czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 26



Obudziłam się na dzwonek budzika.
- Jeszcze pięć minut – wymamrotałam.
- Jak sobie chcesz – odpowiedziała Iga, która właśnie zaczynała ścielić łóżko. – Ale na zbiórkę radzę się nie spóźnić.
Widząc jej szybkie ruchy z samego rana aż się zdziwiłam. Może zdążyła już wypić kawę? Albo nie spała od dłuższej chwili? Zignorowałam myśli i leniwie wstałam. Czułam się, jakby dopadł mnie kac-morderca. Ale to niezbyt logiczne, bo nic nie piłam. Wzięłam głęboki wdech, zabrałam przygotowane wczorajszego dnia rzeczy i ruszyłam do łazienki. Umyłam włosy, szybko podsuszyłam, po czym poszłam na stołówkę.

Iga już tam była. Machnęła do mnie ręką na znak, że zajęła mi miejsce. Dosłownie kilka sekund po tym, jak usiadłam, Kacper pojawił się koło mojego ramienia.
- Nie usiądziesz może ze mną? – spytał lekko zachłannym głosem szepcąc mi do ucha.
- Przepraszam, może podczas obiadu. Teraz już mam towarzystwo, chcę trochę poznać… współpracowniczki.
- Dobra, następnym razem będę szybszy – uśmiechnął się szelmowsko, wyprostował się i odszedł do jakiegoś innego stolika.
Trochę mnie zamurowało. Rozumiem, spodobałam mu się, ale to nie znaczy, że ciągle będę łazić tylko z nim! Mam obowiązki, znajomych, i tym podobne, a ten się wpycha z butami. Z rozmyślań wyrwała mnie Berenika Okuniewska.
- Ej, zadałam ci pytanie, co jest?
- Zamyśliłam się. O co pytałaś?
- O to, czy dostałaś już swój strój reprezentacyjny.
- Nie, jeszcze nie.
- W takim razie zaprowadzę cię po śniadaniu do Świderka.
- Okay, mam nadzieję, że będzie mój rozmiar – zaśmiałam się.
- Na razie dostaniesz taką bez nazwiska z tyłu. Na nazwisko trzeba sobie zasłużyć! – powiedziała to z udawaną irytacją, co wyszło jej wręcz genialnie. Wszystkie wybucnęłyśmy śmiechem.
- Drugi Winiarski – ktoś mruknął.
- Tamten jest jedyny i niepowtarzalny! Ale ta kopia mi pasuje. Tylko jakieś takie oczy trochę za ciemne…
- Bo ja nie zamierzam wyrywać lasek, jak Winiar. Ja zamierzam zwabić FACETÓW do łóżka, zerwać ubranie, później uprawiać dziki seks, a na końcu wyssać krew z ich ciała!
- Dobrze, że nie z czego innego… - dodałam rozbawiona tematem.
- Ej, ja to nie… Dobra, nie ważne.
- Okay, nie będę wnikać.

Zjadłyśmy śniadanie, po czym dostałam strój do ćwiczeń. Buty na razie miałam mieć swoje, stwierdzili, że za jakiś czas mi zasponsorują, bo muszą się przekonać, czy zostanę w składzie. Kiedy się przebrałam okazało się, że nie potrzebnie. Dziś miałam tylko oglądać. Jednak bluza rozgrzewkowa jest przydatna. Siedziałam na ławce, zaraz za bandą i obserwowałam gdzie i jak mam komu wystawiać. Później patrzyłam na rozgrywającą. Dawała ładne, szybkie piłki, jednak nie zawsze zdążyła podbiec i dokładnie wystawić. Mój wzrok padł na Libero. Mariola (Zenik, jakby ktoś nie wiedział) spisywała się na prawdę nieźle. Do piłek biegła z takim samym poświęceniem, jak Igła.

Po treningu miałyśmy pół godziny dla siebie, które wykorzystałam na rozmowę z Aleksem przez Skype. Byłam bardzo głodna. Kiedy spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że zostało pięć minut do obiadu szybko pożegnałam się z moim (jeszcze) chłopakiem, zerwałam się z łóżka i pobiegłam na stołówkę. Trochę obawiałam się tego posiłku, bo miałam usiąść z Kacprem. Walić to, byłam cholernie głodna! Wzięłam swoją zupę od pań kucharek i powoli ruszyłam na przód, uważając, by nie wylać. Za mną szedł nasz terapeuta.
- Pomóc ci?
- Poradzę sobie.
- Idź tam.
- A gdzie proszę?
- Nie proszę, ale wręcz błagam!
- O co prosisz…?
- Proszę o to, żebyś poszła do tamtego stolika i usiadła ze mną.
- Okay. Tak lepiej.
Usiedliśmy się na miejscu. Chłopak podsunął mi krzesło. Cóż za szarmanckość. Może jeszcze będzie mi zawiązywał sznurowadła i wycierał nos? Ta, niedługo się okaże, że tyłek też będzie mi podcierał. Irytował mnie naprawdę bardzo. Ale jeszcze bardziej mnie pociągał.
- No więc, chciałeś ze mną o czymś pogadać, czy jak?
- Też. Chciałem spędzić z tobą czas.
- Miło mi. Ale czy twój czas nie jest zbyt cenny, żeby marnować go na mnie?
- Marnować? To jest zaszczyt przy tobie być.
- Przestań. Nie rób tak! Jesteś niepoprawnym romantykiem. Nie lubię słodzenia. Jestem romantyczna, ale nie ciągle!
- Okay, to może powinienem po prostu zapytać, czy się ze mną przeruchasz?
- To byłoby bardziej szczere.
- Uważasz, że nie jestem szczery?
- Nie, po prostu nie lubię, jak ktoś mi mówi, że uroczo wyglądam, kiedy rzygam. To jest groteskowe. Nie lubię słodzenia, dla mnie liczą się fakty.
- Okay, idę, może niedługo zmienisz zdanie.
- A teraz rezygnujesz? Po prostu odpuszczasz? Nawet nie walczysz? To chyba mój czas jest zbyt cenny.
Wstałam, wzięłam talerz i odeszłam, żeby wziąć drugie danie. Iga widząc, że idę w jej stronę z wkurzoną miną zrobiła mi miejsce przy stoliku.
- Wieczorem ci opowiem – ucięłam, zanim jeszcze skończyła.

Obiad się skończył, po czym przyszedł czas na siłownię. Ćwiczyłyśmy do godziny dziewiętnastej. Później postanowiłam się umyć i pogadać z Aleksem. Jednak już po dziesięciu minutach rozmowy prawie wygadałam się o Kacprze. Wybrnęłam z wzmianki o nim mówiąc, że irytuje mnie obecność zbyt młodego i niedoświadczonego terapeuty w sztabie. Uwierzył. W myślach odetchnęłam z ulgą. Skończyłam rozmowę i opowiedziałam Idze o zaistniałej sytuacji. Poparła mnie, chociaż uważała, że romantycy są uroczy. Przebrałam się w piżamę i poszłam spać. Miałam dość dzisiejszego dnia.
***
Przepraszam! Bardzo! W święta i dzień po wolnym w ogóle nie siedziałam na komputerze... Nie miałam czasu. Kolejny raz proszę o wybaczenie. ;c 
Dziś taki trochę smutny rozdział. 
W końcu były treningi! I to dzięki mnie... xD Jestem genialna.
Dziękuję za 5909 wyświetleń! Matko, jestem wniebowzięta!
Jeszcze raz przepraszam!
Pozdrawiam ; *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz