czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 23



Trener Anastasi wytłumaczył mi kilka rzeczy, między innymi, że z Warszawy odbierze mnie Świderek i przewiezie do Piły na zgrupowanie. Rozmawialiśmy przez około pół godziny, aż w końcu wzięłam książkę i zaczęłam czytać. Nie mieliśmy tematów, a jemu chyba nie chciało się wysilać po angielsku. Co chwila patrzyłam na drogę i stwierdziłam, że jeździ, jak typowy Polak. Kiedy ktoś nie chciał mu ustąpić na skrzyżowaniu, prawdopodobnie przeklinał po włosku, po czym wpychał się komuś innemu. Kilka razy zaszyło się, że staliśmy na światłach, a z samochodu obok ktoś wychodził, prosząc o autograf. Udawałam, że nie widzę, jak uśmiecha się po kryjomu, udając, że jest zirytowany. Po trzech i pół godzinie drogi dojechaliśmy na miejsce.
- Dziękuję bardzo. Za wszystko – powiedziałam, kiedy wyjmował moją torbę z bagażnika.
- Nie dziękuj. Gdyby nie to, że jesteś dobra, to nie dostałabyś się.
Uśmiechnęłam się szeroko, podziękowałam, mimo wszystko jeszcze raz i podeszłam do nowego trenera. Na pierwszy rzut oka wydawał się miłym, trochę starszym facetem, który lubi się uśmiechać.
- A więc w końcu cię poznałem! Tyle dobrego się nasłuchałem o twojej grze…
- Miło mi, Liliana – uśmiechnęłam się podając mu rękę.
Poszłam za nim do samochodu przygotowując się do następnej długiej jazdy. Weszłam do samochodu i zamknęłam drzwi. Szkoleniowiec zapakował moją walizkę, po chwili usiadł na siedzenie kierowcy.
- No więc tak: od jutra zaczynasz treningi z dziewczynami. Na początek chcę zobaczyć, jak spisujesz się na różnych pozycjach.
- Na jakiej pozycji najchętniej pan by mnie widział?
- Potrzebuję atakującej i środkowej. Ale i rozgrywającą bym nie pogardził.
- Najbardziej chciałabym być rozgrywającą, jednak o tym chyba pan już wie. W liceum grałam jednak i na dwóch pozostałych pozycjach.
- Widziałaś kiedyś na żywo, jak grają moje dziewczyny?
- Niestety nie miałam okazji.
- Więc jutro najpierw pooglądasz. Dopiero kolejnego dnia sobie pograsz.
- Oczywiście. O której będę musiała wstawać?
- O 7 jest śniadanie. Dali wam w kość na tych obozach, że się pytasz? – wyszczerzył się.
- Tak trochę – zrobiłam identyczną minę. – Budzik miałam ustawiony na 5:30, a śniadanie było o 6:15. Później treningi i od 17 koniec, czyli czas wolny dla nas. Nie powiem, że nas rozpieszczali, ale były dni-niespodzianki. Ale przecież nie będę tam do końca, więc nie mogę oceniać.
- Coś cię smuci? – widocznie wyczuł nutę smutku w moim głosie, bo zadał to pytanie.
- Zostawiłam tam tyle wspaniałych osób. Mówię głównie o chłopakach, bo nie będę miała okazji, żeby znów spotkać wszystkich na raz. Na dodatek – nie będę ukrywać – związałam się z jednym z siatkarzy i, chociaż dziś wyjechałam, to już tęsknię
- Można się spytać z którym?
- Atakującym Skry Bełchatów, Atanasijevićem.
- Wysokie loty, widzę.
- A jak lubię?
- No dobrze, przecież wam nie zabraniam.
