czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 34



Podróż minęła nam bardzo przyjemnie. Większość drogi rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Dowiedziałam się, jakie ma plany na przyszłość, jak bardzo rozczarowany jest swoją matką, co lubi robić, a czego nie cierpi i tak mało istotne rzeczy, jak ulubiony kolor czy potrawa. Postanowiłam zatrzymać się w Iławie, zrobić sobie chwilę postoju, odwiedzić ciocię. Postanowiłam jednak, że tym razem na pewno nie odwiedzę Galerii. Ciągle miałam przed oczami ostatnią sytuację z tego miasta. Poszliśmy więc do Kauflandu, żeby kupić coś słodkiego do jedzenia. Weszliśmy do dobrze znanego mi miejsca i od razy pociągnęłam Aleksa w stronę słodkości. Kupiliśmy kilka paczek żelków, całe kilo lentylków, w prezencie dla mnie. Wzięliśmy też picie i po dwie bułki serowe dla każdego. Wychodząc spod kas, zahaczyłam o sklepik z gazetami. Kupiłam Bravo Sport, w którym znajdował się plakat całej Skry, a ja nabijałam się, że Atanasijević wyszedł, jak wujek z brzuchem piwnym. Przeszliśmy kawałek dalej do sklepiku z drożdżówkami i stanęłam jak wryta. Do marketu właśnie wszedł nie kto inny, jak Marcin. Szybko odwróciłam się w stronę smakowitości i pociągnęłam za sobą Aleksa.
- Hej, kochanie, co się stało? – spytał zaskoczony nagłą zmianą miejsca.
- Zaraz ci powiem – cichutko pisnęłam, cały czas patrząc kątem oka na sytuację za mną.
- Jak chciałaś pączka, to trzeba było powiedzieć, a nie ściskać mi rękę z całej siły – zaśmiał się.
- Zamknij japę w tej chwili! – znów zrobiłam przerażoną minę i rozluźniłam uścisk – poproszę pączka.
- 98 groszy poproszę – drżącą ręką wyjęłam portfel z torby i znalazłam potrzebne pieniądze.
- Proszę bardzo.
- Dziękuję – zaryzykowałam i obejrzałam się przez ramię.
To był błąd. Zaraz za mną stał właśnie on, a ja podskoczyłam w miejscu ze strachu.
- Cześć Liliana, mam nadzieję, że tęskniłaś – mruknął mi do ucha.
Ręką szukałam dłoni Aleksa, ale natknęłam się tylko na powietrze. Odsunęłam się od Marcina i spojrzałam w bok. Atakujący stał kilka kroków ode mnie z pytającym wzrokiem. Miałam nadzieję, że mój napastnik jest kompletnym  idiotą i nie zrozumie, co mówię.
- Idziemy – powiedziałam po serbsku, czego nauczyłam się podczas podróży.
- Okay, możemy.
Pokonałam kilka dzielących nas kroków i ujęłam go pod rękę. Wyciągnęłam go z tego sklepu i przyspieszyłam, pragnąc jak najszybciej znaleźć się u cioci.
- Ej, co to było?
- Powiem, jak będę miała pewność, że nikt nie podsłuchuje.
- Chwila, podsłuchuje?
- Zaraz!
W końcu, po wielu obrotach głową do tyłu i zwiększonej dawce adrenaliny doszliśmy do tak pożądanego przeze mnie miejsca. Weszliśmy na klatkę schodową i szczelnie zamknęłam za sobą drzwi.
- Teraz słuchaj. Tamten facet to mój ex. Zanim przyjechałam do Rzeszowa, śledził mnie, a kiedy siedziałam w pociągu wykonał taki gest – odtworzyłam go. – Nietrudno zrozumieć, co miał na myśli, więc wolałabym, gdybyś się z nim nie zaprzyjaźniał. On chce mi coś zrobić, teraz też nas śledził. Ciągle patrzyłam za siebie, właśnie dlatego. Nie chcę, żeby coś się nam stało…
Wtuliłam się w jego tors i po prostu rozpłakałam.
- Nie płacz mała, nic się nie stanie. Nie pozwolę na to.
- A-a-ale o-on ma p-przyjaciół! – wyjąkałam między spazmami szlochu.
- Nic się nie stanie. Obiecuję. A teraz wytrzyj twarz i wejdziemy przywitać się z tą twoją ciocią – zrobiłam to, co mi polecił i  w końcu uspokoiłam. Po chwili spojrzał w dół i się uśmiechnął – Mała, pomoczyłaś mi koszulkę!
- Przepraszam – powiedziałam, wpatrując się w podłogę.
- Nie martw się – podniósł mój podbródek, nie pozwalając nie patrzeć mu w oczy – przecież ci obiecałem.
- Wiem. Ale bać się nie mogę?
- Możesz - uśmiechnął się i delikatnie pocałował. Był to chyba najdelikatniejszy pocałunek, jaki kiedykolwiek dostałam. Pomijając to, że zbyt wielu ich nie było. Dodał mi tym odwagi. – Wchodzimy?
- Tak – tym razem była już pewna wypowiedź.

U cioci spędziliśmy miłą godzinę, czekając na pociąg. Oczywiście nie obyło się bez autografu i mnie, jako tłumacza. Zjedliśmy ciasta i wypiliśmy herbatę. Kiedy przyszedł czas na dalszą drogę, pewność siebie całkowicie mnie opuściła. Złapałam Aleksa za rękę. Mocno.
- Nie bój się. Nie będzie źle.
Wyszliśmy na zewnątrz i ruszyliśmy w stronę stacji. Tak, jak myślałam, Marcin szedł około czterdzieści metrów dalej. Przyspieszyłam i tym razem nie ryzykowałam przejścia skrótem. Wolałam przejść drogą, na której było pełno ludzi. Dwie, czy trzy osoby poprosiły Atanasijevića o podpis, na szczęście w Iławie niezbyt wielu ludzi interesowało się siatkówką w wystarczającym stopniu, żeby go znać. Doszliśmy do naszego peronu i usiedliśmy na ławeczce. Usłyszałam dzwonek telefonu, oznaczający przyjście smsa. Wyjęłam go szybko z torebki. Odczytałam wiadomość.
Masz szczęście, że ten chłoptaś był z tobą. Do zobaczenia.
Urządzenie wypadło mi z ręki, ale złapał je siatkarz.
- Co jest?
- Napisał. Skąd miał mój numer?
- Co napisał?
- Że miałam szczęście, że byłeś ze mną ty. I ,,do zobaczenia’’, cokolwiek to miało znaczyć.
- Ma tupet. Chodź, pociąg przyjechał.
Weszliśmy do wagonu i poszukaliśmy wolnych miejsc. Reszta podróży minęła mi na przemyślaniu wydarzeń z przed kilku chwil. Można mi wierzyć, lub nie, ale niezbyt miłe doświadczenie.
***
Sorki, że tak późno, ale nie miałam weny. 
Pozdrawiam ; *

7 komentarzy:

  1. zaczyna się robic ciekawie.:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że zaczęło się robić ciekawie już jakiś czas temu, ale chyba się przeliczyłam xD Jednakże dziękuję serdecznie :3

      Usuń
    2. Źle mnie zrozumiałaś.xd oczywiście , że jest ciekawie . Teraz po prostu robi się jeszcze bardziej .:*

      Usuń
    3. Zrozumiałam dobrze, ale chciałam sobie pokręcić xD dziękuję bardzo : *

      Usuń
  2. mocno wciągające ;D czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję!
    Wejdę, jak tylko znajdę czas wolny :)
    Również pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń