niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 55



Przez kolejne trzy dni nie miałam co ze sobą zrobić. Zrobiłam całodobowy maraton filmowy, następnego dnia bardzo dużo biegałam. W końcu Aleks przyjechał. Z nieba leciała lekka mżawka. Wybiegłam na parking i rzuciłam mu się w objęcia. Upuścił torbę, złapał mnie w pasie i okręcił dookoła.
- Tak tęskniłam.
- Ja też. Chodź do domu, bo się przemoczysz. Rodzice się niecierpliwią.
- Nie obchodzi mnie to. Zostańmy jeszcze. Pewnie i tak patrzą na nas z okna.
- Tym bardziej powinniśmy iść, żeby o mnie złego zdania nie mieli. Wiesz, jeszcze cię gdzieś w piwnicy przykują i nie puszczą.
- Oni uważają, że jestem ich małą dziewczynką i trzeba o mnie dbać. Że nie potrafię dbać o dom ani nic zrobić, pewnie nawet prania wyprać.
- A potrafisz?
- To sarkazm? Bo jeśli tak, to się zaraz obrażę.
- No przepraszam. Dobra, chodź już. Jesteś spakowana?
- Już od trzech dni. Nie mogłam się doczekać.
- To poco chciałaś, żebym przyjechał dopiero dziś? – zaśmiał się.
- Nie wiem. Głupia byłam.
- Pamiętam, że mieliśmy się zobaczyć trochę później. Od kiedy zaczynasz grać z klubem?
- Nie mieliśmy się zobaczyć później. Może kilka dni. A zaczynam współpracę wraz z początkiem sezonu.
- Czyli będziemy mieli dużo czasu dla siebie, tak?
- Tak. A teraz siedź cicho, bo wchodzimy do środka, a tata rozumie po angielsku – wygładziłam mu T-shirt, złapałam za rękę i otworzyłam drzwi mieszkania. – Mamo, Aleks przyjechał!
- Już rozgrzewam obiad! Wchodźcie do salonu! – krzyknęła z kuchni.
- Do której zamierzamy tutaj zostać? – zapytałam atakującego.
- Jak najkrócej. Chcę, żebyś zobaczyła jak mieszkam. I się rozgościła.
- Zjemy obiad, zapakujemy moje rzeczy i możemy jechać. Mam nadzieję, że przestanie padać.
- Ja też, bo trudniej się jedzie. Pójdziemy może jeszcze na plażę?
- Możemy. Mam nadzieję, że posiadasz coś, w czym się wykąpiesz – wyszczerzyłam się. – Lekcja polskiego! Powiedz: szczeżuja.
- Sce-szu-ja – zaśmiał się siatkarz. – Trochę poćwiczę i będzie mi lepiej wychodzić.
- Usiądźcie – tata wskazał nam kanapę ręką. – Chciałem chwilę z wami porozmawiać.
- Tato, wiemy, że istnieją prezerwatywy i tabletki antykoncepcyjne. Nie sprowadzę ci wnuka na świat tak szybko. Nie jestem ułomem. Daj mi żyć po swojemu.
- No dobra. Ale ja nie miałbym nic przeciwko, gdyby się za jakiś czas taki mały szkrab pojawił…
- Nie, ja mam inne plany. Najpierw siatkówka, później inne rzeczy – w tej chwili przyszła mama z sosjerką. Wstałam. – Chodź Aleks, pomożemy mamie nosić talerze.
- Ja sobie poradzę, nie kłopoczcie się!
- Cicho, trzeba się trochę poruszać – poszliśmy do kuchni, wyjęłam odpowiednią ilość naczyń, dałam je Serbowi, a sama wyjęłam sztućce. – Mamo, nie będzie Tomka na obiedzie?
- Nie, twój brat znów gdzieś pojechał – Tomasz to mój bliźniak. Ciągle gdzieś przesiaduje z kumplami. Ma ulubiony skuter i uprawia stunt, czyli tricki na swoim pojeździe. Zawsze byliśmy od siebie podobni z charakteru, a z wyglądu jedynie kolorem włosów oraz oczu. Też całymi dniami przesiadywałam na mieście. Tylko on uważał siatkówkę za nudny sport, a ja kochałam ją ponad wszystko.

Zanieśliśmy z Aleksem talerze i poustawialiśmy je na stole. Ziemniaki stały już na podkładce, przy sosjerce serwetka, żeby nie upaćkał się stół, na talerzu dewolaje przygotowane specjalnie na dziś. Wydawałoby się, że jest idealnie, tak jak zawsze, jednak dla mamy był to pożegnalny obiad. Ten wyjątkowy. Ten, w którym pisklak wylatuje z gniazda. Musiała mieć rozdarte serce. Zasiedliśmy do stołu i porozmawialiśmy chwilę. Aleks kilka razy chwalił moją rodzicielkę za wyśmienite jedzenie. Kilka razy serdecznie dziękowała. Atakujący próbował coś mówić po polsku, korzystając z lekcji. Nie do końca mu się udawało, ale dawało powód do śmiechu. Pod koniec posiłku do domu przyszedł Tomek.
- Wróciłem! Jest szama?
- Jest, wbijaj. Tylko sobie weź talerz – krzyknęłam. Po chwili zobaczyliśmy mojego brata w mokrych spodenkach i przepoconej koszulce.
- O siema, Tomson jestem – podszedł do siatkarza i podał mu dłoń. Wyjątkowo postarał się mówić po angielsku. – Moja siora, kiedy była młodsza podniecała się tym, jak byłeś na boisku.
- A ty miałeś ścianę w szalikach Lechii Gdańsk! I spałeś w koszulce meczowej, którą dostałeś od jakiegoś piłkarza. Zastanawiam się, czy ją w ogóle wyprałeś…
- Dobra, starczy. Ty dziś jedziesz, tak? – pokiwałam głową. – Jadę z wami, wrócę pociągiem.
- Spoko, tylko musisz się szybko pakować. Po co chcesz jechać?
- Pozwiedzać. Poza tym chcę zobaczyć Bałuty w Łodzi.
- O.S.T.R.?
- Zgadza się.
- Dobra, tylko szybko jedz, bo trzeba się spieszyć.
***
 No siemucha ; p Dodałam trochę późno, ale dziś mam kumpelkę na noc i prawie o tym zapomniałam ;o Powinniście się radować!
Jakie rodzaje filmów lubicie oglądać? Bo ja uwielbiam fantasy typu ,,Władca Pierścieni'', ale za to nie cierpię horrorów. Piszcie!
Pozdrawiam serdecznie ; *

2 komentarze: