sobota, 2 marca 2013

Rozdział 49


Zdążyłam znaleźć się jakieś dwieście metrów od knajpki, kiedy dobiegł do mnie Aleks. Chłopak chwycił mnie w pasie, przerzucił przez ramię i powiedział:
- Już mi nie uciekniesz.
- A założymy się?
- Nigdy w życiu. Nie puszczę cię.
- No weź, ja mam swoje własne nogi, potrafię chodzić. Może ty nie chcesz dziewczyny, tylko dziecko? Byś mógł je nosić, bawić się z nim, grać w siatkę, jeździć samochodami, składać kolejkę…
- To co, za dziewięć miesięcy?
- Oszalałeś? Nie chcę mieć potomstwa w tym wieku!
- Szczerze, to ja na razie też nie – wyszczerzył się. – Na razie chcę kontynuować karierę i spędzać czas z wybranką serca.
- Dobrze, że nie wybranką oczu. Wiesz, kiedyś się zestarzeję, pomarszczę, skurczę, to już nie będzie to samo.
- Ja kocham ciebie, nie twój wygląd. Też kiedyś się zmienię, będę zrzędliwy, pewnie również łysy. Jak z kimś takim wytrzymać?
- Myślę, że dam radę. Możesz mnie odstawić? Twoje ramie wrzyna mi się w miednicę.
- Nie, bo to twoja miednica wrzyna mi się w ramię – wyszczerzył się i przekręcił mnie sobie na plecy. – Ale cię nie puszczę, bo znów uciekniesz.
- A jeśli następny raz zamówimy pizzę, a ostatni kawałek zostanie dla ciebie, to czy dasz mi iść na własnych nogach?
- Zastanowię się – milczał bardzo długą chwilę, dlatego powiedziałam poirytowana:
- Nie wiem jak w Serbii, ale w Polsce na zadane pytania się odpowiada…
- Nadal się zastanawiam – wystawił na wiatr te swoje dwa, lekko wystające przednie zęby, czyli według opinii publicznej – się uśmiechnął.
- Masz pięć sekund, inaczej zacznę się szarpać, gryźć i kopać. Chcesz tego? – pokręcił głową na nie. – Raz. Dwa. Trzy…
- Dobra, zeskakuj – zlazłam mu z pleców i wylądowałam na kolanie. – Miałaś zejść, nie się zabić. Zamierzasz tu spać, czy idziemy dalej?
- Bez agresji! Ja się już przecież zbieram. Ej, a coś ty taki wredny?
- Nie widzisz, że mnie uraziłaś?! Przeżywam tu przejście przez rozdroże myśli; mam  do wyboru podnieść kobietę, albo popatrzeć, jak sama się męczy i jak seksownie przy tym wygląda… Zaraz oszaleję! – teatralnie złapał się za czoło i wywrócił oczami w ten sposób, że widoczne były tylko białka oczu.
- Pani doktor melduje się i przystępuje do ratunku! Coś mi się wydaje, że oddychanie jest zaburzone, trzeba zastosować metodę usta-usta! – przysunęłam się do siatkarza i całując, walnęłam w okolice mostka.
- A to co było?!
- No przecież najpierw są dwa oddechy, a później trzydzieści uciśnięć – wyszczerzyłam zęby. – Chyba, że od czasu skończenia mojej edukacji zdrowotnej coś się zmieniło…
- Tak się nie robi! Mogłem się zakrztusić, albo coś w tym stylu.
- Połknąć język, udusić śliną, standard. Przez te wszystkie lata żyłam z myślą, że mogę zginąć podczas szycia igłą, albo zaciskając za mocno pasek od spodni.
- Miałaś życie przepełnione adrenaliną. Cud, że jeszcze nie gnijesz w grobie. Śmiem twierdzić, że się uzależniłaś.
- Może? Ale zazwyczaj to kłopoty ,,wpadają’’ na mnie, nie odwrotnie.
- Idziemy dalej? Nie mam ochoty czekać, aż przybiegnie jakaś hotka i zacznie skamleć o autograf i wspólne zdjęcie.
- Dobra, możemy iść. Coś czuję, że jak wrócimy, ktoś będzie do mnie dzwonił, a telefon zostawiłam w ośrodku.
Szliśmy jakieś pół godziny wolnym rytmem, wygłupiając się, czyli jak zawsze, aż w końcu doszliśmy na miejsce. Ochroniarz, ten samo, co poprzednio, spojrzał na nas, ocenił wzrokiem i zapisał w notatkach, że wróciliśmy. Nie wypowiedział ani słowa. Postanowiłam, że zejdziemy tu z Aleksem po południu i spróbujemy zrobić mu kawał. Jeszcze nie wiem jak, ale coś się wymyśli.

