środa, 19 grudnia 2012

Rozdział 22



Obudziłam się wyjątkowo o 9 rano. Akurat dziś wyjeżdżałam. REPREZENTACJO, PRZYBYWAM! Nagle uświadomiłam sobie, że moja mama nic nie wie! Szybko chwyciłam za telefon i wybrałam numer mojej rodzicielki.
- Cześć mamuś!
- Cześć – odpowiedziała zaspanym jeszcze głosem. – Coś się stało?
- Właściwie, to nie. Albo tak! Mamuś, mam bardzo radosną nowinę. Dostałam się do reprezentacji!!! Dziś wyjeżdżam na zgrupowanie kadry.
- Opuszczasz obóz?
- Tak. Ale to jest takie cudowne! Spełniło się moje największe marzenie! Nie cieszysz się?
- Cieszę się bardzo. Tylko chodzi o to, że jestem śpiąca, bo wczoraj przyjechała ciotka Weronika ze swoim małym i przez większość nocy nie spałam przez tego łobuza. Na dodatek nie piłam jeszcze kawy i nie myślę i nie okazuję uczuć. Mówiąc w twoim stylu, to masakra.
- No więc dziś wyjeżdżam, zostawiam tu wszystkich. Wezmę dla ciebie autografy od każdego. Kurek jest, też od niego wezmę. Ze specjalną dedykacją poproszę, specjalnie dla ciebie.
- No, widać, że moja krew! Mam nadzieję, że będę oglądać twoją grę w telewizji!
- Powoli, wątpię, że od razu trafię do pierwszej szóstki. Dobra, teraz kończę, muszę się spakować i ze wszystkimi pożegnać, pa!
- Grzeczna masz być! Pa!
Zakończyłam rozmowę i ruszyłam do łazienki. Najpierw się wykąpałam, następnie pozbierałam moje rzeczy stamtąd. Obeszłam całe mieszkanie, zaglądając do najmniejszych szpar, w poszukiwaniu czegoś, co przypadkowo mogłabym zostawić. Następna moja zła cecha. Gdziekolwiek byłam, musiałam pilnować moich bagaży, bo zapominałam czegoś wziąć. Chwyciłam walizkę, kiedy byłam pewna, że nic nie zostało, po czym wyszłam. Zanim zamknęłam drzwi, omiotłam spojrzeniem wnętrze, wspominając te miłe chwile i te trochę mniej miłe… Zakluczyłam drzwi od zewnątrz i ruszyłam korytarzem w kierunku schodów. Zauważyłam Piotrka.
- Cześ Pioootruś! Jak ja cię kocham…
- Dobra, daj tą walizkę.
- Jak ty mnie dobrze rozumiesz!
Zeszliśmy na dół, a on cały czas upominał mnie, żebym pisała do niego codziennie e-mail ze sprawozdaniem na dwie strony w Wordzie. Stwierdziłam, że nie starczy mi tuszu aż na dwie strony. Jesteśmy tacy cudowni.
- Dziękuję, już mogę wziąć ten bagaż.
- Ależ nie, ja poprowadzę!
Zaprowadził mnie na stołówkę, gdzie dziś wyjątkowo było drugie śniadanie.
- Jak cudownie, że jesteście tu wszyscy! – krzyknęłam, po czym wyciągnęłam z torby czysty zeszyt i długopis. – Każdy z was ma mi tu złożyć podpis, taki ładny i okrąglutki. Dla mojej kochanej mamusi. Taki zeszyt pamiątkowy. Do roboty!
Zeszyt poszedł w ruch i wszyscy (nawet blondasy) podpisali się. Później pamiątkowe zdjęcia. Z większością po kilkanaście.
- Lili, mamy coś dla ciebie! – Igła, jako przedstawiciel grupy wstał i uderzył widelcem w szklankę, prosząc o ciszę.
Na stołówkę wszedł Winiar z Zibim niosąc butelkę szampana, która była owinięta w czerwony materiał. Podeszli do mnie i otworzyli korek z hukiem. Od razu podstawiłam kubek.
- Naprawdę, nie musieliście! – wzruszyłam się.
- Ale to nie wszystko!
Odwinęli ten materiał z butelki i okazało się, że to koszulka reprezentacyjna! Z numerem 13! I MOIM NAZWISKIEM! Oczywiście wersja męska. Rozpłakałam się na ten widok. Nie musieli.
- Kocham was, wy chyba mnie też! – zaśmiałam się. – A teraz muszę się zbierać, bo trzeba ruszać!
Wytarłam łzy, odebrałam zeszyt, już cały zapełniony podpisami. Z każdym z osobna się przytuliłam i wymieniłam kilka słów na pożegnanie. Kubiak mi podziękował, że go zeswatałam. Winiar kupi mi na święta wiewiórkę. Zibi przeprosił jeszcze raz za wszystko. Ćupko kazał więcej się nie Miziać z Alkiem na jego oczach.  Kurek pogratulował mi dostania się do kadry. Igła umówił się ze mną na kurs drapania po plecach, bo teraz moja kolej przecież! Woicki życzył mi powodzenia. Pliński kazał pozdrowić trenera. Było tego mnóstwo! Na końcu podeszłam do Alka.
- Będziesz tęsknić prawda?
- Oczywiście! A ty nie zapomnij pisać codziennie. Każdego dnia ma byś sms na dzień dobry i dobranoc! Nie znoszę sprzeciwu.
- A ciekawe kto będzie cię budził codziennie rano, jak mnie nie będzie…
- Kostek zapewne – wyszczerzył zęby.
- Przygotuj się na zwalanie kołdry i ostre promienie słoneczne co rano. Raczej do ciebie nie podejdzie i nie da ci buziaka w policzek!
- Pfff, poradzę sobie sam. Istnieje taka opcja, jak drzemka! Nie będzie rano problemów.
- Zobaczymy!
Pocałował mnie na pożegnanie. Wziął moją walizkę i odprowadził do samochodu. Trener Anastasi miał mnie zawieźć do Warszawy, skąd odbierze mnie ktoś ze sztabu medycznego reprezentacji. Aleks włożył bagaż do bagażnika i szarmancko otworzył mi drzwi.
- Ci młodzi – prychnął Andrea.
- Do zobaczenia! Przynajmniej mam taką nadzieję…
Ostatni pocałunek, łzy w oczach i zbliżająca się tęsknota, to niezbyt dobra wróżba nadchodzącej przyszłości. Wsiadłam do auta, zamknęłam drzwi. Machałam, aż do momentu, kiedy straciłam go z oczu. W końcu wyjechaliśmy za miasto, a mnie ogarnął strach przed tym, co będzie.

2 komentarze: