- Puść mnie, idioto, nie chcę cię znać!
- Ale ja chcę ciebie. Nie wyrywaj się tak, to nic ci się nie
stanie – mimo ostrzeżenia, nadal wyrywałam się jak opętana. Zdrową nogą
wymierzyłam mu kopniaka w krocze, a kiedy poluźnił uścisk z bólu, wyrwałam się
z jego ramion. Dałam nurka pod wodę i odpłynęłam na kilka metrów. Później
zauważyłam Aleksa siedzącego z kimś na naszym kocu. Kto to do cholery był? Może
jeden z kolegów tamtego debila?
- Aleks, zmywamy się! – krzyknęłam podbiegając do
atakującego. – Szybko!
- Co się stało?
- Powtórka z wczoraj! – na te słowa Serb zerwał się z ziemi,
zawinął wszystko w koc i wsadził mnie sobie na barana.
- Do zobaczenia – powiedział do obcego dla mnie faceta i
pobiegł w kierunku wyjścia z plaży.
- Idź do jakiejś restauracji, żeby nas nie widział, kiedy
będziemy uciekać.
- Dobra, pójdę do tej rybnej.
Doszliśmy do pomieszczenia, a ja nałożyłam na siebie
sukienkę i usztywniacz w ekspresowym tempie. Aleks założył spodenki i koszulkę
tyłem do przodu. Kazałam mu to szybko poprawić. Zauważyłam Marcina, który
pobiegł w kierunku wyjścia z plaży i odetchnęłam z ulgą.
- Pójdziemy do następnego wyjścia z plaży, żeby go nie
spotkać.
- Zrobił ci coś?
- Nie zdążył, bo go kopnęłam i uciekłam.
- Jednak umiesz doskonale uciekać.
- Wiem. Czemu siedziałeś wtedy na kocu z tamtym gościem?
- To był jakiś Andrzej, chciał pogadać, to się zgodziłem.
- Okay.
- Masz zamiar iść z tym na policję? – zapytał, kiedy niósł
mnie po plaży.
- Dopóki tylko za mną łaził, to bym nie poszła, ale teraz…
Tak, chyba to zgłoszę.
- Wiesz, jak ma na nazwisko?
- Tak, dobrze je poznałam, kiedy byłam młodsza. Marcin
Warchlewski.
- Nie ma to jak trudne polskie nazwiska… Ja tego nawet nie
wymówię.
- Ty nie musisz. Ważne, że ja je pamiętam. Możesz mnie już
postawić, nie ma piasku.
- Ja lubię cię nosić.
- Odstaw. Bo będziemy za bardzo zauważalni.
- No dobra! Sama tego chciałaś.
Chłopak odstawił mnie za ziemię i złapał za rękę, żeby choć
trochę ułatwić mi chodzenie. Wspominałam już, że bardzo często mam zimne ręce,
nawet w lecie? Jeżeli nie, to teraz to robię. Zazwyczaj, jak do kogoś
podchodzę, żeby się przywitać, ta druga osoba ma gorące dłonie, tymczasem
temperatura moich jest obniżona tak, jakbym dopiero wróciła z przejażdżki
rowerowej w styczniu i bez rękawiczek. Tak było i tym razem.
Szliśmy w stronę przystanku tramwajowego, ale zauważyłam, że
tam właśnie czeka Marcin. Szybko zmieniłam kierunek i postanowiłam, że
pojedziemy autobusem. Pociągnęłam Aleksa w odpowiednią stronę, a kiedy posłał
mi pytające spojrzenie głową wskazałam kierunek mojego prześladowcy. Atakujący
zrozumiał od razu. Weszliśmy do pojazdu uprzednio kupując odpowiedni bilet dla Serba,
bo ja miałam miesięczny.
- Od razu jedziemy na policję?
- Chyba tak, im szybciej, tym lepiej. Wysiadamy za trzy
przystanki, skoro tak.
- Okay. Myślisz, że go znajdą?
- Na pewno. Nawet nie mam wątpliwości. Jest zbyt
charakterystyczny.
W końcu dojechaliśmy na miejsce i weszliśmy do środka. Podeszłam do biurka pierwszego lepszego
policjanta i powiedziałam:
- Dzień dobry. Chciałabym powiadomić o prześladowaniu.
- Imię, nazwisko i kogo prześladuje? – zapytał, biorąc
długopis do ręki i przygotowując odpowiednie papiery.
- Jestem Liliana Lenak… - pominę resztę wypowiedzi, bo
opowiada o tym, jak spotkałam Marcina i co robił, że uważam to za prześladowanie.
Minęło około 45 minut, kiedy mogłam opuścić komisariat. Gość
powiedział, że zrobią, co w ich mocy, aby znaleźć chłopaka. Przepakowałam
zawartość zwiniętego koca do torby i mogliśmy jechać do domu. Mama zdziwiła się
na nasz widok, bo w końcu przyjechaliśmy sporo przed czasem, ale kiedy
opowiedziałam jej wszystko, stwierdziła, że się dobrze zrobiliśmy. Oczywiście
przeraziła się na wieść, że ktoś mnie prześladuje, jak to ona.
Na czternastą, jak zapowiadano, był obiad. Moja rodzicielka
chyba chciała się popisać, bo przygotowała zrazy, które były zazwyczaj w niedzielę, a tego dnia był przecież wtorek.
Ale nie można mieć jej tego za złe, w końcu trzeba się popisać polską kuchnią
przed obcokrajowcem. Aleks powiedział, że teraz wie, po kim mam zdolności
kulinarne, a kiedy to przetłumaczyłam, mama się zarumieniła, a ja wybuchnęłam śmiechem.
Chłopak na to zrobił zdziwioną minę, bo nie wiedział o co chodzi, a ja miałam
następną rzecz do opowiedzenia ,,później’’. Po obiedzie postanowiłam, że pokażę
Aleksowi Fontannę Neptuna. Zależało mi, żeby dużo zobaczył w krótkim czasie, bo
mieliśmy wyjeżdżać za dwa dni. Przeszliśmy się po starówce, pojechaliśmy do Aqua
Parku, do Oliwskiego Zoo i jeszcze wiele innych rzeczy. Myślę, że atakujący
powinien być bardzo zadowolony. W końcu oprowadzałam go po mieście mojego
dzieciństwa, a on wydawał się być zachwycony.
***
Mam nadzieję, że to, co zrobiłam z Marcinem jest satysfakcjonujące.Uprzedzam, że to jeszcze nie koniec z nim. Mam co do niego plany ;)
Przypominam, że od jutra do 24 nie będzie rozdziałów.
Tą notkę dedykuję Łapie, która prowadzi blog o młodości ojca Harrego Pottera. Tą dedykacją się jej odwdzięczam i liczę na to, że kolejne rozdziały pojawią się szybciej xD
Pozdrawiam ; *
Satysfakcjonujące. ;D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę z tego powodu :D
UsuńSzkoda, że go nie zjadła lama, ale może być. :D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością. Wybacz, że tak późno komentuję, ale nie było mnie w domu. ;P
Lamy są fajne, ale musiałam urzeczywistnić moją historie xD
UsuńJa przepraszam, że tak późno odpowiadam.
Spoko :3