Wpadliśmy do mojego pokoju śmiejąc się do rozpuku, bo każdy z nas spróbował przedrzeźniać strażnika. Nawiasem mówiąc: kto zrobi groźniejszą minę. Zamarliśmy na widok pary leżącej na kanapie. Piotrek i Iga rzeczywiście bardzo (bardziej, niż myślicie) się polubili. Dziewczyna pozbawiona była koszulki, a Pit siedział już w samych bokserkach, próbując rozpiąć dziewczynie jeansy.
- Oh, pardon, mamy przyjść kiedy indziej? – zapytałam, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Oboje zrobili się czerwoni na twarzach i pospiesznie zasłonili goliznę.
- Zdecydowanie. Czy ty zawsze musisz przychodzić w nieodpowiednim momencie? – zapytał ze złością środkowy.
- O ile mi się zdaje, wam jeszcze nigdy nie przeszkodziłam. Znaczy… już tak – wyszczerzyłam zęby i cofnęłam się na korytarz. Pociągnęłam Aleksa za rękę, który chciał im jeszcze poprzeszkadzać, opieprzyłam za zachowanie, ale po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Widziałaś ich miny? – zapytał atakujący, nie przestając się śmiać.
- Jakby ktoś im nagle przelał całą krew do policzków. Komu jeszcze wspólnie przeszkodziliśmy w naszym życiu?
- O ile dobrze pamiętam, to Kostkowi i Agacie. Ale ty sama Klaudii i Zbyszkowi.
- Ile razy przeszkodziłam mamie i tacie, kiedy starali się o rodzeństwo dla mnie! Później nauczyłam się, że kiedy słyszę takie odgłosy z sypialni, albo łazienki, nie mam prawa tam wchodzić.
- Ja przeszkodziłem kiedyś wujkowi i cioci, kiedy byliśmy u kogoś w gościnie, na wsi. Miałem jakieś 5 lat, kiedy usłyszałem krzyk kobiety. Jako odważny chłopiec, rzuciłem się na ratunek. Pobiegłem po tatę i szybko udaliśmy się w stronę, z której dochodził odgłos. Leżeli w stodole na sianie, a ona właśnie szczytowała. Nigdy nie zapomnę tego, bo aż rozbolały mnie uszy.
- Taa, już ci wierzę, że tylko dlatego. Co było, jak ich zobaczyliście?
- Biedaczka się zakrztusiła, bo zobaczyła nas jako pierwsza. Miała odchyloną do tyłu głowę. Wuj chwilę po niej. Tata zasłonił mi oczy i szybko wyprowadził do domu. Po dziesięciu minutach para przyszła, a ja zapytałem się, czy nic się cioci nie stało i powiedziałem, że musiało bardzo boleć, skoro tak krzyczała. Dostałem szlaban na dwa tygodnie i nie mogłem wychodzić na podwórko.
- Dużo pamiętasz, jak na pięciolatka.
- Po prostu jakiś czas później rodzice wspominali to, jako anegdotę. Kiedy słyszeli ją ci, której ona dotyczyła, pochylali głowy, bo cały czas się wstydzili.
- Wcale się nie dziwię. Czekaj, słyszę dzwonek mojego telefonu ze środka – cały czas siedzieliśmy pod ścianą, więc nietrudno było usłyszeć. Tym razem zapukałam. – Można?
- Wchodź! – usłyszałam ze środka. Otworzyłam drzwi i zastałam Piotrka i Igę siedzących na kanapie przy włączonej telewizji. Już ubranych. Chwyciłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Pięć nieodebranych od mamy, dwa od cioci Basi, po kilka od koleżanek za szkoły. Oddzwoniłam najpierw do matuli, jakże zawsze kochanej.