Reszta drogi minęła miło, okazało się, że mój nowy trener ma znakomite poczucie humoru, a na dodatek mamy wspólne tematy. Cieszyłam się z takiego obrotu sprawy, chociaż słyszałam, że na boisku nie odpuszcza. Mijaliśmy kolejną wioskę przy głównej ulicy.
- Mógłby pan się zatrzymać? Muszę do toalety – po raz kolejny w tym dniu obnażyłam rząd moich zębów.
- Jasne, zjemy coś przy okazji, strasznie zgłodniałem.
-A’propos jedzenia; czy obowiązuje jakaś dieta?
- Zależy.
- Od czego?
- Od tego, czy w danym okresie gramy mecz – parsknął śmiechem.
Zatrzymaliśmy się przy jakiejś małej restauracji. Od razu pognałam do toalety. Od razu lżej. Zaraz po tym złożyliśmy zamówienia. Wzięliśmy sobie na spółkę pizzę.  Muszę zaznaczyć sobie na mapie tą knajpkę, bo jedzenie mają tu rozpływające się w ustach. Wróciliśmy do samochodu i ruszyliśmy w dalszą podróż. Okazało się, że, kiedy Alojzy chciał mi pokazać jakiś miejscowy zabytek, zgubiliśmy drogę.
- Gratuluję! Ale my tu przecież zginiemy! Ja chciałam pograć w tej reprezentacji troszeczkę, a nie zginąć, zanim jeszcze poznałam jakąkolwiek zawodniczkę!
- Spokojnie, zaraz znajdziemy drogę!
Nie obeszło się bez włączenia nawigacji. Dałam mu do zrozumienia, że wjechaliśmy w złą drogę, na dodatek wjechaliśmy o wiele za daleko. Cofnęliśmy się o kilka kilometrów, a trener zdecydował, że wcale nie jedziemy zwiedzać. Wróciliśmy na główną drogę i kontynuowaliśmy podróż. Zostało nam jeszcze do pokonania około 128 kilometrów. Zahaczyliśmy jeszcze o TESCO, bo miałam zamiar zaopatrzyć się w kilka tabliczek czekolady i lentylki. Kocham te czekoladowe cukiereczki. Jakby ktoś nie wiedział, to są one w stylu M&M’s-ów, ale tańsze i minimalnie mniejsze. Mięliśmy stary kościół i przejechaliśmy przez skrzyżowanie. 70 kilometrów… Już nie mogłam się doczekać, żeby poznać moje ,,współpracowniczki’’. Chwyciłam książkę, której nie dokończyłam wcześniej. Jane kochała Daniela, a ten z kolei był gejem, którego partnerem był Martin, ale był biseksualny i miał na boku partnerkę, Daniel, pragnąc zemsty przespał się z Jane, która była właśnie ukrytą partnerką Martina. Nic nie skończyło się szczęśliwie, bo dziewczyna, dowiadując się o tym, że Daniel był z nią tylko dla zemsty, rzuciła się pod pociąg, a Martin został bezdomny i wydziedziczony przez rodzinę, bo dowiedzieli się o jego orientacji seksualnej. Jednym słowem – masakra.
W końcu dojechaliśmy! Świderek wyjął walizkę z bagażnika i zaniósł do pokoju, który miałam z kimś dzielić, ale jeszcze tego kogoś nie poznałam. Zeszliśmy do stołówki. Stanęłam nagle w miejscu na widok pewnej osoby…
***
Nie miałam dziś pomysłu za bardzo.
JUTRO KONIEC ŚWIATA! Wierzycie w to? Bo ja nie xD
Wczoraj dodałam wam notkę, którą pisałam najszybciej, jak mogłam, bo trzeba było jechać na zakupy XD
Pozdrawiam serdecznie ; *

3 komentarze:

  1. Czekamy na dalszy rozwój sytuacji :D

    Pozdrawiamy i zapraszamy do nas http://milosc-na-boisku-siatkowka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie będę się powtarzać, bo nie lubię. Świetne i tyle! Pzdr ~Łapa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mi nie przeszkadza, kiedy się powtarzasz xD

      Usuń