do samochodu i ruszyliśmy w dalszą podróż. Okazało się, że, kiedy Alojzy chciał
mi pokazać jakiś miejscowy zabytek, zgubiliśmy drogę.
- Gratuluję! Ale my tu przecież zginiemy! Ja chciałam pograć
w tej reprezentacji troszeczkę, a nie zginąć, zanim jeszcze poznałam
jakąkolwiek zawodniczkę!
- Spokojnie, zaraz znajdziemy drogę!
Nie obeszło się bez włączenia nawigacji. Dałam mu do
zrozumienia, że wjechaliśmy w złą drogę, na dodatek wjechaliśmy o wiele za
daleko. Cofnęliśmy się o kilka kilometrów, a trener zdecydował, że wcale nie
jedziemy zwiedzać. Wróciliśmy na główną drogę i kontynuowaliśmy podróż. Zostało
nam jeszcze do pokonania około 128 kilometrów. Zahaczyliśmy jeszcze o TESCO, bo
miałam zamiar zaopatrzyć się w kilka tabliczek czekolady i lentylki. Kocham te
czekoladowe cukiereczki. Jakby ktoś nie wiedział, to są one w stylu M&M’s-ów,
ale tańsze i minimalnie mniejsze. Mięliśmy stary kościół i przejechaliśmy przez
skrzyżowanie. 70 kilometrów… Już nie mogłam się doczekać, żeby poznać moje ,,współpracowniczki’’.
Chwyciłam książkę, której nie dokończyłam wcześniej. Jane kochała Daniela, a
ten z kolei był gejem, którego partnerem był Martin, ale był biseksualny i miał
na boku partnerkę, Daniel, pragnąc zemsty przespał się z Jane, która była
właśnie ukrytą partnerką Martina. Nic nie skończyło się szczęśliwie, bo dziewczyna,
dowiadując się o tym, że Daniel był z nią tylko dla zemsty, rzuciła się pod
pociąg, a Martin został bezdomny i wydziedziczony przez rodzinę, bo dowiedzieli
się o jego orientacji seksualnej. Jednym słowem – masakra.
W końcu dojechaliśmy! Świderek wyjął walizkę z bagażnika i
zaniósł do pokoju, który miałam z kimś dzielić, ale jeszcze tego kogoś nie
poznałam. Zeszliśmy do stołówki. Stanęłam nagle w miejscu na widok pewnej osoby…
***
Nie miałam dziś pomysłu za bardzo.
JUTRO KONIEC ŚWIATA! Wierzycie w to? Bo ja nie xD
Wczoraj dodałam wam notkę, którą pisałam najszybciej, jak mogłam, bo trzeba było jechać na zakupy XD
Pozdrawiam serdecznie ; *
Czekamy na dalszy rozwój sytuacji :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy i zapraszamy do nas http://milosc-na-boisku-siatkowka.blogspot.com
Nie będę się powtarzać, bo nie lubię. Świetne i tyle! Pzdr ~Łapa
OdpowiedzUsuńAle mi nie przeszkadza, kiedy się powtarzasz xD
Usuń