- Cześć mamo.
- Cześć skarbie, cholera, czemu wcześniej nie odbierałaś?
- Byłam na mieście i nie brałam telefonu. Coś się stało? – udałam, że o niczym nie wiem.
- A nie? Dziewczyno, masz osiemnaście lat, chłopaka zaledwie przez ponad miesiąc i już jesteście narzeczonymi?!
- Spokojnie, to jest nasza decyzja. Nic ci do tego. Jeśli będziemy chcieli, uciekniemy do Vegas i weźmiemy potajemnie ślub, nawet cię nie zapraszając. Po prostu wiem, że to ,,ten jedyny’’.
- Zastanów się jeszcze. Dajcie sobie czas. A on nawet nie zapytał nas o zgodę…
- I nie musiał! Jestem dorosła, wiem czego chcę, to po pierwsze. Po drugie, nie jesteśmy w dziewiętnastym, czy dwudziestym wieku, żeby o rękę córki pytać ojca i matkę, czy na to pozwalają. Nasze życie, nasza gra, nasze zasady. A teraz wybacz, ale muszę oddzwonić do innych, którzy w przeciwieństwie do ciebie, zadzwonili z gratulacjami – wiem, że chamsko zakończyłam rozmowę i w ogóle. Ale moja mama nie ma nic do tego z kim jestem, jak długo i czy wezmę z tym kimś ślub. Nie miałam siły rozmawiać z nikim innym będących w połączeniach nieodebranych. Wyciszyłam dzwonki i w skrócie opowiedziałam Aleksowi o rozmowie.
***
Witam wszystkich po krótkiej przerwie. Nie dodawałam rozdziału, bo mam ostatnio strasznie mało czasu. Nauka, obowiązki, czytanie, szkoła, inni domownicy siedzący przy komputerze. Nie mam kiedy wbić. Połowę tej notki napisałam już w środę z zamiarem dokończenia dnia następnego, ale się okazało, że w czwartki mam próby tańca i musiałam jechać. W piątek nieoczekiwany wyjazd do Torunia i również cały dzień poszedł w pizdu. Dziś sobota, usiadłam i dokończyłam, kiedy reszta ukochanej rodzinki pojechała na zakupy.
Kim chcecie zostać w przyszłości? Ja mam ambitny plan. Zostanę siatkarką i cholernie mocno w to wierzę. Ktoś z Was może podziela moje plany? Czytają mojego bloga przyszli komentatorzy sportowi, fotografowie, sędziowie? A może coś zupełnie niezwiązanego ze sportem? Piszcie!
Przepraszam z całego serca i pozdrawiam, trzymacie się ciepło ; *

3 komentarze:

  1. Oj...miałam problem z przeczytaniem rozdziału! Jest czarna czcionka i żeby przeczytać musiałam zaznaczyć tekst :-/:-/
    Jeżeli możesz zrób coś z tym...nie wiem czy tylko mi się tak zrobiło ale nigdy nie miałam problemów z Twoim blogiem więc informuje :*
    Ale przeczytałam i bardzo mi się podoba! ^^
    No jam mogli przeszkodzić Pitowi i Klaudii w takim momencie :-D
    Pozdrawiam i czekam na więcej: Marta♥
    Rozumiem- nauka, obowiązki :-) :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już poprawiam, rzeczywiście jest problem. Przez przypadek prawdopodobnie kliknęłam. Za utrudnienia przepraszam!
      Dziękuję :3
      Tak, rzeczywiście, to było chamskie!
      Taa, wszystko mi się zwala na głowę...

      Usuń
  2. Świetny!!
    Zapraszam do siebie :)
    http://4volleyball4.blogspot.com/2013/03/rozdzia-ix.html
    Pozdrawiam ! ;D

    OdpowiedzUsuń